Wydanie/Ausgabe 131/04.04.2024

Po nieudanej próbie zmiany władzy na Białorusi, wspieranej przez Polskę, nastąpił odwet prezydenta Łukaszenki. Wykorzystał on sprawdzoną przez prezydenta Erdogana, metodę użycia migrantów jako broni politycznej.

Na spokojnej wschodniej granicy, gdzie głównym problemem był przemyt papierosów i alkoholu, pojawiły się grupy ludzi z Iraku, Afganistanu, Syrii i wielu innych krajów.

Granica okazała się nieszczelna. Tysiące migrantów przedostają się do Niemiec, które zawsze były celem migracji. Nie podjęto działań dyplomatycznych wobec Białorusi i jej hegemona Rosji, chociaż były marszałek Senatu – Karczewski mówił: Łukaszenka to „człowiek taki ciepły”. Rząd w tej sprawie zrezygnował z solidarności z Unią Europejską oraz z pomocy Frontexu. Wprowadził na granicy stan wyjątkowy i buduje zasieki typu agresywnego z drutu kolczastego, żyletkowego. Bezskutecznie.

Prezes Polski podjął zatem decyzję o budowie betonowego muru o wys. 5 metrów, wyposażonego w najnowocześniejsze systemy elektroniczne. Mur Prezesa, o ile powstanie, przejdzie do historii Polski jako pierwsza polska budowla widoczna z kosmosu. Nie wiemy czy będzie pomnikiem potęgi i chwały. Szczerze w to wątpimy.

Robota głupiego                                                                                                         

Budowa muru stawia pytanie o przedmurze, które zawsze było ważnym elementem polskiej mitologii narodowej.

Już I Rzeczpospolita stawiła czoła obcym kulturowo wpływom osmańskim, stąd też dla ówczesnej Europy była przedmurzem chrześcijaństwa.

II RP miała nie spełnioną ambicję  bycia przedmurzem cywilizacji zachodniej na wschodzie Europy.

W III RP, byliśmy na krótko w Europie, jesteśmy nawet członkiem Trójkąta Weimarskiego, jednak wolimy nadal być przedmurzem. Wynika to z kłopotów jakie rząd PiS-u ma z praworządnością i człowieczeństwem.

Prezes Kaczyński widzi w migrantach ludzi przenoszących cholerę, pasożyty i zarazki, a ministrowie – Kamiński i Błaszczak przedstawiają nam ich, jako zoofilów i terrorystów.

Tymczasem na granicy polsko – białoruskiej, po lasach i bagnach błąkają się migranci, wśród których widzimy kobiety i małe dzieci. Na zziębniętych, przemoczonych ludzi, będących bez jedzenia, wody i lekarstw urządza się łapanki.

Straż graniczna, policja i wojsko blokuje migrantom dostęp do schronisk, lekarzy, wolontariuszy, prawników i wyrzuca ich do przygranicznego lasu, gdzie niektórzy umierają. W nieludzkich warunkach rodzą się tam dzieci.

Barbarzyństwo w czystej postaci. Kraj szczycący się w świecie „Solidarnością”, po sześciu latach rządów PiS, stał się krajem bezprawia. Polacy muszą się pytać o dzieci z Michałowa, a przedstawiciel Prezydenta, niczym „polski pan”, rzuca w Sejmie ich zdjęcie na ziemię.

Jeden z najsłynniejszych wierszy Juliana Tuwima – Murzynek Bambo, kończy się ciepłymi słowami: /Szkoda że Bambo czarny, wesoły /nie chodzi razem z nami do szkoły/. Może chodzić, ale zagranicą. Dlatego dla rodziców małych migrantów, Polska jest głównie krajem tranzytowym, do którego można się dostać nie tylko z Białorusi. To też budowa muru na granicy z tym państwem może przejść do historii jako robota głupiego.

Zatracanie praworządności                                                                                         

Mur ma dwie strony. Po obu stronach można poniewierać ludźmi, łamiąc prawa boskie i ludzkie, co zresztą widzimy.

Budowa Muru Prezesa została usankcjonowana ustawą sejmową, a jego koszt ma wynieść 1,6 miliarda zł. Porównując koszty budowy muru do budowy autostrady, to koszt budowy kilometra muru jest czterokrotnie tańszy. Jednak nie o pieniądze tu chodzi, bo tych mamy ponoć pod dostatkiem, ale o to, że podzielimy murem słowiańską wspólnotę, zostawimy za nim mniejszość polską, zniszczymy część Puszczy Białowieskiej i zaaresztujemy zwierzynę.

Ponadto, nieważne jak wysokie i jak solidne mury zbuduje PiS, bo one i tak runą, tak jak runął Mur Berliński, albo jego budowa zostanie zaniechana, tak jak Muru Trumpa, który tylko oszpecił amerykańską i meksykańską przyrodę.

Prezes, zamiast postawić mur inflacji, drożyźnie, pandemii czy wszechobecnej nienawiści, poświęca dla swoich chorych wizji naszą gospodarkę i przyszłość kraju.

