Wydanie/Ausgabe 132/04.07.2024

Co roku 1 sierpnia obchodzi się w Polsce kolejne rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego. W tym roku mija 76 rocznica tamtego wydarzenia.  Czy należy nadal świętować coś, co doprowadziło do wymordowania około 200.000 Warszawiaków. To nieprzemyślane decyzje polskich organizatorów i dowódców powstania skazały ich na śmierć i doprowadziły do zrównania z ziemią Warszawy. Może wreszcie po tylu latach warto zmienić formę obchodów powstania, oczywiście oddać hołd poległym, ale też jasno i wyraźnie przyznać się do ludobójstwa popełnionego na własnym narodzie i powiedzieć że władze powstania są współwinne tej rzezi. Szacuje się (nigdy nie będziemy mieli dokładnych liczb), że zginęło około 120.000 do 200.000 cywilów, do tego 20.000 żołnierzy/powstańców biorących udział w walkach, 25.000 było rannych. Wielu poniosło śmierć pod gruzami bombardowanych domów. Wśród zabitych było ca. 33.000 młodzieży.

Kosztem poniesionym przez stolicę w wyniku zrywu w 1944 r. było także wysiedlenie wszystkich pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy. Ze stolicy i okolic wypędzono około 600-650 tysięcy cywilów z czego około 150 tysięcy trafiło do obozów lub zostało wywiezionych na roboty przymusowe.

Powstanie warszawskie jest jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Polski. W polityce historycznej dominuje taki obraz - było ono patriotycznym zrywem, a walczącym nie przyszli z pomocą Sowieci! A jak było naprawdę?

Gen. Sosnowski, 8 lipca 1943 został, po śmierci Sikorskiego, Naczelnym Wodzem i stawiał sprawę jasno "powstanie zbrojne w Polsce we współdziałaniu z armiami sowieckimi musi byś poprzedzone przez nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Sowietami. Był zdania, że AK musi być dozbrojona bo inaczej "próba powstania przerodzić się musi w rzeź masową ludności polskiej, zaś morze krwi przelanej nie da bynajmniej spełnienia polskich celów wojennych".

"Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce ich przygotowaniach, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy, w obronę fortec z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia".- raportował 14.07.44 Tadeusz Bór Komorowski do Londynu. O tym, że nie myślano o zrywie świadczy również to, że odesłano 900 pistoletów maszynowych z Warszawy. Brak wyobraźni, perspektywicznego myślenia, niefrasobliwość?

Wystarczy wziąć do ręki obojętnie jaką gazetę wydaną tuż przed którąś tam rocznicą a dowiemy się, że: "przez 63 dni powstańcy prowadzili z wojskami niemieckimi heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i dominacji sowieckiej".

Dane liczbowe szacujące ilość ofiar śmiertelnych są dla apologetów powstania niewygodne. Spróbujmy na spokojnie postawić pytanie czy miało ono sens i kto jest winien tej tragedii.

Generał Władysław Anders oświadczył, że powstanie było zbrodnią, a generałowie, którzy je wywołali powinni byli stanąć przed sądem wojskowym. "Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność", pisał Anders do gen. Mariana Kukiela. Jedyną szansą na wyjaśnienie całego dylematu byłby proces, którego jednak nikt nie chciał, bo mógłby obnażyć błędy wielu osób, które jeszcze za życia wpisano do panteonu bohaterów narodowych.

Nieżyjący już prof. Paweł Wieczorkiewicz, z którym miałem przyjemność kilkakrotnie rozmawiać, powiedział; "najwyżsi oficerowie w Komendzie Głównej AK byli dość kiepskimi wojskowymi. Ludzie ci mieli opinię miernych fachowców Mimo to wzięli na swoje barki decyzję o skazaniu Warszawy i jej mieszkańców na zagładę".

A prof. Andrzej Leon Sowa postawił kropkę nad i pisząc w swojej monumentalnej pracy: „Oficerowie Komendy Głównej AK byli krańcowo nieprofesjonalni. Wywołując powstanie wzięli jako zakładników setki tysięcy jej mieszkańców i skazali Warszawę na zagładę”, dalej „ Powstanie Warszawskie to w pełni świadoma decyzja Komendy Głównej Armii Krajowej. Ci oficerowie za to odpowiadają. To nie było wymuszone, to była decyzja. Zawodowi wojskowi powinni wiedzieć, co robią i na co mogą liczyć. Zakładano (!!!?), że broni do przeprowadzenia powstania jest dość. Kiedy zorientowano się, że nie ma broni, że jest jej wielokrotnie za mało, zdarzało się coś odwrotnego niż spontaniczne akcje – dezercje, w tym oficerów. Przykładem może być podpułkownik Hrynkiewicz, kiedyś adiutant Piłsudskiego, wycofał się w pierwszych dniach sierpnia z oddziałem 150 ludzi i odmówił wykonania rozkazu.

