Chaos jest naturalnym i powszechnie występującym stanem w naturze, gdzie każdy organizm walczy o swoje miejsce i swoje istnienie. Człowiek rozumny wciąż próbuje ograniczyć wpływ chaosu na swoje życie. Powstały zorganizowane formy życia, nazwane cywilizacją. Budowa cywilizacji nigdy nie została przerwana, w miejsce upadającej, powstawała nowa. Ich oznaką był język i pismo, które zapewniało przekazywanie doświadczeń kolejnym pokoleniom.
Obecnie odczytujemy powstałe około 4700 lat temu, mezopotamskie pismo klinowe i egipskie hieroglify. Dawna potęga Egiptu, Persji czy starożytnego Rzymu przeminęły, ale dzięki ich zapisom i budowlom, pozostała po nich pamięć i świadectwo dawnej wielkości. Nad Wisłą, cywilizacja pojawiła się znacznie później niż nad Eufratem, czy Nilem. Zawitała z dwóch stron, z Zachodu i ze Wschodu. Obie cywilizacje, rzymska i bizantyjska pozostawiły ślady w tożsamości i mentalności nadwiślańskiego ludu, rozdartego do dziś między Wschodem i Zachodem. Tego stanu nie zmieniło wejście Polski do struktur UE, ani coraz ściślejsza współpraca ze Stanami Zjednoczonymi.
Odwieczny nieporządek
Demokracja, która jest wytworem cywilizacji Zachodu nie jest akceptowana przez znaczącą część ludu nadwiślańskiego. Nadwiślańskim warchołom, których nigdy w Polsce nie brakowało, bardziej odpowiada chaos i bezprawie. Mimo wszelakich problemów, Polska nadal jest państwem demokratycznym, w którym poprzez wybory można zmienić władzę, a lud może rządzić przez swoich przedstawicieli.
Demokracja jednak bywa okrutna. Zemsta demokracji wyraża się w haśle: Jaki lud, taka władza. Jakość procesu sprawowania władzy, niewątpliwie zależy od poziomu wykształcenia i świadomości ludu.
Nadwiślański lud jest przekonany, że jest lepszy od władzy, którą sam wybrał, przy czym jest ciągle rozdarty między akceptacją europejskiej demokracji i tęsknotą za dawną sanacją i endecją. Nie widać polityków dużego formatu, którzy by ten dylemat rozstrzygnęli. Dobro wspólne i interes państwa zbyt często przegrywa z interesem partyjnym lub zwykłem egoizmem.
Okazałe warchoły i pospolici złodzieje, żerują na państwie i obywatelach. Dla prywatnych celów nadużywają Kościoła, a mimo to, ciągle cieszą się szacunkiem sporej części ludu. Odwieczny nieporządek jest wszechobecny. System polityczny I Rzeczpospolitej rządzonej przez szlachtę, doprowadził do wynaturzenia wolności.
Wolność ustąpiła miejsca posuniętej do granic absurdu samowoli ludzi, którzy urodzili się z herbem. Warcholstwo, prywata i łamanie prawa dla osiągnięcia własnych korzyści przez szlachtę, przyczyniło się do anarchii i upadku kraju. Klasycznym przykładem polskiego warchoła był Samuel Łaszcz, strażnik koronny, na którym ciążyło 37 infamii i 236 banicji. Uciekał przed sprawiedliwością, lekceważył wyroki sądów nosząc je na podszewce płaszcza. Można by go uznać protoplastą dzisiejszych warchołów, gromadnie uciekających przed sprawiedliwością.
Na równi z warcholstwem, do upadku I Rzeczpospolitej przyczyniło się liberum veto, ów głos demokracji szlacheckiej, uważany za „źrenicę złotej wolności”. Liberum veto zaliczano do tajemnych świętości, na których I Rzeczpospolita stała.
Wachtyrz interesów PiS
Ta tajemna świętość przetrwała w Polsce do dziś. Trudno o lepszy przykład liberum veto we współczesnym wydaniu od nieustannego, często bezmyślnego wetowania ustaw i inicjatyw rządowych przez Prezydenta RP i Trybunał mgr Julii Przyłębskiej.
