Dokładna liczba osób, które straciły życie w wyniku akcji odwetowych AK, nie została dotąd ustalona. Paweł Rokicki podaje, że w akcjach odwetowych przeprowadzanych przez AK w końcu czerwca 1944 r. zamordowano co najmniej 119 cywilów zamieszkujących pogranicze polsko-litewskie.Ofiarami partyzantów 5. Wileńskiej Brygady AK dowodzonej przez „Łupaszkę” było co najmniej 66 osób cywilnych oraz kilku policjantów litewskich zabitych w czasie walk (wraz z przypadkowym, cywilnym woźnicą). Do największych mordów doszło w Dubinkach i Ołkunach, gdzie ogółem zabito 44 osoby.
W trakcie ekspedycji karnej 2. Zgrupowania AK, zorganizowanej na rozkaz komendanta okręgu wileńskiego ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”, zabito przypuszczalnie nie mniej niż 13 cywilów.
Partyzanci AK przeprowadzali brutalne kontrole ludności w poszukiwaniu podejrzanych, dopuszczając się niekiedy pobić. Egzekucjom towarzyszyły też rekwizycje dobytku.
Ofiarami były często osoby z rodzin mieszanych, polsko-litewskich, a nawet rdzenni Polacy. „Przerażająca jest statystyka obydwu zbrodni pod względem płci i wieku zamordowanych. Wśród ofiar najwięcej było kobiet oraz nieletnich (dzieci i młodzieży). W Glinciszkach 56% ofiar należało do tej kategorii, a w Dubinkach ok. 75%. (…) Zupełnie odmiennie przedstawiają się wyniki akcji odwetowej 2. Zgrupowania AK, w czasie, której zabijano niemal wyłącznie dorosłych mężczyzn”.
„Najtragiczniejszy pod względem liczby ofiar był najazd grupy kawalerzystów 5. Brygady AK na zagrodę Gylisów. Partyzanci wyprowadzili z domu żonę nieobecnego gospodarza Konstanciję Gylieně z sześciorgiem dzieci oraz mieszkającego z nimi dzierżawcę części ziem Bolesława Strumiłłę (Balys Strumila)”. Ten ostatni próbował się wstawić za gospodynią, ale go zastrzelili. „Konstanciję Gylieně zastrzelono przy studni wraz z najmłodszą, kilkumiesięczną córką Genovaitě. Pozostałą piątkę zaprowadzono na rozstrzelanie do stodoły. Najstarsza z córek Gylisów, dziewiętnastoletnia Jadvyga, została tam przed śmiercią zgwałcona. Z egzekucji ocalała jedynie ranna w szyję Terese, którą partyzanci uznali za martwą”. Nieopodal domu Gylisów „znajdowało się gospodarstwo Alfonsasa Stašelisa. (…) Pod nieobecność gospodarza polscy partyzanci rozstrzelali jego żonę Emiliję i kilkuletnią córkę Onute”.
Patrol 5. Wileńskiej Brygady AK dotarł do wsi Vymančiai. „W domu pozostał Petras Vinslovans z żoną Salomėją i pięcioma córkami (w wieku od 5 do 20 lat): Liudviną, Zofiją, Oną, Leonorą i Eleną. Wszyscy oni zostali rozstrzelani”. Kilometr dalej był folwark Reputany, w którym „mieszkała rodzina Dzimidasów. W domu znajdował się w tym czasie gospodarz Povilas z pięciorgiem dzieci: jego żona przebywała w szpitalu w Malatach. W czasie najścia partyzantów (…) gospodarz ukrył się pod kanapą, a dzieci przekonały partyzantów, że ojciec wyjechał odwiedzić matkę do szpitala. W tej sytuacji rozstrzelanych zostało czworo dzieci, w wieku od 2 do 16 lat: Benediktas, Antanas, Stepanija i Bronislava. (…) Łącznie w Vymančiai i Reputanach zabito tego ranka dwanaście osób: dwóch starszych mężczyzn (w wieku 52 i 60 lat) oraz dziesięcioro kobiet i dzieci”.