Paweł Jasienica, polski historyk, o powstaniu napisał: "militarnie przeciw Niemcom, politycznie przeciw Sowietom, demonstracyjnie przeciw Anglosasom, a faktycznie przeciw Polsce".

Naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski rezydujący w Londynie był przeciwny rozpoczęciu powstania w Warszawie. W maju wysłał swego przedstawiciela gen. Leopolda Okulickiego, by ten hamował dowódców przed porywaniem się na zbyt ambitne cele. Nie wykonał rozkazu jaki otrzymał a już w Warszawie zaczął namawiać Komorowskiego do powstania. Trudno powiedzieć dlaczego tak się stało i jakie pobudki nim kierowały. Czy było to przekonanie o własnej nieomylności i ocenie sytuacji bardziej wnikliwej niż przełożonych, czy brak doświadczenia i wyobraźni?

Antoni Sanojca, oficer Komendy Głównej Armii Krajowej wspomina po powstaniu o rozmowach z Okulickim, który go urabiał przekonując, że Warszawa, skupisko miliona ludzi, nie może być wyłączona z walki w decydujących chwilach. Chęć włączenia stolicy kraju do bezpośredniej walki, tłumaczył w sposób, którego inaczej niż bezwzględnym, głupim i podłym trudno nazwać. - Musimy stoczyć wielką bitwę w Warszawie i to niezależnie od ceny. Niech się walą mury, niech płynie krew. Tylko nasza walka, nasza śmierć, nasza ofiara może zmienić stanowisko wielkich mocarstw.

Okulicki dopuścił się cenzurowania depesz naczelnego wodza do kraju, w których zabraniał on powstania. Niektórych z nich w ogóle nie wysyłał. Zatrzymywał również depesze szefa AK do Naczelnego Wodza, które dotyczyły przygotowań do powstania np. z 21 lipca, czy meldunku o gotowości do walki o Warszawę z 25 lipca. Było jasne, ze Sosnkowski, gdyby dostał te meldunki to zareagowałby wzmocnieniem zakazu rozpoczynania walki w stolicy.

Prof. Jan Ciechanowski, wybitny historyk na uczelniach w Londynie, jako 14latek brał udział w powstaniu. Jego książka uważana jest za najlepsza na temat powstania, krytykował powstanie i między innymi napisał o Okulickim, takiemu człowiekowi buduje się dziś pomniki a jego imieniem nazywa się szkoły i ulice. Krytykował również Romana Devisa za jego podejście do powstania warszawskiego zaprezentowane w publikacji Powstanie '44

W Warszawie mówiono: "Wybuch powstania 'wstrząśnie sumieniem świata' oraz zmusi zachodnie rządy i opinię publiczną do reakcji na stalinowską politykę faktów dokonanych."

Radio Moskwa nadało 29 lipca wieczorem w języku polskim wezwanie dla ludności Warszawy. Mówili, że dla polskiej stolicy "godzina czynu wybiła" oraz zapowiadali że "czynną walką na ulicach Warszawy nie tylko przyspieszycie chwilę ostatecznego wyzwolenia, lecz ocalicie również majątek narodowy i życie waszych braci". Czy ktoś analizował te wypowiedzi? Przecież jasnym było, że Rosjanie chcą by powstanie wybuchło. Jaki mieli w tym cel? Wykrwawianie Warszawy i łatwiejszą walkę na jej terenie. Jakoś nikomu z polskiej strony nie przyszło do głowy, że należy z Sowietami rozmawiać, należy zapytać czy pomogą.

29 lipca emisariusz z Londynu, Jan Nowak-Jeziorański ostrzegał, że w przypadku wybuchu powstania nie będzie można liczyć ani na wzmocnienie przez stacjonującą w Wielkiej Brytanii polską Brygadę Spadochronową, ani na zrzuty broni. Wskazał również na to, że z politycznego punktu widzenia "efekt powstania i wpływ na rządy i opinię publiczną w obozie sojuszniczym stanowić będzie burzę w szklance wody".

31 lipca w lokalu kontaktowym dla "Bora" Komorowskiego około 17.30 zjawił się generał brygady Antoni Chruściel "Monter", który powiadomił, że czołgi sowieckie były widziane w okolicach Pragi, co nie było prawdą. Ale po rozmowie z "Monterem" wydano rozkaz do rozpoczęcia powstania w dniu 1 sierpnia o 17.00. Jeszcze tego samego dnia okaże się, że plan oparty jest na fałszywych przesłankach. Płk. Kazimierz Iranek-Osmecki szef wywiadu AK wiedział, że na przedpolach Warszawy sowiecka armia poniosła porażkę. Odcięte od dostaw paliwa czołgi stanęły, kontratak niemieckich jednostek pancernych spowodował zniszczenie kilkuset maszyn. Widać, że to był najgorszy moment na wywołanie powstania.

