Wydanie/Ausgabe 133/16.09.2024

Prezydentura Lecha Kaczyńskiego była nieudolna, słaba, niedecyzyjna. Prezydent wbrew kreowanemu przez PiS mitowi nie prowadził efektywnej polityki europejskiej, efektywnej polityki powstrzymywania Rosji i efektywnego dialogu społecznego. Powoływanie się na jego dorobek to błąd kampanii Dudy - pisze w najnowszym "Newsweeku", publicysta Cezary Michalski.

"Ujeżdżanie mitu Lecha Kaczyńskiego było najważniejszym motywem konwencji Andrzeja Dudy i stanie się zapewne także fundamentem całej jego kampanii" - pisze Michalski.

Tymczasem, jego zdaniem, mit ten nie ma prawie nic wspólnego z rzeczywistością i został "wyprodukowany zaraz po katastrofie w Smoleńsku przez ludzi pragmatycznych i zdeterminowanych, którzy dokonali transmutacji ówczesnych szlachetnych emocji (współczucie, szok, podstawowa jedność wokół instytucji i symboli państwa) w substancję tzw. smoleńskiego zamachu".

Lech Kaczyński w wersji przedstawionej przez Dudę w czasie konwencji to prezydent prowadzący efektywną politykę europejską, efektywną politykę powstrzymywania Rosji, a nawet prowadzącego efektywny dialog społeczny. "Nic z tego nie jest prawdą" - twierdzi Michalski i przytacza liczne błędy i słabości Kaczyńskiego.

Zbyt wrażliwy, otaczający się beznadziejnymi ludźmi, był źródłem decyzji personalnych i politycznych najfatalniejszych nie tylko z punktu widzenia realnych interesów całego polskiego państwa, ale nawet z punktu widzenia interesów rządzącego PiS.

"Jeśli chodzi o politykę europejską, to żałosny pamflet w podrzędnej niemieckiej gazetce [„Die Tageszeitung”] potrafił sprowokować prezydenta RP do zerwania szczytu Trójkąta Weimarskiego i sparaliżowania kontaktów na linii Warszawa – Berlin – Paryż". Z kolei obecność Kaczyńskiego na brukselskich szczytach i jego próby wprowadzenia polskiej agendy do unijnej polityki klimatycznej czy wschodniej były serią porażek. "Zdolność Lecha Kaczyńskiego do rozwiązywania konfliktów społecznych też była fikcją" - zauważa Michalski - prezydent w żaden sposób nie zaangażował się w rozwiązywanie sporu z pielęgniarkami czy lekarzami, który toczył rząd jego brata.

Zresztą Lech Kaczyński był obciążeniem nawet dla brata - uważa publicysta. "Zbyt wrażliwy, otaczający się beznadziejnymi ludźmi, był źródłem decyzji personalnych i politycznych najfatalniejszych nie tylko z punktu widzenia realnych interesów całego polskiego państwa, ale nawet z punktu widzenia interesów rządzącego PiS" - pisze. Podkreśla też, że forsowana przez prezydenta nowelizacja ustawy lustracyjnej okazała się niekonstytucyjna, a lęk prezydenta przed rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem nowych wyborów na początku 2006 roku uniemożliwił PiS uzyskanie absolutnej większość w parlamencie.

Cienizna prezydencka

"Spuścizna Lecha Kaczyńskiego, której kontynuatorem obiecał być Andrzej Duda, to bowiem przede wszystkim konflikt wewnętrzny osiągający w okresie władzy obu braci intensywność, jakiej nie było wcześniej w całej III RP. A nie był to naturalny dla stabilnych demokracji spór o model świadczeń społecznych, obciążeń podatkowych czy o jakość usług publicznych. To był radykalny konflikt w najbardziej wrażliwym obszarze polityki zagranicznej państwa. To było eksponowanie różnicy samego stosunku do państwa („nasze” czy „obce”). To było wreszcie zakwestionowanie podstawowego wyboru polityki polskiej po roku 1989" - zauważa Michalski.