Prezydent Duda, niszcząc polską praworządność, częstokroć kieruje się partyjną prywatą i własnym widzimisię, hołdując zasadzie, że najwyższym prawem III RP winno być jego dobro i dobro Prezesa PiS.
Poprzedniego Prezydenta RP Polacy postrzegali jako „strażnika żyrandola”. Obecny Prezydent podjął się roli zwykłego wachtyrza interesów PiS, jednak Prezes tego nie chce docenić. Starsi Polacy i osoby z wyższym wykształceniem oceniają nagannie jego prezydenturę. Zamiast czuwać nad przestrzeganiem prawa, reprezentuje niewydolność myślenia o państwie. Zaczynamy mieć wątpliwości, kto jest Prokuratorem Krajowym. Wiemy, że Dariusz, ale nie wiemy czy Barski, czy Korneluk.
Nie wiemy, czy w kluczowych krajach i instytucjach mamy ambasadorów. Przede wszystkim jednak nie wiemy, czy wyroki i postanowienia wydawane przez neosędziów są zgodne z polskim prawem. Łacińska sentencja mówi: „Gdzie prawo niepewne, tam nie ma prawa”. To, że w Polsce prawo niepewne, jest powszechnie wiadome.
Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, Dera mówi, że wymiar sprawiedliwości w Polsce przestał działać. Prezes uważa, że w Polsce panuje anarchia prawna na dużą skalę, Konstytucja upadła i potrzebna jest jej naprawa. Nie wini za to Prezydenta, winą obarcza Tuska, Bodnara i Sienkiewicza. Uważa ich za ludzi obozu niemieckiego, którzy zniszczyli III RP.
Tusk, którego rząd jest w permanentnym sporze z Prezydentem, zarzuca Dudzie skrajną nieodpowiedzialność. Panuje powszechny bałagan. Nawet zwierzchnictwo Prezydenta nad Siłami Zbrojnymi RP budzi wątpliwości, kiedy słyszymy jego totumfackiego generała Kukułę, straszącego nas wojną z Rosją. Wojną, którą oczywiście jego zdaniem wygramy z państwem nuklearnym.
Konieczność sanacji
Nadwiślański chaos jest dla większości Polaków coraz bardziej uciążliwy, a straszenie nas, pokolenia dzieci wojny, jej kolejną odsłoną, wręcz obrzydliwe. Nie rozumiemy publicznego prowokowania Rosjan i odnoszenia się do nich z pogardą, jak to uczynił potencjalny, PiS-owski kandydat na prezydenta, europoseł Tobiasz Bocheński.
Oznajmił, że jeżeli ruski żołnierz przyjdzie, postawi stopę na polskiej ziemi, żeby mordować Polaków i gwałcić Polki, to zostanie mu odstrzelony łeb. Nikomu niepotrzebne pieprzenie w bambus i nie tędy droga do naprawy Rzeczpospolitej.
Na początku lat 20-tych ubiegłego wieku, sytuacja społeczno – polityczna Polski była równie nieciekawa. Bezrobocie, wzrost cen, załamanie kursu złotego, powszechne strajki, rozruchy i starcia z policją były na porządku dziennym.
Polsce groziła wojna domowa. Aby jej uniknąć, Józef Piłsudski doprowadził w maju 1926 roku do zbrojnego zamachu stanu. Jesteśmy dalecy od pochwalania wszelkich przewrotów, a poza tym w Polsce dziś nie ma człowieka formatu Piłsudskiego, jednak konieczność sanacji jest równie potrzebna jak wówczas.
Chcemy zwrócić uwagę na kolejną łacińską sentencję: „Konieczność nie zna prawa”. W tej intencji zawarta jest wskazówka dla polityków gotowych podjąć się dzieła naprawy Polski. W tym dziele, dzisiaj w grę wchodzą tylko dwie postaci, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Słuchając ich ostatnich wystąpień, trudno byłoby któregoś z nich wybrać do roli „Zbawcy Narodu”. Tusk obiecuje nam „czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu”, tym samym przedstawia nam inicjatywę sprzeczną z prawami człowieka. Kaczyński natomiast, głównie obiecuje nam stanowcze rozliczenie ekipy Tuska. Większość Polaków jednak wcale nie jest od nich lepsza, bo w swoim otępieniu nadal czeka na Godota.