Większość z osób mieszkających poza granicami naszej pięknej Polski pewnie też to zna. My, Polacy mieszkający na obczyźnie, jesteśmy bogaci! Mamy supermieszkania, samochody, jeździmy na wczasy zagraniczne, posiadamy nowe sprzęty elektroniczne i pewnie każdy z nas ma jakiegoś wypasionego smartfona w kieszeni. Jeździmy do Polski, do rodziny, a z bagażnika naszego wypasionego samochodu, wysypują się prezenty zakupione na obczyźnie mlekiem i miodem płynącej. Pewnie jeszcze wielu szasta kasą na lewo i prawo, bo przecież mają jej pełne sakwy.i-
Nie raz już spotkałem się z takimi i podobnymi stwierdzeniami od naszych rodaków, którzy nigdy za granicą nie byli. Wszystkim wydaje się, że jak już się wyjedzie z tej naszej "beznadziejnej dziury", to można sobie leżeć na leżaczku i pić drinki, podczas gdy nasza dupcia jest wachlowana przez egzotyczne piękności.
Mieszkam w Niemczech od 2000 r., a więc już parę lat tu jestem i trochę widziałem. Ten tekst piszę też na przykładzie Niemiec, ale jestem przekonany, że ogólnie Polacy mieszkający za granicą, bez względu na kraj, mogą mieć podobne doświadczenia. Nie chcę tu uogólniać i nie twierdzę, że wszyscy tacy są, czy tak mówią i uważają, bo zdecydowanie tak nie jest, ale mam wrażenie, że nadal jakieś błędne myślenie panuje wśród naszych rodaków o tych, którzy mieszkają i pracują za granicą. Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje.
Poznałem osoby, które co roku biorą kredyt, aby "się pokazać" w Polsce. Kupują samochód na raty albo pożyczają i rozpowiadają rodzinie, że to ich. Słabe zagranie. Biorą kredyty, by na nic nie żałować sobie i rodzinie, a potem spłacają cały rok. Jeszcze słabsze. Oczywiście nikt nie wie, że to kasa z kredytu, więc każdy myśli, że wujek i ciocia muszą być nadziani, skoro wpadają nową bryką z górą prezentów no i jeszcze kasa wypada im z kieszeni podczas każdego ruchu. Kurczę! Tacy to mają życie!
No a jak to wygląda naprawdę?
Część odpowiedzi macie już wyżej. Kredyty, pożyczki, itp., a nawet jeśli nie to, to na pewno nie zesłano im niczego prosto z niebios. Wiadomo, że są takie osoby, które radzą sobie świetnie. Pracują w bankach na wysokich stanowiskach, uczelniach, mają własne działalności lub są artystami i się spełniają w swojej pasji i zawodzie. Jednym idzie lepiej, innym gorzej, ale czy aby w Polsce nie jest podobnie? Widział ktoś kiedyś aktualnego dyrektora banku, który kupuje najtańszy pasztet w Biedrze, bo go na lepszy nie stać? No nie. Tak, wiem. Zarobki i tak są dużo większe tu niż w Polsce, ale weźmy pod uwagę, że i wydatki w Niemczech też są wyższe niż w naszej ojczyźnie.
Odstąpmy teraz od bankowców i innych "milionerów", a skupmy się na przeciętnym Kowalskim w niemieckim mieście, pracującym fizycznie w zakładzie produkującym… nie wiem… kredki. No więc taki, nazwijmy go Karol. Karol pracuje przez agencje pośrednictwa pracy, zwaną przez Polaków "Lajfirmą", i zarabia na pełnym etacie około 1200€. Karol jest kawalerem i wynajmuje kawalerkę za 400€ (zakładam tu, że mieszka w niewielkim mieście, bo w takim Monachium za 400€ nawet pokoju się nie wynajmie), na jedzenie i jakieś piwko raz na jakiś czas wydaje 300€. Karol musi też czasem kupić sobie nowe buty, doładować telefon, umyć się, a więc jakiś żel pod prysznic, itp., więc na to idzie kolejna stówka. Powiedzmy, że Karol ma samochód, więc musi zapłacić jakieś 100€ ubezpieczenia, 50€ odkładać co miesiąc na przegląd no i jak ma mało palący samochód, to liczmy 50€ na paliwo w miesiącu. Podsumowując to wszystko, wychodzi nam, że Karol ma 1000€ wydatków na miesiąc, więc zostaje mu 200€. Czy to jest dużo? Raz do klubu, raz do kina i pieniążka ni ma.
Przy dobrych wiatrach, gdy mieszka się we dwoje i dzieli koszty na pół, to zostanie nam na osobę 500€ na miesiąc w skarbonce. Niby sporo, ale jak wszyscy wiemy, zawsze trafią się jakieś nieplanowane wydatki. ZAWSZE!
No więc, czy jesteśmy naprawdę aż tacy bogaci?
