Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

Jesień polityczna w Polsce rozpoczęła się wznowieniem spotkań Prezesa ze swoimi zwolennikami. Zaplanowano spotkania w 94-ech okręgach, które składają się na nową strukturę PiS. Mają one zapewnić zwycięstwo wyborcze Zjednoczonej Prawicy. Obejrzeliśmy transmisje telewizyjne z kilku spotkań z mieszanymi uczuciami. Zobaczyliśmy człowieka, który wkroczył w jesień życia politycznego, ale nadal chciałby się cieszyć pełnią władzy, mimo, że nie ogarnia bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Prezes nie skupia się na problemach państwa i nie potrafi zachować emocjonalnej równowagi.

Zbyt wiele uwagi poświęca „totalnej opozycji”, nazywając ją agenturą Putina, kiedy ta żąda od niego, aby przestał katastrofę smoleńską - mimo Odpowiedzialnisc braku dowodów - uznawać za zamach. Odnosimy wrażenie, że Prezes zatrzymał się w swoim rozwoju intelektualnym i mentalnym na początku XXI w. Wtedy też zaczęły się kończyć dobre czasy, zapoczątkowane rewolucją Solidarności.

Benefis Prezesa  

Dzisiaj symbolem końca dobrych czasów w polityce, jest odejście Elżbiety II, królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Królowa była symbolem elegancji, rozumu i politycznego rozsądku. Tego wszystkiego brakuje naszemu „królowi” Jarosławowi, chociaż ma o wiele więcej władzy od  Królowej i o wiele mniej odpowiedzialności za państwo. W poczuciu głębokiego szacunku dla Królowej, nie wypada nam wieścić dalszych porównań. Zachęcamy jednak Prezesa do kontynuowania objazdu Polski. Ostatniego, pożegnalnego, podczas którego w każdym z odwiedzanych miast i miasteczek, jego zwolennicy organizują mu benefis. Zaproszeni goście, z chorągiewkami w ręku, uroczyście czczą dorobek polityczny Prezesa. Są dziewczyny z wiankami na głowach, gospodynie wiejskie ubrane na ludowo, straże w galowych mundurach, chóry i orkiestry. AntyPiSowy element nie jest dopuszczany przed oblicze Prezesa. Jego spokoju pilnują specjalne oddziały Policji, częstujące nieproszonych gości gazem pieprzowym. Wydaje się nam, że Prezes sam będąc antyprzykładem normalnej rodziny, nie powinien na benefisach tłumaczyć, jak powinna wyglądać polska rodzina. Czyni to w czasie, kiedy w Polsce pogarszają się warunki do założenia rodziny, a słaby złoty powoduje wśród osób młodych wzrost nastrojów migracyjnych.

Na Forum Ekonomicznym w Karpaczu dowiedzieliśmy się od Prezesa, że odczuł „obcość kulturową”, kiedy pierwszy raz był na Zachodzie w Wiedniu. My byliśmy tam wiele razy, ale obcości doznaliśmy dopiero teraz, kiedy przyszło nam patrzeć na jego dziurawe buty w których paradował w Karpaczu.

Jego nowobogackie otoczenie chyba stać na kupienie mu pary nowych butów, aby nie musiał zawstydzać swoich wyznawców i hołdowników. W Karpaczu, Prezes powiedział, że Unia jest obca Polakom z jego kręgu politycznego, a zarazem kulturowego. Konflikt jego wyznawców ma zatem posmak zderzenia cywilizacji Wschodu z Zachodem. Wiednia z Dzikimi Polami.

Dla nas sprawa jest jasna; jeśli Polska wyjdzie z Unii, to nieuchronnie znajdzie się w obrębie ruskiego miru, w którym Rosja stanowi centrum świata wschodniosłowiańskiego. Trzecia droga, prowadząca Polskę do tak zwanego Międzymorza, a nawet Trójmorza jest mamidłem, bez szans na realizację. Nawet silne poparcie Ameryki nie wystarczy, aby przekształcić Polskę w regionalne mocarstwo, które będzie dyktowało swoje warunki innym krajom.

Ewangelie Mateusza

Zanim spełni się  PiSowy sen o potędze, trzeba będzie przetrwać zimę, zarówno w jej wymiarze fizycznym, jak i politycznym. Jesteśmy pokoleniem 80+, które wiele przeżyło, ale jak nigdy, boimy się nadchodzącej zimy; boimy się zimna, biedy i niepokojów społecznych. Część narodu ogarnęło wielkie wzmożenie patriotyczne, w związku z wojną w Ukrainie i walką o reparacje od Niemiec.