Prezesa na duchu podtrzymuje drugi dziadziuś, prezes NBP – Glapiński. Publicznie głosi, że takich sukcesów nie mieliśmy od rozbiorów, a w relacjach z UE i Niemcami od czasu bitwy pod Grunwaldem. Dodaje – Polska jest w stanie sobie doskonale zapewnić dynamiczny rozwój bez środków unijnych.

Bzdury opowiadane przez Glapińskiego są wynikiem korzystania przez niego z 11-tu osobistych doradców, z których każdy otrzymuje do 40 tysięcy złotych miesięcznie.

Stare jak świat przysłowie mówi – „Gdzie kucharek sześć, …”, a on ma ich prawie dwa razy więcej. Smuci nas to, że czcigodny lud pełniący podobno rolę suwerena w znaczącej części wierzy w pierdoły pisowskiej elity, wspomagane przekazami pieniężnymi.

Obecnie słyszymy chwałę 14-tej emerytury. Prawdą jest, że pieniądze z Unii się nam należą i to duże. Zdaniem PiS-u, Unia prawem kaduka, łamiąc wszelkie zasady, wstrzymuje ich wypłatę. To powoduje, że polskie władze uważają iż muszą bronić nie tylko praworządności polskiej, ale także unijnej.

Udawanie Greka                                                                                                      

Premier Morawiecki, udając Greka, wystąpił do TK Julii Przyłębskiej o zbadanie konstytucyjności części przepisów o UE. Trybunał, co było oczywiste, orzekł, że są one niezgodne z polską Konstytucją, a więc w kwestii praworządności racja jest po stronie Polski. Kaczyński i Morawiecki rozpoczęli testowanie twardości Unii, ryzykując utratę ogromnych pieniędzy bez których PiS napyta sobie biedy i nie wygra następnych wyborów.

Kaczyński musi tę wojnę wygrać, aby pozostać nieugiętym obrońcą polskich interesów i nie narazić się na ataki Ziobrystów i prawicowej zbieraniny, tkwiącej przy pisowskim korycie.

Pierwsza bitwa jest już za nami, miała miejsce na forum PE. Morawiecki w swoim wystąpieniu próbował bezskutecznie przekonać Parlament, że praworządność i demokracja w Polsce ma się dobrze. Oznajmił, że nie zgodzi się na żaden szantaż i pewnym momencie, ni stąd ni zowąd przypomniał zgromadzeniu – „Walczyliśmy z III Rzeszą”.  Spotkał się z zarzutem, że od lat infekuje umysły Polaków kłamstwami i manipulacjami na temat polityki UE. Usłyszał również o zadowoleniu Putina z obecnych wydarzeń w Polsce.

Bitwa z PE zakończyła się przyjęciem ogromną ilością głosów rezolucji, wzywającej KE do podjęcia natychmiastowych działań w obronie praworządności w Polsce.

Członkowie PE wyrażają w niej głębokie ubolewanie nad bezprawną decyzją TK Julii Przyłębskiej. Orzekli też, że żadne pieniądze podatników UE nie powinny być przekazywane rządom, które w rażący, celowy i systematyczny sposób podważają  wstrzymuje ich wypłatę. To powoduje, że polskie władze uważają iż muszą bronić nie tylko praworządności polskiej, ale także unijnej.

Udawanie Greka                                                                                                       Premier Morawiecki, udając Greka, wystąpił do TK Julii Przyłębskiej o zbadanie konstytucyjności części przepisów o UE. Trybunał, co było oczywiste, orzekł, że są one niezgodne z polską Konstytucją, a więc w kwestii praworządności racja jest po stronie Polski

Kaczyński i Morawiecki rozpoczęli testowanie twardości Unii, ryzykując utratę ogromnych pieniędzy bez których PiS napyta sobie biedy i nie wygra następnych wyborów.

Kaczyński musi tę wojnę wygrać, aby pozostać nieugiętym obrońcą polskich interesów i nie narazić się na ataki Ziobrystów i prawicowej zbieraniny, tkwiącej przy pisowskim korycie.

Członkowie PE wyrażają w niej głębokie ubolewanie nad bezprawną decyzją TK Julii Przyłębskiej. Orzekli też, że żadne pieniądze podatników UE nie powinny być przekazywane rządom, które w rażący, celowy i systematyczny sposób podważają wartości zapisane w Traktacie o UE.

Unia będzie więc czekała na konkretne gesty ze strony Polski. Zauważyliśmy, że w Brukseli miało miejsce dziwne spotkanie Morawieckiego z szefową francuskich skrajnych nacjonalistów – Marine Le Pen.

W tym samym czasie, do Luksemburga przybył szef pisowskiej bojówki skrajnych nacjonalistów, zwany głupim chłopem i chamem skończonym. Przy okazji przed TSUE pośpiewał sobie wraz z Solidarnością Dudy – „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”.

Należymy do pokolenia 80+; dobrze znamy powojenne dzieje. Wiele przeżyliśmy. Wejście Polski do Unii było najlepszym wydarzeniem politycznym w naszym życiu. Unia zapewniła nam pokój i szansę na dobrobyt. Nie rozumiemy polskiej wojny z Unią.

Liczymy na powrót życzliwości i zdrowego rozsądku do polskiej polityki, zagrożonej nacjonalizmem, głupotą i warcholstwem.