Wydanie/Ausgabe 132/04.07.2024

Od dłuższego czasu nasza internetowa gazeta SILESIA zajmuje się tematyką powojennych obozów w Polsce. Na początku spotykaliśmy się z dość sceptycznymi a czasami wręcz negatywnymi opiniami niektórych czytelników a ja byłem wielokrotnie napastowany i obrażany za poruszanie tego tematu.

Polacy przez 46 lat komunizmu i 20 lat demokracji utrzymywani byli w przekonaniu, że jedyne istniejące w Polsce obozy to te wojenne, hitlerowskie. Każda próba wyjaśnienia czy też zasygnalizowania prawdy spotykała się z natychmiastowym oskarżaniem o fałsz. Rozumieliśmy, że prawda jest bolesna, że ludzie nie wiedzą jak było naprawdę, że niedoinformowani przez te wszystkie lata nie potrafią przyjąć do wiadomości, że po wojnie, w Polsce istniały obozy koncentracyjne. Wszelkie próby poruszania tego tematu rzadko przedostawały się do prasy ogólnopolskiej, ale ci, którzy pisali i mówili o powojennych obozach, jak chociażby p. Andrzej Roczniok z ZLSN, czy moja skromna osoba, otrzymali zarzut prokuratorski prokuratury w Bielsku-Białej. Grożono im nowym paragrafem na mocy którego „każdy, kto oczernia Polskę i Polaków będzie sądzony”. Dodatkowo przypięto mi łatkę „historyka znieważającego Polaków”. Mówiono o tym nawet w ogólnopolskich wiadomościach telewizyjnych, pisano w prasie.

Prokuratura po zasięgnięciu opinii naukowców umorzyła śledztwo. Prawdzie stało się zadość. Tym razem nie doszło do skandalicznego wyroku w imię obrony Polski... W międzyczasie wspomniany paragraf decyzją Sądu Najwyższego został uznany za niezgodny z prawem.

Ówczesny szef pionu śledczego IPN-u prof. Witold Kulesza twierdził, że "Polacy nie posługiwali się zbrodniczymi metodami", jednocześnie w odpowiedzi na artykuł Polloka zamieszczony w „Życiu Warszawy” (5.07.2006) napisał: "Nikt mnie nie zmusi do tego, aby obozy w powojennej Polsce nazywać koncentracyjnymi". I nikt nie zamierzał profesora do niczego zmuszać – dobrowolnie tą wypowiedzią przyznał, że w powojennej Polsce istniały jednak obozy i tylko on nie nazywa ich koncentracyjnymi. Człowiek w ten sposób formułujący swoje poglądy był szefem pionu śledczego IPN. Niezadługo po tym incydencie Kulesza został odwołany z tego stanowiska.

Dziś pewna część społeczeństwa polskiego nie neguje już istnienia powojennych obozów, ale tylko Ci, którzy naprawdę interesują się historią mają świadomość tego, że zakładano je w miejscach, gdzie w czasie wojny istniały obozy hitlerowskie, takich jak Oświęcim-Brzezinka, Jaworzno, Łambinowice, Świętochłowice, Potulice i setkach innych. Niewiele osób wie, że było ponad 1300 obozów, podobozów i więzień, większych lub mniejszych, do których zamykano niewinnych Ślązaków, Niemców [ci, którzy walczyli w Polsce, mordowali itp. zdążyli uciec przed wejściem Armii Czerwonej do Polski, dlatego piszemy o niewinnych], Holendrów, Austriaków, Ukraińców, ale również Polaków. Trzeba mieć świadomość, że obozy to miejsca, gdzie śmierć zbierała swoje żniwo dwukrotnie – raz z ręki hitlerowców w czasie wojny, drugi raz w tych samych miejscach, w czasie pokoju w Polsce Ludowej ludzie byli mordowani, bici, poniżani, głodzeni, umierali z powodu chorób.

O obozach wojennych, o tym, co robili Niemcy i Rosjanie pisano i mówiono nawet dzieciom w szkole. O obozach powojennych do niedawna w ogóle nie wspominano i nadal nie ma tych wiadomości w podręcznikach szkolnych. Prawda ukrywana skrzętnie przed społeczeństwem przez rządy powojenne doprowadziła do tego, że ludzie nie oswojeni z faktami przeżyli szok, gdy ta prawda ujrzała światło dzienne i do dziś trudno niektórym uwierzyć w to, co Polacy robili po wojnie.

I teraz po 66 latach okazało się, że prawda była po stronie tych, którzy o nią walczyli. W Oświęcimiu odsłonięto tablicę, na której napisano, że był tu obóz "dla niewinnych ofiar komunistycznych obozów przymusowej pracy NKWD i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego istniejących w tym miejscu w latach 1945 – 1946.” Szkoda tylko, że nie dodano jak wielu z nich nie przeżyło. Chyba jesteśmy to winni „niewinnym ofiarom” zamordowanym w wolnej Polsce. Może warto zatem pomyśleć o tablicy, która przekaże prawdziwe informacje – nazwiska czy choćby liczbę zamordowanych i odda hołd ofiarom w bardziej ludzki sposób, niż zdawkowe „cześć ich pamięci”, żywcem skopiowane z czasów komunistycznych. Tablica jest, ale nie mówi całej prawdy, a pół prawdy nie jest żadną prawdą... Czyżby zmarłymi broniło się polskiej racji stanu?

Pan Józef Jancza z Hałcnowa, teraz dzielnica Bielska-Białej, wziął sobie za punkt honoru, że zrobi wszystko, by w miejscu, gdzie zginął jego ojciec umieścić choćby małą tablicę. Walczył o to przez 10 lat i dopiął swego. Chylę czoła i gratuluję odwagi i wytrwałości w walce z bezdusznością urzędników. Bliżej na ten temat przeczytają Państwo w artykule "Bzdury o Auschwitz", który 5 lat temu był zamieszczony w naszej gazecie, ale w tym wydaniu chcemy go przypomnieć, by zobaczyć ile sił, zdrowia i nerwów stracił Pan Jancza walcząc o słuszną sprawę i jak nawet Muzeum w Oświęcimiu broniło klamstwa.

Prócz odsłonięcia tablicy w Oświęcimiu, 17 czerwca br. przy obozie "Zgoda-Świętochłowice" odprawiono uroczystą mszę świętą i oddano hołd osobom zmarłym i zamordowanym w tym obozie [do 4500 osób]. We mszy św. uczestniczyło już tylko 3 byłych więźniów, którym udało się przeżyć powojenną obozową gehennę.

Czas biegnie nieubłaganie. Coraz mniej więźniów żyje i jest w stanie przyjechać , dlatego należy jeszcze teraz z nimi rozmawiać, bo są nielicznymi naocznymi świadkami tamtych okropnych czasów. Po czasach negowania istnienia powojennych obozów i wypierania wszelkich informacji na ich temat powiedzmy tej grupce żyjących więźniów, że znamy już prawdę – obozy powojenne w Polsce istniały, mordowano w nich, głodzono, katowano! i niech te słowa złożone na ich ręce będą nie tylko hołdem dla wszystkich, którzy zginęli i cierpieli, ale również przestrogą.