Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

 Zaciekła kampania wyborcza i bezwzględna wojna w Ukrainie nie pasują do pięknej pogody późnego lata i wczesnej jesieni. Wrzesień nie kojarzy się w Polsce ze zwycięstwem. W toczonej wojnie wyborczej zwycięży zapewne któraś partia, jednak boimy się, że przegra Polska. To zaś oznacza, że zwyczajnie przegramy my wszyscy. Należymy do pokolenia dzieci wojny, które przez pół wieku marzyło o otwartych granicach i swobodzie podróżowania. O przynależności Polski do świata zachodniego nie śmieliśmy nawet marzyć.

Za sprawą rewolucji Solidarności, w której uczestniczyliśmy, to marzenie się po 1989 roku spełniło, a od 1 maja 2004 staliśmy się pełnoprawnym członkiem UE. Stosunkowo szybko, bo już po kilku latach za sprawą prawicowych polityków, coraz większa grupa Polaków zaczęła odrzucać liberalną demokrację i demonstrować swoje przywiązanie do wschodniej autokracji. Pod hasłami suwerenności narodowej, obrony tożsamości, obrony religii i wartości moralnych, wyjście Polski ze strefy cywilizacji zachodniej staje się coraz bardziej realne. Polak katolik zdaje się sądzić, że jest samowystarczalny.

Dwie Polski

  Dziwi nas to, bo jednocześnie widzimy, że dla wielu osób w Polsce ciężar wolności jest trudny do uniesienia, bo oznacza konieczność decydowania i ponoszenia odpowiedzialności. Także udziału w wyborach. Tymczasem potomkowie chłopów pańszczyźnianych i mitycznej szlachty nie zawsze odróżniają warcholstwo od wolności. Obecna PiSowa władza w polityce historycznej często odwołuje się do tradycji I i II Rzeczpospolitej. Zapomina jednak, że dawna Polska obroniła Europę przed cywilizacją Wschodu. Mamy na myśli Bitwę Warszawską w wyniku której Polska zachowała niepodległość, a cywilizacja Zachodu została uratowana przed bolszewizmem. Minęło 100 lat. Historia zatoczyła koło i mamy w Polsce kolejne starcie cywilizacji, tym razem między Polakami. Przeczy ono wyrytemu w kamieniu twierdzeniu – Polak Polakowi bratem.

Spór toczy się o to, czy mamy pozostać częścią cywilizacji łacińskiej, czyli demokratycznego Zachodu, czy podobnie jak Prezes, uznać, iż światło cywilizacji świeci jaśniej na Wschodzie, na Dzikich Polach. Tam gdzie króluje autorytaryzm, korupcja i zasada - czyja religia, tego władza. Cywilizacja, to poziom rozwoju społeczeństwa w danym okresie. Dzięki niej ludzkość się rozwija i nie cierpi niedostatku. Zauważamy, że w Polsce dostatek dóbr i jakość życia determinują wybór cywilizacji.

Mamy dwie Polski. Pierwsza, to duże i średnie miasta oraz zachodnia i północna część kraju, gdzie społeczeństwo w większości potrafi sobie samodzielnie zapewnić przyszłość. Ci ludzie w wyborach zagłosują na obecne partie opozycyjne i nie widzą w Donaldzie Tusku wroga narodu. Druga, to wschodnia i południowa Polska, gdzie społeczeństwo jest bardziej konserwatywne i niechętne zachodniej cywilizacji. Są to zwolennicy PiS-u, wierzący pod wpływem zakłamanych, rządowych mediów, że PiS im wszystko da, czym Polska bogata. Wierzą w odrażające kłamstwa najemników PiSowej propagandy, bardziej cynicznych od Goebbelsa i Urbana, że Tusk jest Niemcem, a Platforma wrogą partią zewnętrzną. Wierzą, bo w PiSmediach, zwłaszcza w TVP, nigdy Tuska na żywo nie zobaczą, ani nie usłyszą.

Spółka Wawrzyka 

W cywilizacji  Wschodu korupcja, a więc i różnego rodzaju afery są na porządku dziennym. Tam urzędnik państwowy nie musi być fachowcem, tylko zdyscyplinowanym członkiem mafii rządzącej krajem.