Spalić wieś razem z ludźmi
„Bury” przystąpił do akcji 29 stycznia 1946 roku. Tego dnia jego oddział wszedł do wsi Zaleszany, gdzie zażądał jedzenia i siana dla koni. Mieszkańcy jednak niechętnie dawali żywność, doszło też do paru aktów oporu. Wtedy Rajs uznał, że wieś jest wrogo nastawiona i postanowił ją ukarać.
Najpierw mieszkańcom kazano się zebrać w jednym z domów. Potem wywołano dwie osoby – Aleksandra Zielinkę i szesnastoletniego Piotra Demianiuka – i rozstrzelano pod pretekstem przynależności do Polskiej Partii Robotniczej. Gdy Rajsowcy nie znaleźli sołtysa Zaleszan, który również należał do partii, po prostu zastrzelili jego syna.
Po tych egzekucjach do budynku, w którym zebrano mieszkańców wszedł „Bury” i kazał wyjść wszystkim Polakom. Wtedy jego żołnierze zabili gwoździami główne drzwi i podpalili słomiany dach. W krótkiej chwili drewniany dom stanął w płomieniach, a ludzie w środku zaczęli dusić się od dymu. Wydawało się, że chata stanie się grobem dla kilkudziesięciu osób, gdy w pewnym momencie któryś z żołnierzy Rajsa otworzył tylne drzwi i krzyknął: „Uciekajcie ludzie!”.
Białorusini rzucili się do wyjścia, ale gdy wydostali się na zewnątrz ogień otworzyli do nich ludzie „Burego”. Relacje ocalałych są tutaj sprzeczne. Jedni twierdzili, że partyzanci strzelali, by zabić. Inni mówili natomiast, że puszczali serie ponad głowami lub pod nogi uciekających. Kolejne grupy żołnierzy podpalały w tym czasie pozostałe domy we wsi. Gdy wybiegali z nich przerażeni mieszkańcy, Rajsowcy strzelali do nich bez litości.
„Według raportu UB zginęło wówczas 14 osób. Obrońcy »Burego« wskazują, że stało się to przez przypadek i wynikało ze złego rozpoznania sytuacji przez partyzantów” – pisze Tadeusz Płużański w książce Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych. Według innych relacji życie straciło co najmniej 16 osób, w tym dzieci, spłonęło 41 domów.
W Zaleszanach ocalał tylko jeden budynek. Tego samego dnia grupa Rajsa dotarła do wsi Wólka Wyganowska. Podpaliła tam kilka domów i kilkanaście budynków gospodarczych, zabiła dwóch mężczyzn.
Gdy partyzanci dotarli do wsi Puchały Stare Rajs postanowił pozbyć się świadków. Powiedział wtedy do wozaków: „Żadna żywa dusza ze wsi nie wyjdzie. A wasza ziemia, Białorusini, tu, ale głębiej”. Przy tym drugim zdaniu wskazał dłonią w dół, na ziemię…
Następnie odbyła się selekcja. Spośród woźniców wydzielono Polaków. Resztę, czyli samych Białorusinów, grupami wywożono do pobliskiego lasu i tam mordowano strzałami w głowę. Najstarszy zabity miał 56 lat, najmłodszy – 17. Kilku próbowało uciekać, ale dosięgły ich serie z broni maszynowej.
Dlaczego Rajs postanowił zabić Bogu ducha winnych furmanów? „Według późniejszych zeznań »Burego« miało to być konsekwencją złego ustosunkowania się do organizacji konspiracyjnej” – pisze Płużański w książce Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych. Ciała zamordowanych ekshumowano dopiero w 1997 roku.
W następnych dniach akcja pacyfikacyjna trwała dalej. Rajs wydzielił ze swojego oddziału trzy plutony, a każdy z nich otrzymał zadanie ukarania jednej białoruskiej i. Wyrok zapadł na Zanie, Szpaki i Końcowiznę.
