Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

            Od niepamiętnych czasów wiadomo, że nic nie łączy ludzi lepiej niż wspólny wróg. Przytaczamy to stwierdzenie, bo próbujemy zrozumieć zaciekłą antyniemiecką narrację w toczącej się kampanii wyborczej. Jest ona zdecydowanie mocniejsza od narracji antyrosyjskiej, zrozumiałej w obliczu toczącej się w Ukrainie wojny, a także dramatycznej wspólnej historii. W polskiej pamięci zbiorowej, nie zauważamy współcześnie żadnych śladów wrogości do Szwedów, którzy niegdyś mocno niszczyli Polskę. Nie dziwi więc, że w rankingu wrogich sąsiadów zawsze wygrywają Niemcy.

Mimo wielu wysiłków ludzi dobrej woli w Polsce i w Niemczech oraz polskich i niemieckich biskupów, nie udało się w sensie psychologicznym zamknąć w zbiorowej pamięci Polaków skutków II wojny światowej. Odnosimy wrażenie, że solidna pozycja Niemiec, jako wroga Polski i Polaków ma swoje głębokie historyczne korzenie.

Antyniemiecka szajba

W polskiej mitologii najstarszym jest mit „o Wandzie, co nie chciała Niemca”. Należymy do pokolenia, zapewne nie jedynego, któremu w ramach elementarnej edukacji i propagandy antyniemieckiej wbijano ów mit do głów. Stąd wiemy, że cudnej urody księżniczka Wanda była córką Kraka, założyciela Krakowa, co miało ponoć miejsce na przełomie VII i VIII wieku.

Wiemy też, że wolała ona popełnić samobójstwo, topiąc się w Wiśle, niż zgodzić się na małżeństwo z niemieckim księciem. Mieszkańcy Krakowa uczcili jej pamięć kopcem, którego szczyt zdobi marmurowa rzeźba orła, projektu Jana Matejki.

Żywotem Wandy zajął się najpierw ojciec kultury polskiej, biskup Wincenty Kadłubek, a później historyk i kronikarz, Jan Długosz. Z biegiem czasu, ta prawie 1400 - letnia opowieść o Wandzie stała się częścią polskiej tożsamości i mocnym fundamentem dla polityki historycznej.

Kierując się ku współczesności napotykamy w antyniemieckiej narracji bitwę pod Grunwaldem, Krzyżaków Henryka Sienkiewicza oraz Rotę Marii Konopnickiej, która obecnie jest hymnem PSL-u. Politycy tej partii godzą się na słowa – „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz. Ni dzieci nam germanił”. Prymitywne to, ale rajcuje nie tylko ich.

Każdy profesjonalny specjalista od kampanii wyborczej widzi, że na antyniemieckiej mitologii i zmanipulowanej historiografii można tanio i skutecznie prowadzić kampanię wyborczą. Negatywne doświadczenia historyczne z Rosją są skutecznie kompensowane mitem o mądrych i odważnych braciach Lechu, Czechu i Rusie, którzy dali początek słowiańskim krajom.

Mądrość Rosjan potwierdził osobiście prezydent Trump, mówiąc po wybuchu wojny w Ukrainie, że Putin to mądry facet. I tak Niemcy ukryci za fasadą UE, a nie bracia Rosjanie kształtujący naszą rzeczywistość polityczną, pozostały głównym podstępnym wrogiem, zagrażającym polskiej tożsamości. Na co dzień przypominają nam o tym politycy rządzącej partii. Bartosz Wieliński na łamach GW pisze: „Antyniemiecka szajba PiS”, im bliżej wyborów, tym bardziej będzie się nasilać.

Złość szkodzi

W polskim społeczeństwie niewiele osób czyta programy wyborcze, a jeszcze mniej przywiązuje do nich jakiekolwiek znaczenie. Wybory wygra ta partia, która potrafi wywołać silniejsze emocje.

Nie dziwi więc, że w lżeniu Niemców przez PiS-owskich polityków nie ma żadnych hamulców. Wśród nich, mówiąc Bąkiewiczem, „krużganek” antyniemieckości niesie Mateusz Morawiecki, który po usadowieniu się prezesa Kaczyńskiego na stanowisku premiera, został jego „chłopcem na (wyborcze) posyłki”. Jeździ po kraju i plecie androny. Po naszemu - opowiada pierdoły.

Po udzieleniu przez Manfreda Webera, niemieckiego europosła i przewodniczącego EPL wywiadu dla FAZ oraz złośliwym zmanipulowaniu jego wypowiedzi, w obozie Kaczyńskiego rozpętało się piekło. Uknuto hasło pokazywane na paskach TVP Info – „Niemcy dążą do przejęcia władzy w Polsce”.

Mateusz Morawiecki ogłosił rodakom, że „Na Wschodzie widzimy grupę Wagnera, a na Zachodzie grupę Webera”. Ziobro, przewodniczący partii, która głosi, że będzie bronić suwerenności Polski „przed niemieckimi kolaborantami w Polsce”, powiedział o Weberze – „Bezczelny Szwab”. Weber jest Bawarczykiem, więc wychodzi na to, że Ziobro postanowił go świadomie znieważyć.

