Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

         Nastał czas Adwentu, który jest okresem oczekiwania na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. Jedna z adwentowych pieśni głosi: „Radość dziś nam, bo już blisko jest Pan”. Palą się kolejne świece adwentowe, których światło niesie przesłanie, by nigdy nie zabrakło nam nadziei, że wszystko ułoży się pomyślnie w przyszłości. Jednak coraz mniej miejsca jest wokół nas na pokój, radość i miłość. Adwent początkowo miał charakter głównie pokutny, dzisiaj posiada też charakter refleksyjny. Mamy wiele rzeczy do przemyślenia i do głębszych rozważań. Powoli wraca COVID.

Tuż za naszą granicą, w Ukrainie, Rosja nadal prowadzi bratobójczą wojnę w której życie tracą dziesiątki tysięcy ludzi. Miliony Ukraińców stają się uchodźcami. Jej skutki odczuwa również Europa, a szczególnie Polska. Wojny zawsze wywołują rządzący, a cierpienia dotykają zwykłych ludzi.

W trudnym wojennym czasie, nasz byt i bezpieczeństwo zależy w dużym stopniu od ludzi władzy. Zastanawiamy się, czy rządzą nami ludzie dobrej woli, miłujący pokój i bliźniego swego, a także dbający o rację stanu.

A to Polska właśnie  

Podzielone na dwie główne części społeczeństwo, coraz bardziej przesycone jest niechęcią, a nawet nienawiścią. Jedni Polacy obrzucają błotem drugich i odmawiają im rozumu, a nawet polskiej tożsamości.

Partia władzy uważa opozycję za wrogów państwa i narodu. Samozwańczy Naczelnik, jak zwykle otoczony kokonem kilkuset policjantów, w czasie jednego z adwentowych występów w narodowym cyrku objazdowym, powiedział, że opozycja chce sprowadzić nasze społeczeństwo do poziomu lumpenproletariatu. Zagroził zniszczeniem tych ludzi, a to z demokracją ma już niewiele wspólnego.

Opozycja, która uważa partię władzy za podstawowe zagrożenie dla państwa i narodu, zdaje się już na bzdurne wypowiedzi Prezesa nie reagować, a sam Prezes nie widzi, że staje się coraz bardziej zdziwaczały. Niegdyś polityk musiał mieć osobowość, dzisiaj widzimy głównie cynicznych populistów i komediantów.

Gdy oglądamy w TV dyskusje polityków, to mamy wrażenie, że  nie mają oni elementarnego wychowania; nie rozróżniają prawdy i fałszu i nie znają elementarnej logiki. Na ogół wszyscy mówią jednocześnie, co z góry wyklucza zrozumienie, o co im chodzi. Widzowie skazani są zatem na domysły. Jeśli ktoś się podoba, to zapewne mówi prawdę. Ci, których nie lubimy, nie mogą mieć racji, bo każdy z nas ma swoją własną prawdę i nie potrzebuje słuchać o co chodzi innym.

Głęboko podzielony naród, nawet z liczną armią, nie może tworzyć silnego państwa. Gdy jeden ciągnie w lewo, to drugi z przekory politycznej ciągnie w prawo. Obaj się zmęczą, zaś wynik będzie lichy.

Aby zrozumieć dlaczego tak się dzieje, trzeba sięgnąć do Wesela Stanisława Wyspiańskiego, gdzie w jednym z wersów tego dramatu, autor uświadamia nam – „A to Polska właśnie”. Żaden Adwent, żadne opłatki wigilijne nie zmienią polskiej polityki, głęboko związanej z polską tożsamością.

Polska tożsamość narodowa

Polska polityka od wieków miała dwóch wrogów. Wroga wschodniego, który zagrażał narodowi utratą wolności oraz znacznie gorszego wroga zachodniego, zagrażającego  narodowi utratą polskiej tożsamości.

Długo nie rozumieliśmy znaczenia groźby utraty polskiej tożsamości. Dwa miliony Polaków mieszka i pracuje w Niemczech, w tym prof. Zdzisław Krasnodębski, mąż Julii Przylębskiej z Trybunału Konstytucyjnego, który bynajmniej nie pała miłością do Niemców. Żyją tam spokojnie i może dlatego jakoś nie dostrzegamy ich wewnętrznej spójności, ani przesadnego poczucia jedności z Polską Kaczyńskiego.

