Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

Premier Morawiecki i prezes Kaczyński zapowiadali, że będą rechrystianizować Europę i bronić Kościoła. To im się nie udało. Ale w tym samym czasie udało im się coś zgoła innego: przyspieszyli proces dechrystianizacji Polski. Im więcej religijnej prawicy w sferze publicznej, tym szybsza sekularyzacja.

Polscy biskupi już to wiedzą, choć jeszcze wewnętrznie się z tym faktem nie pogodzili: w Polsce mamy już nie tyle biegnącą, ale galopującą sekularyzację. Widać to nie tylko w twardych danych socjologicznych, ale przede wszystkim w postawach ludzi. Zacznijmy od zachowań młodych ludzi. Wszak to oni, jak naucza Kościół, są przyszłością Kościoła. A tu mamy radykalny kryzysy. Młodzi stają się obojętni na kwestie religijne. Ostentacyjnie wręcz z religii rezygnują. Wymazują ją ze swojego horyzontu życiowego. Głośno ostatnio zrobiło się o Wrocławiu, gdzie został pobity rekord. Na religię w roku szkolnym 2022/2023 nie chodzi już ponad 80 proc. uczniów szkół średnich. Lepiej statystyki prezentują się, gdy spojrzymy na szkoły podstawowe: w latach 2018-2019 w katechezie brało udział 79,7 proc. uczniów wrocławskich podstawówek. Dwa lata temu więcej rodziców zdecydowało się na wypisanie dzieci z katechezy. Frekwencja spadła do 78,2 proc., a rok temu ten spadek był jeszcze większy — uczęszczało 69 proc. uczniów podstawówek. Ale to zestawienie pokazuje jedno: gdy tylko młodzi ludzie kończą 18 lat i sami mogą decydować o sobie, natychmiast wypisują się z lekcji religii. Raz jeszcze potwierdza się prawda, że dziś już katolikiem się nie rodzisz, jak to bywało kiedyś zgodnie z tradycją rodziną i środowiskową, ale się nim stajesz przez osobisty wybór.

Inny przykład pokazujący kryzys, w jakim znajduje się obecnie polski Kościół, to brak powołań kapłańskich i zakonach. Jeszcze wczoraj w głosie polskich księży i biskupów dało się wyczuć nieskrywany tryumfalizm polegający na głębokim przekonaniu, że w Polsce księży nie może zabraknąć. Że to my — polski Kościół — jesteśmy kopalnią powołań nie tylko dla polskiego Kościoła, ale także nasi księża to wręcz "duchowy" towar eksportowy. Dziś próżno szukać takie retoryki w ustach biskupów. Obecnie niemal każdego dnia słyszmy o kłopotach seminariów, które borykają się z brakiem kandydatów. Pozostańmy na Dolnym Śląsku: Metropolita wrocławski ks. Józef Kupny łączy seminaria we Wrocławiu, Legnicy i Świdnicy — przyszli księża będą się kształcili jedynie w tym pierwszym mieście. Powód: brak powołań oczywiście. W tym roku w Legnicy wyświęcono dwóch księży, a w Świdnicy trzech. Mieliśmy, przypomnijmy, być "krainą obfitującą w powołania", a kończymy — podobnie jak Zachód — na zamykaniu seminariów z powodu ich braku.

I ostatnia pocztówka z Polski pokazująca głębokość przemian postawy religijnej Polaków. Jak pamiętamy, jeśli idzie o nazewnictwo szkół, ulic czy placów, to Jan Paweł II jeszcze wczoraj nie miał żadnej konkurencji. Do dziś. Kilkanaście dni temu w Wałbrzychu uczniowie, rodzice i nauczyciele jednej z podstawówek zamiast postaci kościelnych, czyli papieża-Polaka lub siostry zakonnej Faustynę Kowalską, na patronkę szkoły wybrali sobie lokalną bohaterkę. Zostanie nią ostatnia właścicielka wałbrzyskiego zamku Książ, księżna Daisy von Pless. Zdaje się, że okres Wojtylatri ostatecznie dobiega końca.

Ale, co ciekawe, ten przyśpieszony proces laicyzacji dzieje się w sytuacji, gdy Polską rządzi religijna prawica. Młodzi masowo rezygnują z lekcji religii, gdy ministrem edukacji jest Przemysław Czarnek, który najchętniej zamieniłby polską szkołę w szkółkę katechetyczną, w której fundamentem programu nauczania byłyby zajęcia poświęcone praktyce gruntowania "cnót niewieścich". To pokazuje, że nie ma prostej korelacji między powszechną obecnością Kościoła w przestrzeni publicznej, z którą dziś się borykamy, a stopniem zaangażowania religijnego. Przeciwnie: jest dokładnie odwrotnie. Im więcej religii w szkole, na akademiach, w szpitalach, komisariatach i padających na imprezach Tadeusza Rydzyka na kolana ministrach rządu PiS, tym proces laicyzacji przyśpiesza. Biskupi kompletnie nie rozumieją, że wciskając religię siłą w przestrzeń publiczną przy pomocy polityków PiS zamieniają ją w ideologię, którą młodzi odrzucają. I trudno im się dziwić.

