Nie czarujmy się: to walka z obcością jest od wieków kategorią najmocniej wpisaną w życie Polski i Polaków. Nie obrona krzyża, nie gościnność, nie patriotyzm, nie za waszą wolność, ale niechęć do Obcego.
Ale to niechęć głębsza. Jeśli bowiem jesteś Obcym, to nie tylko nie jesteś nasz, ale wręcz jesteś zagrożeniem
Sytuacja w Usnarzu Dolnym, w której jak w soczewce kumulują się polskie lęki, fobie i czarne serca, to niestety nie pierwszy tak spektakularny przykład naszej postawy zamkniętej na Innych.
Jesienią 1938 roku, jednego jedynego dnia, nad ranem, na polecenie Heinricha Himmlera w całych Niemczech hitlerowskich zerwano z lóżek 17 tysięcy Żydów posiadających polskie paszporty.
Mieszkali w Rzeszy, bo przyjechali tam z Polski, za pracą, zwykle jadąc z terenów zachodnich. Ale były i przypadki takie, że rodziny wielu z nich w Rzeszy żyły już od pokoleń.
Niestety, był jeden szkopuł w ich życiorysach pisany drobnym druczkiem: choć pracowali, mieszkali i byli w Niemczech zadomowieni, nie mieli niemieckiego obywatelstwa.
Teraz, 27 października, nie wolno było im wziąć więcej niż 10 marek i tylko parę rzeczy do jednej walizki. Ludzi tych załadowano do pociągów (na szczęście jeszcze pasażerskich, ale już zalutowanych i zamkniętych) i wysłano nad polską granicę. Taka przygrywka do wywózek na wchód, które wiemy, jak kończyły się trzy lata później.
Ale Polska odmówiła przyjęcia własnych obywateli wygnanych z III Rzeszy, gdy pociągi zatrzymały się u jej bram.
Pociągi te stanęły, więc na granicy w Bytomiu oraz pod Chojnicami i pod Wschową. Ale to Zbąszynek w Wielkopolscy stal się symbolem tej humanitarnej tragedii, takim Ursarzem tamtych czasów
Oto sześć tysięcy wyrzuconych z Niemiec polskich Żydów umieszczono w obozie przejściowym utworzonym na terenie dawnych zbąszyńskich koszar. Na szczęście, nie tak jak teraz, władze zezwoliły na udzielenie tym nieszczęśnikom jawiły się więc szybko żydowskie organizacje dobroczynne oraz Polski Czerwony Krzyż. Dopiero później wskutek negocjacji, Niemcy tę tak zwaną Polenaktion wstrzymywali, a Żydów, których nie zdążyli przepędzić nad granicę Polski, zabrali z powrotem w głąb kraju, zwykle do obozów koncentracyjnych.
A tymczasem ci, którzy już byli w Zbąszyniu, uciekali stamtąd w wszystkich kierunkach; jedni do Palestyny, ziemi wymarzonej, inni do Skandynawii, inni jeszcze próbowali się przedrzeć na czarno do Polski, by tam zginąć w kilka miesięcy później. Tak czy siak, w maju 1939 roku obóz został zlikwidowany.
Jeżeli jakieś podobieństwo uderza w obu przypadkach, tym z jesieni 2021 i tym sprzed 83 lat, to taki, że obcość była zawsze głównym modelem organizującym polską scenę polityczną i kulturową. Ba, w pewnym sensie wtedy było to łatwiejsze, faszyzacja kontynentu szła na całego i prawa człowieka były nieistotnym elementem życia pięknoduchów.
Ale jak w ponad osiemdziesiąt lat po tamtych wydarzeniach usprawiedliwić podobną historię? Jak można nie dostrzec, że wyrzucanie obcych ze wzgl. na narodowość, język, kulturę to nie tylko dowód marnego stanu społeczeństwa. To nie tylko dowód łajdactwa, jakie w nas drzemie. Ale przede wszystkim winno być to przypomnienie, że takie szmaciarstwo bardzo źle się kończy dla wszystkich.
W XIX wieku brodaty mędrzec z Trewiru Karol Marks mawiał, że historia zawsze lubi się powtarzać jako farsa. W pewnym sensie tak jest. Tylko dlatego, że Polacy przypomnieli sobie, jak silną ksenofobię wyssali z mlekiem matki.
Ale ci, ktorzy tę ksenofobię obudzili i starannie pielęgnują niczym najpaskudniejszą hodowlaną bakterię, nie biorą jednak pod uwagę tego, że dzisiaj Europa jest inna niż w czasach szalonego kaprala z komediowym wąsikiem. Ta Europa wie, że podstawą kategorii jednoczących Unię są właśnie prawa człowieka. I ze łamanie ich, choć nie wprost, nie opłaca się. Nie, nie tylko łamiącym owe prawa – przede wszystkim tym, którzy na to zezwalają.
Jeżeli więc Polska tak jednoznacznie poprawi się poza wartościami konstytucyjnymi liberalna Europę; natychmiast postawi się bardzo szybko poza jej granicami. I to nie metaforycznie – tylko jak najbardziej dosłownie.
Europejczykom po prostu nie będzie się chciało dużej dopłacać do tego pokracznego bękarta traktatu lizbońskiego (zapożyczenia za Wiaczeslawem Molotowem z październiku 1939 r., spasibo).
Od redakcji: Tekst pochodzi z nowej książki „Statek głupców” Witolda Beresia. Żałujemy, że autor, jak większość Polaków, musiał postawić Niemców w złym świetle, w myśl zasady, że Niemiec nigdy nie będzie bratem Polaka. A przecież Polska od dawna graniczy z Niemcami i nie zawsze zachowywała się poprawnie, a Niemcy nie zawsze źle traktowali Polaków. Dobrze będzie przeczytać artykuł obok na temat budowy pomnika dla Hitlera. W ten sposób można zrewidować swoje poglądy. Będzie to odpowiedź na insynuacje autora.