Prezydencka kampania wyborcza została formalnie rozpoczęta. Nie jest ona zwykłą, nudną kampanią w której próbuje się przekonać wyborców do oddania głosu na któregoś z kandydatów. Tym razem chodzi o wszystko. Realna przegrana prezydenta Andrzeja Dudy, może oznaczać kryzys rządów PiS i koniec polityki „dobrej zmiany”. Dla znacznej części polskiego społeczeństwa, kochającego transfery socjalne PiS, jest to nie do przyjęcia. W naszym, głęboko podzielonym społeczeństwie panuje klimat walki. Podziały są tak skomplikowane, iż można je opisać nielogicznym stwierdzeniem, że jesteśmy poćwiartowani na trzy nierówne połowy – PiS, anty PiS i obojętną resztę.
Nastąpiła konfrontacja nie tylko PiS-u z anty PiS-em, lecz także dobra ze złem, patriotów ze zdrajcami, Europejczyków z ruską agenturą, a nawet katolików z bezbożnikami wszelkiej maści. Każdy przyzwoity obywatel powinien wziąć udział w tej walce, oczywiście po stronie dobra. Niestety, każdy z kandydatów na prezydenta głosi, podobnie jak Prezes, że jest jedynym posiadaczem dobra. Wybory mogą być zatem trudne. Każdy jednak ma swój zdrowy rozum i stosownie do niego wybierze swojego kandydata, my zaś w tej kwestii mamy prawo posiadania własnego zdania.
Wredny gest Lichockiej
Podobno każdy widzi jak jest. Widzi po swojemu. Znaczna część wyborców cieszy się z transferów socjalnych i wojny z elitami, tym razem z kastą sędziów. Ten socjalny elektorat nie kieruje się ideologią, tylko patrzy przez pryzmat 500 Plus, czy 13-tej renty i emerytury na polepszenie własnego bytu.
PiS rozdając kasę, napędza coraz mocniej inflację, niszcząc przy tym służbę zdrowia, edukację, politykę mieszkaniową. Skutki tej polityki najbardziej odczują biedniejsze warstwy społeczeństwa oraz emeryci, którzy oszczędzali na spokojną starość, lokując swoje oszczędności na lokatach bankowych. Ci ludzie na razie stanowią elektorat Andrzeja Dudy, ale wygra ten, kto ich oświeci jaki czeka ich los pod rządami obecnej ekipy, której dochody w stosunku do zwykłych ludzi stały się niebotyczne. Może w końcu opozycji uda się wykorzystać
pokaz chamstwa rządzących, którzy zamiast na onkologię, zadysponowali 2 miliardy złotych na PiS-owską telewizję, a tym którzy się temu sprzeciwiali, więc właściwie nam wszystkim, posłanka tej partii pokazała na sejmowej sali paskudny gest środkowego palca, gest Lichockiej jest wyłącznie wredny.
Lista oczywistych grzechów rządzących jest długa, nie zamierzamy jej przytaczać w całej rozciągłości. Najbardziej oprócz najwyższej od 8. lat inflacji boli nas beznadziejny stan służby zdrowia, oświaty i psucie władzy sądowniczej. Jakość służby zdrowia i koszty leczenia każdy zna z autopsji, więc nie będziemy się nad nią rozwodzić. Jeżeli chcemy wprowadzać nowe technologie, to trzeba najpierw zainwestować w szkolnictwo. Tymczasem na razie znaczna część nauczycieli zarabia tyle samo co szkolne sprzątaczki.
MON kusi szkoły, by otwierały u siebie oddziały przygotowania wojskowego. Chce wzmocnić edukację obronną oraz postawy patriotyczne wśród młodzieży. Za niedługo cofniemy się o 100 lat, kiedy to Marcin uczył Marcina. Tylko dwie polskie uczelnie są w światowym rankingu w przedziale między 600. a 800. miejscem. Dyplomy pozostałych niedoinwestowanych uczelni niewiele znaczą.
Na IPN wydajemy trzy razy więcej pieniędzy niż na Polską Akademię Nauk. Podobno najważniejsza dla kraju jest przeszłość, bo według Orwella, to ona decyduje o przyszłości. Rządzący uważają, że ciemnemu ludowi nie potrzeba elit, my zaś uważamy, że rządzący, aby zmądrzeć musieliby odbyć staż w bogatszym, lepiej rządzonym kraju. Ponieważ dumnym polskim politykom coś takiego nie mieści się w głowie, bo tam mówią obcymi językami, więc jest, jak jest. A jak będzie?
Pecunia non olet
To zależy od tego, kto zwycięży. Jeśli przegra Duda, czeka nas okres wielkiego wysiłku, wielkich porządków i rozliczeń. Najwięcej w kaście magistrów ministra Ziobry. Nikt nie wyobrażał sobie, że o członkostwo w Unii będzie się starał kraj, który nie będzie przywiązywał wagi do praworządności i będzie pozbawiać sędziów niezawisłości. Unia nie wyobrażała sobie, że minister członkowskiego kraju może wypowiadać się o Komisji Weneckiej, że jej przedstawiciele są mędrcami i pyszałkami, których opinię jego kraj nigdy nie zaakceptuje, a prezydent tego kraju demolkę wymiaru sprawiedliwości będzie nazywał jego naprawą. Polska jest jedynym krajem UE, w którym sędzia może być karany za stosowanie prawa unijnego. Taki kraj nie może mieć miejsca w Unii, bo nie znajdziemy sposobu na pogodzenie wyroków europejskich trybunałów z polską, niczym nieograniczoną suwerennością narodową i to trzeba Polakom wyraźnie powiedzieć.