W końcu o tożsamości narodowej decyduje wspólnota kultury, nie wspólnota krwi. Dopiero wtedy, gdy wyobraziliśmy sobie Janusza Kowalskiego pozbawionego polskiej tożsamości, zrozumieliśmy o co chodzi. Naród skierowany w stronę przeszłości potrzebuje wrogów, jako składnika swojej tożsamości. Niemiec jest dla większości Polaków bardziej obcy, niż Rosjanin. Zrozumieliśmy, dlaczego rządowe media prowadzą wojnę z Niemcami i przedstawiają UE jako niemiecką, czwartą Rzeszę.

Zrozumieliśmy też, dlaczego Rządowi nie opłaca się złożenie wniosku o należne nam unijne pieniądze z Europejskiego Funduszu Odbudowy. Rząd podległy Naczelnikowi, długo zastanawiał się czy wyrazić zgodę na rozmieszczenie w Polsce niemieckich baterii rakiet Patriot. Inaczej mówiąc, zastanawiano się czy ważniejsza jest nienawiść do Niemców, czy życie Polaków. Zdrada, czy głupota pytała opozycja.

Naszym zdaniem, jedno i drugie. To, co jest zdradą interesu narodowego, może być głęboko korzystne dla partii i samozwańczego Naczelnika. A mamy, tak jak to już kiedyś bywało, tylko jedną słuszną partię i jednego wodza.

Podobno historia może czegoś uczyć. Jednak, aby tak było, trzeba ją poznać. To zaś jest niezwykle trudne wobec polityki historycznej prowadzonej przez państwo PiS.

Sieroty po Władysławie

Spróbujmy sięgnąć do historii, którą znamy z własnego doświadczenia i obserwacji. Przeżyliśmy wojnę, po której antyniemieckość w naszym otoczeniu była zjawiskiem powszechnym. W okresie PRL była najbardziej eksponowana podczas rządów Władysława Gomułki; był jej prekursorem. Jego antyniemieckość nie wynikała z przemyśleń historycznych, tylko z potrzeby posiadania wyrazistego wroga. Potrafił na potrzeby sprawowania władzy umiejętnie wykorzystywać antyniemieckie nastroje Polaków.

Tuż po wojnie, w 1945 roku powiedział: „Władzy raz zdobytej, nie oddamy nigdy” i tę polityczną ideę próbuje dziś wcielać  w życie Kaczyński. W przeciwieństwie do Kaczyńskiego, Gomułka tępił bogactwo w swoim otoczeniu, nie promował miernot i nie musiały go chronić kompanie policjantów. Nie miał brata bliźniaka, więc nie musiał też patronować akcjom obchodzenia miesięcznic, stawiania pomników i nazywania imieniem rodziny ulic, rond, placów, a ostatnio tuneli.

Większość Polaków jest przekonana, że Kaczyński podobnie jak Gomułka, również kieruje się antyniemiecką fobią, a tylko jego wielbiciele uważają, że polską racją stanu. To drugie jest nierealne, bo znowu sięgając do „Wesela” widzimy, że do tego potrzebny jest współczesny „Wernyhora”. Na razie go nie widać, więc i nasze wybory są byle jakie.

Uważamy, że dzisiaj kierowanie się niemiecką fobią, to „robota głupiego”. Jarosław może antyniemiecką ciemnotę wciskać swoim sierotom po Władysławie. Sierotom, które na komendę będą z nim rechotały, biły brawa i machały chorągiewkami, nie widząc, że ich „król jest nagi”.

Od dawna jesteśmy z Niemcami w jednej europejskiej rodzinie, kilkaset tysięcy Polaków pracuje w Niemczech, po obu stronach granicy zawarto setki tysięcy małżeństw polsko – niemieckich. Około 10 milionów niemieckich obywateli urodziło się poza granicami Niemiec. Nie mieli dziadków w Wehrmachcie; mają inną pamięć niż my.

Prezesowi chodzi o  pokazanie Europie złych Niemców i dobrych Polaków, ale większość jego wypowiedzi na szczęście nie dociera do niemieckiego odbiorcy. Wróćmy do Adwentu, bo nie samą polityką człowiek żyje. Żyjemy przede wszystkim w rodzinach. Im większe zagrożenie zewnętrzne, tym ona jest ważniejsza. Adwent rodzinny i pokój w naszym otoczeniu, mogą nam dać siłę do przetrwania czasu niepewnego i niebezpiecznego, który ciągle jest przed nami.              

Oczekując końca bratobójczej i bezsensownej wojny w Ukrainie, wszystkim naszym Czytelnikom z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzymy dobrego zdrowia, pokoju i bezpiecznego bytu.