W 2015 roku PiS doszedł do władzy, ujawniając fakt, że jednego z ministrów Platformy przekupiono zegarkiem, a inni ministrowie z jej nadania spożywali ośmiorniczki na koszt suwerena. Dzisiaj nie ma problemu ośmiorniczek; są olbrzymie ośmiornice, których macki niszczą nasze państwo. Opozycja przedstawiła nam listę afer, m.in. aferę mailową Dworczyka, respiratorową Szumowskiego i Cieszyńskiego, kopertową Sasina, willi + Czarnka. Dopiero ostatnia z afer – afera wizowa Wawrzyka ujawniona przez obce służby, wstrząsnęła rządzącą partią i otworzyła oczy wiernym tej partii Polakom. Mówi o niej cały świat, bo i jest o czym. Polska, która buduje mury na granicach i organizuje anty migracyjne referendum, jednocześnie tworzy za pieniądze nielegalny kanał przerzutowy migrantów nie tylko do Polski, ale i do Europy oraz przez Meksyk do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Może to skutkować zawieszeniem Polsce przez USA i państwa strefy Schengen dotychczasowych udogodnień wizowych. Narażone zostało  bezpieczeństwo nie tylko Polski.

Pojęcia nie mamy jak Polska pod wodzą Prezesa z jego przybocznym Premierem, z zamiłowania kłamcą i działkowcem, poradzi sobie z tą kolejną aferą. Prezes i Premier na pewno wiedzą, kto należy do spółki Wawrzyka, kto czerpał korzyści, lecz nie mają odwagi tego ujawnić. W każdym kraju, gdzie rządzi siła prawa, panowie Morawiecki i Rau, pożegnaliby się już z władzą.

W podzielonej Polsce, klasa prawdziwych Polaków jest bezkarna. Coś się jednak zmienia. Aby kompromitująco nie przegrać z innymi kandydatami, Kaczyński z Warszawy, a Terlecki z Krakowa, uciekają na prowincjonalne, mentalne zadupie. Pierwszy w kieleckie, a drugi w sądeckie, co potwierdza, że jednak mamy dwie Polski, a nie jedną jak twierdzi Kaczyński.

Ślązacy i Opolszczyźniacy 

Jesteśmy również podzieleni na naszej opolskiej ziemi. Donald Tusk, będąc ostatnio w Opolu, chwalił nasze piękne miasto i mówił, że się cieszy, iż po pobycie na Śląsku (Gliwice) mógł przyjechać na Opolszczyznę. Serdecznie witali go ludzie z Opolskiego. Na wyborczym wiecu nie zauważyliśmy Ślązaków, ani przedstawicieli Mniejszości Niemieckiej. Jedni i drudzy stracili niepowtarzalną okazję do powitania Tuska i polskich telewidzów transparentem – „Witaj Donaldzie w stolicy Górnego Śląska”. Nieobecność przedstawicieli MN była tym dziwniejsza, że razem z Platformą od lat współrządzą w Sejmiku. Zajrzeliśmy do programu wyborczego MN, gdzie w 10-ciu punktach zawarte są jej cele i zadania na lata 2023 – 2027. Zaczynają się od potrzeby przywrócenia pełnych praw MN. O prawach Ślązaków się w programie nie wspomina, chociaż wiadomo, że bez Ślązaków MN niewiele znaczy. Dalej czytamy o konieczności poprawy systemu edukacji w Polsce, o konieczności równouprawnienia kobiet i mężczyzn, o poprawie funkcjonowania służby zdrowia, o stabilizacji finansów publicznych, ochronie środowiska i klimatu.

Po tych ogólnikowych zadaniach, MN przechodzi do najważniejszych, mianowicie zamierza siłą jednego posła Galli, poprawiać bezpieczeństwo Polski, przywrócić jej silną pozycję w UE oraz przywrócić pokój w Ukrainie. Trudno będzie tym programem coś w swoim trzeźwym środowisku zwojować. Jest to raczej program partii opozycyjnej. Program MN winien bronić jej godności i praw w ramach standardów Europejskich. Byt każdej mniejszości jest możliwy tylko w państwie praworządnym, w którym różnej maści nacjonaliści funkcjonują na marginesie społecznym. Nie wolno Mniejszościom popierać polityków, którzy dążą do ich asymilacji. Takich jak Janusz Kowalski, który czyni to z pełną premedytacją. Dla zachowania własnej godności nie można mu udzielić politycznego poparcia, ani partii z której kandyduje.