2 lutego 1946 roku pierwszą z tych miejscowości otoczył jeden z plutonów brygady Rajsa. Wtedy któryś ze zdesperowanych mieszkańców otworzył do partyzantów ogień. To rozwścieczyło żołnierzy, którzy wdarli się do Zań i rozpoczęli masakrę. Podpalali domy, stodoły i obory, a do ludzi, usiłujących gasić ogień lub wynosić dobytek, strzelali bez litości.
We wsi dochodziło do dantejskich scen. Ludzie biegali wśród płomieni usiłując się ratować. Partyzanci strzelali do nich z karabinów i pistoletów maszynowych, a rannych dobijali z broni krótkiej. Mordowano mężczyzn, kobiety, a nawet dzieci. Relacje ocalałych są wstrząsające.
„Nasza siostra Marysia chciała podnosić ojca z ulicy, po strzale. Wtedy jeden z bandytów podbiegł i strzelił jej w usta, z bliska. Siostra, wyjąc z bólu, zdołała przebiec ulicę i upadła przy wierzbie. […] Kolejny bandyta podbiegł i dobił siostrę” – wspominała Eugenia Olszewska. W Zaniach zginęły 24 osoby; część z nich spłonęła żywcem w domach.
Mniej drastyczny przebieg miała pacyfikacja Końcowizny, którą spalono, ale w której nikt nie zginął. Natomiast w Szpakach zabito pięć osób. Tam partyzanci wykonali egzekucje jedynie na osobach, które podejrzewali o współpracę z nową władzą. Puścili też z dymem chałupy Białorusinów (a przy okazji dwa obejścia Polaków).
W domu rodziny Pietruczuków zamknęli w komórce matkę i starszą córkę, a młodszą usiłowali zgwałcić. Gdy się broniła, zamordowali ją. Potem znaleźli inną dziewczynę, którą zgwałcili.
Działania te miały być spowodowane wrogą postawą wobec partyzantki, która narażała żołnierzy na niebezpieczeństwo. […] Nie jest jednak jasne, czy działanie było podyktowane konkretnymi informacjami na temat działalności mieszkańców tych miejscowości, czy po prostu uznawaniem ich za wrogie podziemiu. Dlatego nie można wykluczyć, że był to też skrajny przejaw antagonizmu narodowościowego i religijnego.
Romuald Rajs na zdjęciu wykonanym po jego aresztowaniu przez bezpiekę (domena publiczna).
Wydarzenia te obciążają zarówno Romualda Rajsa ps. „Bury”, który wydał bezpośredni rozkaz podjęcia działań (chociaż w późniejszym czasie niezgodnie z prawdą obciążał swojego zastępcę Kazimierza Chmielowskiego ps. „Rekin” odpowiedzialnością za całą akcję pacyfikacyjną), jak i Jana Szklarka ps. „Kotwicz”, który zobligował 3. Wileńską Brygadę NZW do spacyfikowania tych terenów.
Jakie były dalsze losy Romualda Rajsa? Po kilku starciach z grupami operacyjnymi wojska i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w październiku 1946 roku rozwiązał oddział i wyjechał na Ziemie Odzyskane. Bezpieka aresztowała go w listopadzie 1948 roku. W śledztwie „Bury” poszedł na współpracę, złożył zeznania i ujawnił kontakty do swoich ludzi. Mimo to skazano go na karę śmierci. Wyrok został wykonany 30 grudnia 1949 roku. (Paweł Stachnik)
- J. Kułak, Pacyfikacja wsi białoruskich w styczniu 1946, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, 2001, nr 8.
- J. Kułak, Rozstrzelany oddział. Monografia 3 Wileńskiej Brygady NZW. Białostocczyzna 1945–1946, Białystok 2007.
- S. Płużański, Mróz, głód i wszy. Życie codzienne Wyklętych, Warszawa 2021.
- P. Zychowicz, Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych, Poznań 2018.