Wydanie/Ausgabe 133/16.09.2024

Ludzie w dresach Stali opanowali nie tylko hotel

W poniedziałek napisaliśmy o przeżyciach polskich turystów z hotelu Santiago Barcelo na Teneryfie, gdzie na zgrupowaniu przebywała drużyna Moje Bermudy Stali Gorzów. Turyści opowiedzieli nam o żenującym zachowaniu działaczy Stali, w tym prezesa klubu Marka Grzyba i dyrektora Tomasza Michalskiego. Początkowo nasi rodacy myśleli, że z ekstraligowym zespołem przyjechał klub kibica. Prezes wejście do pool-baru zaczynał zwykle słowami: Kur.., gdzie nasi. To był gorący i wstydliwy tydzień dla innych Polaków, którzy byli w hotelu ze Stalą. - Same Niemcy w hotelu, możemy robić, co chcemy - usłyszeli cytowani przez nas turyści na wstępie, a potem było już tylko gorzej. - Niestosowne zachowania, okrzyki, co drugie słowo kur.. - słyszymy.

Działo się już jednak na pokładzie samolotu, który leciał z Berlina na Teneryfę. Skontaktowaliśmy się z jednym z pasażerów (dane tej osoby są w posiadaniu redakcji, jest ona gotowa zeznawać przed sądem), który tak opowiada o tamtym locie. - Lecieliśmy 14 lutego z dużą grupą osób, która po przyśpiewkach, nazwiskach, jakie padały i dresach klubowych można było rozpoznać jako Stal Gorzów. Praktycznie od startu chodziły one po całym samolocie, ale to nie było wszystko - mówi pasażer.

Śpiewali przez interkom, kłócili się z pasażerką

- Te osoby spożywały też własny alkohol, choć na pokładzie samolotu nie wolno tego robić. Panowie ze Stali nic też sobie nie robili z norm sanitarnych, bo maseczki mieli, ale na brodzie, albo pod nosem. Grupa zachowywała się bardzo głośno, więc obsługa wielokrotnie zwracała im na to uwagę. Ich zachowanie się jednak nie zmieniło, te uwagi kompletnie nie poskutkowały. W pewnym momencie oni nawet zaczęli coś śpiewać przez interkom. Na dokładkę rozpoczęła się też kłótnia z jedną z pasażerek. Trudno mi powiedzieć, czy to było z tym związane, ale jeden pan w okularach, w pewnym momencie stwierdził, że on nie jest rasistą, ale ... i wtedy się zaczęło.

- Obsługa wielokrotnie zwracała im uwagę na to, że przeszkadzają innym. Spożywali własny alkohol na pokładzie, czego nie powinni robić. Nie przestrzegali norm sanitarnych, maseczki nosili na brodzie albo pod nosem. Po opuszczeniu samolotu czekała na nich policja. Zostali spisani zaraz po wyjściu z rękawa - mówi nam pasażer samolotu, którym Moje Bermudy Stal Gorzów leciała na Teneryfę.

Po wyjściu czekała na nich policja

Pasażer mówi, że po wyjściu z samolotu na głośno zachowujących się panów czekała policja. - Jeszcze w samolocie ogłoszono, że coś takiego będzie miało miejsce. Policja pojawiła się, jak tylko opuściliśmy rękaw i spisała kilka osób. Na pewno nie byli to zawodnicy, lecz starsi wiekiem uczestnicy z grupy Stali. To mogło mieć związek chyba tylko z tą kłótnią ze wspomnianą pasażerką, która w pewnej chwili przesiadła się na drugi koniec samolotu. W każdym razie na pokładzie nie działo się nic innego, co wymagałoby interwencji policji.

- Czytałem relację turystów z hotelu na Teneryfie. Nie byłem tam, więc nie wiem, co się działo, ale sądząc po zachowaniu w samolocie, jestem w stanie uwierzyć w to, co tam zaszło - stwierdza.

Pasażer samolotu, który leciał na Teneryfę, przyznał, że dawno nie był tak zażenowany. Podróż ze Stalą, to był dla niego powód do wstydu. Widok hałasujących panów z klubowej grupy kontrastował z siedzącymi obok spokojnie matkami z dziećmi.

A prezes mówi, że nie było picia i awantury

Dodajmy, że prezes Grzyb nie został wypuszczony do samolotu lecącego z powrotem do Polski. W wywiadzie udzielonym w niedzielę "Przeglądowi Sportowemu" opowiadał, że na lotnisku poinformowano go, że jego bilet został anulowany. Grzyb mówił, że jeden ze sponsorów w drodze na Teneryfę (to ja ta sytuacja, którą opisujemy) miał siedzieć obok Niemki, której nie spodobało się, że rozmawia on z innymi członkami ekipy i nie nosi maseczki.

- To bardzo jej nie odpowiadało i za każdym razem, gdy coś takiego się działo, to ona wzywała stewardessę. Sponsor, niestety, nie mówi w żadnym języku obcym, więc zaangażowałem się w tę sprawę. Na początku proponowaliśmy, by przesadzić tę panią, bo w samolocie było sporo wolnych miejsc - relacjonował Grzyb, zaprzeczając, by doszło do awantury. Mówi też, że na pokładzie nie było alkoholu, że wszyscy byli trzeźwi.

2.03.2021