Widać, że politycy PiS już kipią ze złości, iż po jesiennych wyborach mogą zostać pozbawieni władzy, a tym samym  posad i apanaży. Potencjalnego sprawcę owego nieszczęścia widzą w osobie Donalda Tuska. Przedstawiają go nam jako człowieka, który służy Niemcom.

Eurodeputowany, Tarczyński (PiS) nazwał go politycznym kelnerem Berlina. Nie zgadzamy się na ubliżanie kelnerom. Uważamy, że o wiele pożyteczniejszym zajęciem jest obsługiwanie ludzi, niż ich opluwanie przez różnego rodzaju złośliwych głupców politycznych. Francuska pisarka, Francoise Sagan powiedziała: „Głupota nie zawsze czyni złym, złość zawsze czyni głupim” i byłoby dobrze aby politycy o tym pamiętali.

Marnowanie potencjału

Na łamach Gazety Wyborczej, w dniu 30. czerwca ukazała się rozmowa red. Bartosza Wielińskiego z kończącym misję w Warszawie ambasadorem Niemiec, Thomasem Baggerem. Pokazała ona, że Bagger jest w przeciwieństwie do polskich polityków, niezwykle spostrzegawczym, kwalifikowanym dyplomatą. Zauważył intensywną, wieloaspektową rzeczywistość stosunków polsko – niemieckich, w tym intensywną i bliską współpracę ludzi na poziomie biznesu, kultury, naukowców i samorządowców.

Zauważył kulejące stosunki polityczne i to, że w Polsce kreśli się z wielką pasją zniekształcony obraz Niemiec. Określa jako nonsens tezę, że Niemcy chciałyby, by Polska była mała i słaba. Mówi, że dla wielu Polaków Niemcy są punktem odniesienia, co nie jest odwzajemniane, bo dla większości Niemców Polska jest tylko jednym z sąsiadów. Dlatego też (na szczęście - GB&BS) większość Niemców nie dostrzega lansowanego w Polsce zniekształconego obrazu Niemiec.

Bagger ubolewa, że Polska marnuje swój potencjał na forum UE, gdzie mogłaby odegrać ważną rolę. Kończąc rozmowę mówi, iż nadzieją Niemiec jest, że jej się to uda. Również żywimy taką nadzieję, ale wiemy, że najpierw trzeba w Polsce obalić stereotyp Niemca, a to w bliskiej perspektywie jest praktycznie niemożliwe. Nie ma co liczyć na to, że polscy prawicowi politycy zrozumieją kiedykolwiek, iż pożyteczny sąsiad na pewno jest lepszy od pożytecznego wroga. Do normalności w stosunkach między Polską, a Niemcami powinniśmy jednak dążyć tu na śląskiej ziemi, byłoby dobrze aby politycy o tym pamiętali.

Marnowanie potencjału

Na łamach Gazety Wyborczej, w dniu 30. czerwca ukazała się rozmowa red. Bartosza Wielińskiego z kończącym misję w Warszawie ambasadorem Niemiec, Thomasem Baggerem.

Pokazała ona, że Bagger jest w przeciwieństwie do polskich polityków, niezwykle spostrzegawczym, kwalifikowanym dyplomatą. Zauważył intensywną, wieloaspektową rzeczywistość stosunków polsko – niemieckich, w tym intensywną i bliską współpracę ludzi na poziomie biznesu, kultury, naukowców i samorządowców. Zauważył kulejące stosunki polityczne i to, że w Polsce kreśli się z wielką pasją zniekształcony obraz Niemiec. Określa jako nonsens tezę, że Niemcy chciałyby, by Polska była mała i słaba. Mówi, że dla wielu Polaków Niemcy są punktem odniesienia, co nie jest odwzajemniane, bo dla większości Niemców Polska jest tylko jednym z sąsiadów.

Dlatego też (na szczęście - GB&BS) większość Niemców nie dostrzega lansowanego w Polsce zniekształconego obrazu Niemiec. Bagger ubolewa, że Polska marnuje swój potencjał na forum UE, gdzie mogłaby odegrać ważną rolę. Kończąc rozmowę mówi, iż nadzieją Niemiec jest, że jej się to uda. Również żywimy taką nadzieję, ale wiemy, że najpierw trzeba w Polsce obalić stereotyp Niemca, a to w bliskiej perspektywie jest praktycznie niemożliwe.

Nie ma co liczyć na to, że polscy prawicowi politycy zrozumieją kiedykolwiek, iż pożyteczny sąsiad na pewno jest lepszy od pożytecznego wroga. Do normalności w stosunkach między Polską, a Niemcami powinniśmy jednak dążyć tu na śląskiej ziemi, gdzie Niemcy mieszkali od zawsze i nikomu nie wadzili. Nie musimy wszczynać ostrych zatargów, bo jak pisze brazylijski pisarz, Paulo Coelho: „Najlepszym wojownikiem jest ten, kto zdoła wroga przemienić w przyjaciela”.

Podoba nam się próba załatwienia żywotnych spraw Mniejszości Niemieckiej poprzez Komisję Petycji UE. Różne (o)polskie Janusze i Patrusie nie mają prawa kosztem naszej godności i wolności załatwiać swoich partykularnych interesów politycznych. O ile jednak nadal zechcą to czynić, to pamiętajmy o naszej najsilniejszej broni – regionalnej solidarności i karcie wyborczej.