Pułkownik Iranek-Osmecki spóźnił się na naradę z „Borem” a miał mu do zakomunikowania, że te wiadomości, które doszły są nieprawdziwe. Gdy dotarł do kryjówki rozkaz był już wydany i powstanie wybuchło w wyniku przypadku, złych informacji, błędnej oceny sytuacji i osobistych ambicji.

W czasie rozmowy z Komorowskim naciskał, by ten wstrzymał rozpoczęcie powstania. Bor był zdania, że już się nic nie da zrobić. A można było, bo „Monter” dopiero o 20.00 wysłał rozkaz do oddziałów, a ze względu na godzinę policyjną większość dowódców otrzymało wiadomość dopiero następnego dnia około 8.00.

1 sierpnia stał się katastrofą dla Warszawiaków.

Sam fakt, że powstanie rozpoczęto tylko dlatego, że ktoś, gdzieś, widział rosyjskie czołgi, jest znakiem degeneracji umysłowej. Sama obecność czołgów to za mało. Należałoby postawić pytanie, czy z Sowietami było cokolwiek uzgodnione. NIE, nie było. "Bo myśmy liczyli, że oni nam pomogą". Typowo polskie - jakoś tam będzie, że jednak z tego powodu zginęło 200 tys. osób i zniszczono 30 procent Warszawy nikt nie pomyślał. Kogo powinniśmy za to oskarżyć? Oczywiście Niemców, bo przecież myśmy myśleli...

Wszyscy wiedzą, że armia niemiecka była wtedy najsilniejszą armią świata. Prawie cały glob zjednoczył się, aby ją pokonać a tu nagle garstka ludzi, prawie nieuzbrojonych próbuje stawić czoło dobrze wyszkolonej, zorganizowanej i zaprawionej w bojach armii. Skutki łatwe do przewidzenia. Współczuć należy takim dowódcom. Do tego należy jeszcze dodać, że niemieccy żołnierze byli w odwrocie, popychani przez Rosjan i innych i nagle taki mały karzełek staje im na drodze, a powstanie stało się dla nich jedynie niespodziewaną przeszkodą,. Zrozumiałe jest, że trzeba go zniszczyć, zadeptać. Czy Polacy inaczej by reagowali, gdyby sytuacja była odwrotna? Czy AK czy jakieś inne polskie ugrupowanie w lasach lubelskich czy w kieleckim litowałaby się nad losem Niemców. NIE. Próbowano by ich zwyciężyć. Dlaczego Niemcy mieli działać inaczej. Na drodze stanął im wróg a w czasie wojny wróg to jednostka, którą trzeba zniszczyć.

Sama decyzja o zbrojnym zrywie przeciwko Niemcom nie została dotychczas rozliczona,

1 sierpnia do walki stanęło zaledwie od 1500 do 3.500 uzbrojonych żołnierzy AK, nie licząc kilkunastu tysięcy nieuzbrojonych powstańców, stanowiących siłą rzeczy rezerwę kadrową. Fatalną okolicznością dla powstańców była obecność potężnych sił niemieckich na zapleczu frontu zbliżającego się do Warszawy - pisze Jerzy S. Majewski i T. Urzykowski. Należy zapytać, dlaczego nie stwierdzono wcześniej z iloma przeciwnikami trzeba będzie się bić? I znowu polskie - jakoś to będzie.

Powstańcy byli fatalnie uzbrojeni. Wielu nie otrzymało żadnej broni. Brakowało karabinów maszynowych, rusznic, posiadali tylko 2629 karabinów z czego wykorzystano 1000, pistolety maszynowe 657 z czego wykorzystano 300, 145 ręcznych karabinów maszynowych z czego wykorzystano 60 sztuk i 47 ciężkich karabinów maszynowych z czego wykorzystano 7, 35 karabinów przeciwpancernych, moździerze i granatniki 16, butelki zapalające 12.000 sztuk. (Wikipedia)

W Powstaniu walczyły dzieci. Kilkunastoletni chłopcy pełnili służbę jako łącznicy, przewodnicy w kanałach, niszczyli butelkami z benzyną niemieckie czołgi, z bronią w ręku pełnili służbę liniową na barykadach. Nie wiadomo dokładnie, ile lat miał najmłodszy powstaniec, wiadomo jedynie, że Jerzy Grzelak miał lat 9, Witold Modelski 12 lat, łącznik – zginął. W jakim wieku była najmłodsza sanitariuszka? Wiadomo, że sanitariusz Andrzej Szwejkert miał lat 11 i zginał 29.09.1944.