Jak widać - nie.
Owszem, pracując i mieszkając za granicą, żyje się nam wygodniej. Pod warunkiem, że ma się stałą pracę. Sami widzicie jednak, że szału takiego nie ma. Niby jest lżej, ale bez fajerwerków.
Nie raz sam słyszałem od ludzi "ale ci dobrze, byłeś na wczasach", "ty to ciągle tylko podróżujesz", "ale masz laptopa! Mnie to w życiu nie będzie na takiego stać" i mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Ja tak sobie patrzę na te osoby i mówię… Kurczę, mam laptopa takiego, ponieważ potrzebowałem takiego do pracy i wziąłem go na raty na 18 miesięcy. Jeżdżę, bo odkładam na to pieniądze, czasem dostaję wycieczki w prezencie urodzinowym. Ciuchy kupuję wtedy, kiedy muszę, bo nie lubię wydawać na nie dużo pieniędzy, na jedzenie mam ograniczony budżet i staram się go pilnować.
Nie różnię się niczym od każdej z tych osób. Mamy tylko inne priorytety. Ktoś mi mówi, że ja to mam kasę na te podróże, ona nie ma. W tym czasie buduje dom o powierzchni 120 m2 i kupuje drugi samochód, mieszkając w Polsce. Oczywiście wszystko niższym kosztem, ale jednak. Ja nie mam domu. Wynajmujemy małe mieszkanie.
Kolejna osoba z kolei mówi: "ale ci dobrze. Byłeś w Paryżu”, a sama jedzie na dwa tygodnie do Zakopanego i inwestuje swoje oszczędności w rośliny. Kurczę. Olej te rośliny! Olej Zakopane! Za te pieniądze spędzisz też dwa tygodnie w Paryżu czy gdziekolwiek chcesz. Bilety lotnicze można kupić już za mniej niż 100 zł, jak się dobrze poszuka. Tyle wydasz na pociąg!
Twoje dziecko musi koniecznie mieć quada, nowy komputer, a ty już setną torebkę? To nic, że z targu za 35 zeta. Razy 100 torebek, to już niezła sumka się uzbiera. Co dwa lata remont w mieszkaniu, bo ci się znudziło? Ja tego nie robię, bo nie czuję takiej potrzeby. Tak że widzisz. Każdy z nas ustala sobie inne priorytety. Ty wolisz kupić 10-latkowi quada, a ja wolę pojechać na weekend do Pragi.
Dziwi mnie też, że ktoś zaprasza mnie na wesele, urodziny, komunię czy inne uroczystości i oczekuje ode mnie większej sumy pieniędzy, bo przecież mieszkam w Niemczech i dużo zarabiam. To nie fair! Nikt nie bierze pod uwagę tego, że dojazd do Polski to jest sam w sobie duży koszt. Do tego z pustymi rękoma do nikogo na chatę nie wbijesz, bo nie wypada. Czasem nawet musisz jakiś wykupić nocleg w hotelu.
No więc muszę was rozczarować, bo tak, ja też mam czasem krucho z finansami. Tak, ja też się czasem zastanawiam, czy kupić w tym miesiącu buty czy kurtkę. Samochód też niestety na powietrze nie jeździ, a i pieniędzy w kopertę nie wkłada mi przypadkowy przechodzień na ulicy.
Na zakończenie dodam… tak podsumowując ten mój cały wywód. Tak, na pewno mieszkając za granicą jest mi łatwiej niż było mi w Polsce, ale też nie pławię się w luksusach. Nie wierzysz? Uważasz, że tak jest tu dobrze? To dlaczego jeszcze cię tu nie ma? No dalej! Wskakuj do tej rzeki z miodu!
Może te 200€ więcej wynagrodzi ci te tęsknoty za rodziną, za przyjaciółmi. Może wynagrodzi ci to, że mimo iż jesteś tu dobrze traktowany, to i tak jesteś zawsze ten obcy. Myślę, że to też nie jest rozwiązanie dla każdego. Nie, żebym teraz narzekał, że jest mi tu tak źle, bo nie jest. Jest mi dobrze. Chcę tylko zauważyć, że każdy z nas ma prawo do podejmowania swoich decyzji. Nikt nikogo na siłę w jednym miejscu nie trzyma. No… chyba, że coś przeskrobałeś/aś i faktycznie ktoś cię trzyma na siłę. Ale to też jest wynik twoich decyzji.
Masz możliwość wyjazdu. Wyjedź, zobacz, jak to jest. A jeśli zastanawiasz się, jak to się dzieje, że mogę sobie pozwolić na coś, co wydaje ci się trudne do osiągnięcia, to nie obgaduj mnie za plecami, tylko zapytaj. Może uda mi się doradzić, a może wtedy zrozumiesz, że ty też tak możesz?
Źródło: Inna Strefa
Data utworzenia: 18 maja 2021, 11:12