Z drugiej strony mamy biskupów, którzy przecież czytają te alarmujące dane socjologiczne pokazujące exodus młodych ludzi z Kościoła. Docierają do nich wiadomości, że celebryci czy popularni artyści, jak choćby ostatnio Dawid Podsiadło, publicznie mówią o tym, że dokonają apostazji. Tyle że biskupi, mimo tych wszystkich negatywnych sygnałów świadczących o kryzysie katolicyzmu zachowują się tak, jakby się nic nadzwyczajnego nie działo. Dlaczego? 

Po pierwsze, wciąż bardziej wierzą w religijną prawicę niż Pana Boga. Wierzą, że kolejne wybory wygra PiS, co będzie znaczyć, że sytuacja się nie zmieni: zamiast skutecznie głosić Dobrą Nowinę, hierarchowie będą z politykami prawicy uzgadniać "dobre ustawy". Dobre, oczywiście, dla siebie. Po drugie, biskupi trzymają się religijnej prawicy, gdyż ta gwarantuje Kościołowi bezpieczną poduszkę finansową. Kościół może więc przeżywać powolną agonię na oczach całego społeczeństwa, gdy mówimy o spadku praktyk religijnych, ale najważniejsze, że kasa będzie się zgadzać w Funduszu Kościelny (na rok 2023 przewidziano 216 milionów zł), finansowaniu religii w szkole, czy setkach etatów dla księży w różnych instytucjach państwowych — od wojska poczynając, poprzez urzędy skarbowe, a na szpitalach kończąc. Biskupi, którzy dysponują taką stabilną poduszką finansową w zasadzie nie muszą mieć żadnej strategii duszpasterskiej. I nie mają.

Co przywołane tu sytuacje i postawy mówią nam o kondycji polskiego katolicyzmu? Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał "Chce przekształcać Europę. Z powrotem ją — takie moje marzenie — rechrystianizować. Bo niestety w wielu miejscach nie śpiewa się kolęd, kościoły są puste, zamienia się je na muzea. To wielki smutek". Prezes Jarosław Kaczyński zapewniał, że będzie bronił katolicyzmu: "Kościół jest jedynym depozytariuszem systemu wartości, który w Polsce jest powszechnie znany. Kto podnosi rękę na Kościół, chce go zniszczyć, ten podnosi rękę na Polskę". Mimo zapowiedzi Morawieckiego, mimo zapewnień Kaczyńskiego, ich plany spaliły na panewce. Stało się coś zgoła innego: proces dechrystianizacji Polski przyspieszył. Zgodnie z zasadą: im więcej religijnej prawicy w sferze publicznej, tym szybsza sekularyzacja. A wszystko to przy radosnym poparciu polskich biskupów. 

Jarosław Makowski    Źródło:Newsweek

 

Komentarze

0
Konrad
1 year ago
Osttanio bardzo duzo mozna poczytac o zlych stronach kosciola. To co sie dzieje, jest mowiac kolokwialnie - brzydko. Ksiedza tak jak przed stu laty, chca rzadzic zapominajac ze ludzie conieco zmadrzeli i nie mozna ich traktowac jak glupcow
Like Like Cytować
1
Otto Flick
1 year ago
Myślę, że dechrystianizacja Śląska dałaby dużo dobrego, ale nie sądzę, czy do takowej dojdzie, ponieważ pisowcy kupili miejscowych quasi świętością wiedząc, że tutaj od średniowiecza kościół był ostoją takiej wszechpolskości, że wielu ludzi stąd (Związek Polaków w Niemczech) sympatyzowało ze skrajną prawicą spod znaku rodła (ONR). Niektóre przypadki tego typu są w czeskiej części Cieszyńszczyzny, chociaż się wykruszają, ponieważ w zdecydowanej większości są luterskiej wiary i mają dostęp do mediów. Tym samym PZKO jest elastyczniejsze i bardziej europejskie. Zastanówmy się, ilu ludzi stąd słucha radia, co ma ryja (zamiast czytać "Tygodnik Powszechny") i posiada krewnych w Niemczech. Temat do kabaretu.
Like Like Cytować
1
Otto Flick
1 year ago
Może należy to zaaprobować. Sam jestem nie przeciw, wręcz przeciwnie. Podchodzenie do religii w sposób czeski jest dla naszego małego heimatu (nie chcę, by zamiast e w pierwszej sylabie było u) jedyną deską ratunku. Czechy ze Słowacją - ze swoim religianctwem i ojcem rydzykiem jako prezydentem - rozeszły się w sposób pokojowy. Bierzmy z tego przykład. U nas i tak jest za dużo święto(je)bliwych wujowych (lub bardzo podobnych) i bojowych postkorfancioków w rejonie Opola czy Katowic. Mniej takowych jest w okolicach Cieszyna na Zaolziu z powodu luterskiej wiary, wszechpolskość i antyczeskość też im bokiem wyłażą, gdy obserwują rządy pisowskie. Czas się nad tym zastanowić i działać w sposób bardzo zrównoważony psychiatrycznie, jak mówi Ferdek Kiepski.
Like Like Cytować