Na warszawskim Starym Mieście przy ulicy Podwale odsłonięto 1 października 1983 r. pomnik kilkuletniego chłopca-powstańca w opadającym na czoło niemieckim stalhelmie z orzełkiem i namalowaną biało-czerwoną opaską, w za dużych butach i płaszczu oraz z pistoletem maszynowym przewieszonym przez ramię (Wikipedia). I tu nasuwa się nie tylko refleksja, postawić pomnik kilkuletniemu, to znaczy dziecku poniżej 10 lat (to jest symbol – nie chodzi o jedno dziecko, ale wszystkie dzieci, które zginęły w powstaniu). Dobrze byłoby zapytać którąkolwiek matkę, czy chciałaby aby jej malec walczył na wojnie. Przecież w tym wieku każdy chłopak strzela plastikowymi rewolwerami a tu kazano takiemu dzieciakowi by walczył z dobrze uzbrojoną armią. Wstyd i hańba!!! Jak można coś takiego pochwalać.

W opublikowanych dziennikach i wspomnieniach przełożeni nie mogą się ich nachwalić, podkreślając szaloną odwagę i determinację dziecięcych powstańców. Szalona odwaga, a może po prostu brak doświadczenia i świadomości niebezpieczeństwa sprawiały, że najmłodsi powstańcy stawali się łatwym celem dla przeciwnika. Czy zgodę na udział w powstaniu tak młodych osób można usprawiedliwić? Wg dr. Kosińskiego z IPN-u tak !? Zrzucanie na dzieci odpowiedzialności za decydowanie o ich życiu jest niedopuszczalne.

Autor Pomnika Małego Powstańca Jerzy Januszkiewicz po latach powiedział: "Prowadzę sam z sobą spór o tę rzeźbę. Zaraz po wojnie uległem sentymentalnej potrzebie spłacenia długu walczącym dzieciom. Potem jednak zacząłem się wstydzić tej rzeczy. Wyrzucałem sobie, że dokonałem manipulacji...zrobiłem knota.

"Fiaskiem okazał się wybuch Powstania na Okęciu i Pradze. Na Okęciu powstańcy bardzo szybko zostali rozgromieni przez dobrze umocnionych Niemców. Na Pradze zryw dogasał już 2 sierpnia. Tylko w kilku miejscach walczyli osamotniani powstańcy"

Sytuacja Powstania uległa dramatycznej zmianie, gdy trzeciego i czwartego dnia walk do Warszawy dotarła główna niemiecka odsiecz,

Po zakończeniu powstania tych młodych, niepełnoletnich ludzi osadzono w obozach, z tego około 2.500 dziewcząt i 1.100 chłopców. Przykładowo w Łambinowicach, Opolskie, około 600. Po wojnie Polska urządziła tu obóz koncentracyjny dla Niemców mających opuścić Polskę. (artykuły na ten temat są w naszej SILESI)

Podczas apelu niemiecki komendant obozu ppłk Messner oświadczył, że w nocy otrzymał z Warszawy warunki kapitulacji, wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji i zapewnił, że Powstańcy będą traktowani zgodnie z postanowieniami konwencji genewskiej. Poinformowano jeńców o przepisach obozowych i pozwolono włożyć z powrotem biało-czerwone opaski.

18 października 1944 przeprowadzono w Lamsdorf (Teraz Łambinowice) apel, w czasie którego władze obozowe chciały wyselekcjonować młodocianych powstańców. Przed szeregi wystąpili chłopcy. Było ich 550. Jak można wyczytać w internecie "najmłodszych żołnierzy świata". Powód do dumy? Czy należy się zastanowić i wstydzić?

Burmistrz Stalowej Woli Andrzej Ślęzak od dwóch lat bojkotuje włączenie syren w rocznicę wybuchu powstania

Internauci piszą: "Polacy wydali Niemcom bitwę! Zginęło w niej 1800 Niemców i 200.000 Polaków, zniszczono milionowe miasto. Decyzja o wybuchu powstania 1 sierpnia była katastrofalnym błędem, który należy potępiać.

W. Babiński, Przyczynki historyczne do okresu 1939-1945

Prof. Andrzej Leon Sowa, Kto wydal wyrok na miasto”

3. Powstanie warszawskie: zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego, Londyn: Odnowa 1971 (wydania krajowe: przedmową poprzedził Aleksander Skarżyński, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy 1984, wyd. 2 – 1984, wyd. 3