Reszta jest zmuszona zająć się przygotowaniami do nadchodzącej zimy, tym bardziej, że na rządzących nie może liczyć. Premier zamiast pełnić w kraju rolę gospodarza, jeździ po kraju i głosi PiSowskie dobre nowiny. Wie, że święte prawdy na ogół ludzi nie interesują, więc  stara się niewygodne prawdy przedstawić jako trzecią prawdę ks. Tischnera. Zachowuje się często jak góralski sołtys, informujący nas – Chocia ja tu między wami „sołtysem”, ale bede do wos godoł jak prosty chłop. Nieustannie demonstruje swoją niechęć do Tuska i do Niemiec. W kwestii niemieckiej Premier gada, jak niegdyś Gomułka. Apeluje (Der Spiegel) do niemieckich rodzin, aby zastanowiły się, skąd pochodzą dzieła sztuki w ich domach, tak jakby jako historyk, a zarazem mieszkaniec Ziem Zachodnich, nigdy nie słyszał o wielkim polskim powojennym szabrze rozpoczętym, zanim jeszcze te ziemie przyznano Polsce. Mówi, że niemiecka energetyka legła w gruzach i plecie androny, że załatwił dla Polski dostawy prądu i węgla z Ukrainy. Jednak najlepsza jest jego „trzecia prawda” o tym, że „Polska jest lokomotywą rozwoju w Europie”. Natychmiast przypomina się nam jeden z najpopularniejszych wierszy, Juliana Tuwima – Lokomotywa. Jest, a jakże, parowa. Stoi, ale nie sapie, nie dyszy i nie bucha. Z prostej przyczyny – Nie ma węgla. Nawiązując do Bismarcka, pozwalamy sobie na radę dla rodaków – Pozwólcie nadal Morawieckiemu rządzić, a sam Was wykończy.

Odpowiedzialność zbiorowa                                                                                                                                

 Historia w PRL, była nauczana tak, aby Polacy myśleli, że Polska z Niemcami nie miała nic wspólnego, poza ciągłymi bitwami. Przybliżano im bitwy pod Cedynią, a szczególnie pod Grunwaldem. Ta negatywna historia ciągnie się poprzez wóz Drzymały, twórczość Sienkiewicza i Konopnickiej po Wieluń i Westerplatte. A jednak trudno wykreślić z polskiej historii spotkania Mazowieckiego i Skubiszewskiego z Kohlem, listu polskich biskupów do biskupów niemieckich, czy pojednania z Niemcami, którego efektem był upadek Muru Berlińskiego. Po co tworzyć jakąś potworną pamięć, gorszą od rzeczywistej i winić za wszystko Niemców, od nierządu przed rozbiorami po wojnę w Ukrainie, zamiast rozmawiać z nimi na płaszczyźnie dyplomatycznej. Trzeba mieć na uwadze to, że jak się nie potrafimy dogadać z nimi, to oni mogą dogadać się z Rosją. A nie dogadamy się nigdy, jeśli pomazańcy Prezesa będą mówić do Niemców językiem nienawiści. Czy naprawdę wypada polskiemu posłowi (Piotr Kaleta) mówić – Dziś Niemcy, to potomkowie szwabskich morderców, którzy mają na kolanach błagać o przebaczenie i w zębach przynieść należne reparacje. Sami jesteśmy Niemcami. Po wojnie uznano Ślązaków za lud odzyskany, który od wieków marzył o powrocie do Polski. Zmieniono nam imiona i nazwiska, poprawiono nagrobki na cmentarzach. Zabroniono używania języka niemieckiego. Nazywano nas Helmutami i Szwabami, ale nie potomkami morderców i nie stosowano wobec nas bezpośredniej odpowiedzialności zbiorowej. Pozwolono nam się kształcić. Wydaje się nam, że pracowaliśmy dobrze dla nowej ojczyzny. Za pracę zawodową oraz pełnione funkcje społeczne i polityczne otrzymaliśmy sporo odznaczeń resortowych, regionalnych i państwowych. Co się zatem stało, że dzisiaj w wolnym i ponoć demokratycznym państwie, mówi się do nas językiem głębokiego Wschodu. Kto jest za

 Kto jest za to odpowiedzialny? Państwo, dzisiejszy polski Kościoł, a może Prezes? Nie oczekujemy odpowiedzi. Obawiamy się jednak, że oprócz obrażania nas, może komuś wpaść do głowy żądanie, abyśmy się wynieśli z naszego Heimatu. Wszystko przed nami.