Jeśli zaś prezydent Duda wygra, to jego partia, grając Unii na nosie, będzie próbowała nadal podporządkowywać sobie sądownictwo. Jednak wszelkie pogłoski o polexicie, tak długo, jak długo funkcjonuje europejski bankomat, nie odpowiadają rzeczywistości. Jako wzorowi Europejczycy, tworzący serce Europy wiemy, że w cywilizacji łacińskiej nadal działa zasada „pecunia non olet”. Pecunia jest nam bardzo potrzebna, aby po wygranej Dudy mógł nastąpić dalszy, wzmożony rozwój wszelkiego dobrobytu, szczególnie wśród swoich.
PiS musi też obiecać kolejne transfery socjalne i wielkie inwestycje publiczne. Trzeba przekopać Mierzeję Wiślaną, a to będzie kosztować więcej niż myśleliśmy. Do 2027 roku politolog Horała obiecał wybudować Centralny Port Komunikacyjny z pełną infrastrukturą, a więc i z 1500 kilometrami nowych linii kolejowych. Spółka ma Zarząd i Radę Nadzorczą, które te ko(s)miczne plany za kosmiczne wynagrodzenia ponoć już realizują. Postaramy się zbudować elektrownię atomową, a może i dwie, a także farmy wiatrowe na Morzu Bałtyckim. Do tego zbudujemy gazociąg Bałtycki, który uniezależni nas od tańszego gazu rosyjskiego. Zaprzestaniemy też kupowania tańszego węgla rosyjskiego. W końcu mamy przecież swój polski, o wiele „cenniejszy” węgiel. Tak więc mieliśmy prawo w radosnej atmosferze oczekiwać potwierdzenia tych i wielu innych obietnic na forum konwencji PiS otwierającej kampanię wyborczą PAD.
PAD czy wyPAD
Spotkał nas zawód. Okazało się, że na konkretne obietnice trzeba będzie poczekać. Na razie zapowiedziano nam przebudowę Polski w szczęśliwy dumny kraj, oczywiście o ile Duda nadal zostanie prezydentem PiS-u. Nie łudźmy się, że naszym też. Pierwszym mówcą otwierającym konwencję był Prezes, będący w dawno nie widzianej, kiepskiej formie intelektualnej. Nasz mąż stanu wolnego, wskazał nam oprócz dotychczas nam znanych zalet Prezydenta jeszcze tą, że ma on żonę(!) Następnie premier obiecał bez konkretów ogólne dążenie do dobrobytu. Na organizację konwencji PiS nie szczędził naszych pieniędzy, ani amerykańskiego blichtru. Pojawienie się prezydenta Dudy zainscenizowano w formule „wejścia smoka”, a jego wystąpienie było klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią.
Prezydent zauważył, że emeryci żyją dziś skromnie, bo mają niskie emerytury. Nie dodał, że dzieje się to w czasie, kiedy pisowska kasta pławi się w luksusach, a obiecaną kwietniową 13-tą emeryturę pożarła już inflacja. Wspomniał, że jego formacja rozwiąże problem służby zdrowia, ale nie zauważył, że bezpłatny dostęp do niej staje się fikcją. Nareszcie zauważył, że Polacy są podzieleni, jednak nie przedstawił pomysłu na to, kto i jak mógłby dokonać w kraju niezbędnej, grupowej terapii wstrząsowej (szokowej) bo na pewno nie on. Dowiedzieliśmy się, że sztabem koncepcyjnym Dudy po raz wtóry pokieruje Beata Szydło. Jest znawczynią kultur ludowych, więc celebrycie lubiącym wszelką cepeliadę jest w stanie pomóc, szczególnie na terenach położonych na wschód od jej rodzinnych Brzeszcz i na obszarach wolnych od LGBT. Sztab Dudy powinien jednak sobie uzmysłowić, że od jego ostatniej kampanii minęło 5 lat i w tym czasie wyrosło nowe pokolenie, którego idolem i prorokiem stał się Zenek Martyniuk i do tego pokolenia smutna Beata klucza nie znajdzie. Nie wiemy jak „wejście smoka” w kampanię wyborczą zadziała na polski lud, bo na nas nie zadziałało. Pewnie dlatego, że jesteśmy zbyt wiekowi. Nadal nie wiemy dokąd zmierza pisowska Polska, za to wiemy, że czeka nas wielka inflacja i zderzenie z Unią Europejską. Na razie też nie wiemy, czy nadal będziemy się musieli męczyć z PAD-em, czy nastąpi oczekiwany przez wielu rodaków wyPAD.
Postscriptum
Skończyliśmy powyższą publikację 18. lutego, w 6-tą rocznicę tragicznej śmierci naszego Przyjaciela Dietera Przewdzinga, której okoliczności państwo do dziś nie potrafi wyjaśnić. Dzisiaj też odbył się pogrzeb redaktora Marka Świercza. Jego polityczna i społeczna publicystyka dotycząca spraw naszego wielokulturowego, śląskiego regionu, zawsze budziła nasz szacunek. Szkoda, że się więcej nie zobaczymy i nie usłyszymy. Pozwalamy sobie z wielkim żalem pożegnać Go śląską sentencją: „Marku, patrz tam jako”.
GB&BS