W czasie 12.09 do 18.09. września 1939 pociąg zatrzymał się w Gogolinie i stał początkowo na bocznym torze w pobliżu stacji kolejowej, z którego odchodziły pociągi do Prudnika. Hitlerowi przeszkadzały tam jednak codzienne odgłosy miejscowości, więc rychło cały skład przetoczono do lasu, w okolice Karłubca.
Tak duża ilość wojska w jednym miejscu oraz obecność najważniejszych dostojników państwowych nie tylko wpłynęła na pewną dezorganizację życia w tej miejscowości, ale była to również świetna możliwość robienia interesów. Najbardziej w tej nowej rzeczywistości zacierał ręce miejscowy piekarz, jedyny w tej okolicy, który codziennie dostarczał kołocz z dojrzewającymi śliwkami. Aby dogodzić podniebieniom tak licznej klienteli, tak wspomina Józef Wistuba mieszkaniec wioski, piekarz codziennie piekł ciasto ze 100 kg maki, pamięta również, że do parowych lokomotyw wodę wozili strażacy, a węgiel był dowożony furmankami.
Nie ma informacji, jakie korzyści z pobytu Hitlera mieli miejscowi, można jedynie przypuszczać, że obsługując nie tylko żołnierzy, ale również i licznie przybyłych gapiów, którzy chcieli na własne oczy zobaczyć przywódcę III Rzeszy, mogli na tym zarobić.
Polna droga z pociągu do asfaltowej szosy Krapkowice – Strzelce Opolskie, którą przejeżdżał Hitler udając się między innymi na lotnisko w Ligocie, w upalne dni młodzi ludzie polewali wodą noszoną w wiadrach z odleglej studni.
Wistuba wspomina, że w pobliżu salonki na ściernisku czekały w pogotowiu 2 samoloty. Na Emilówce stały samoloty myśliwskie. Ponoć lotnicy dla zabawy przelatywali pod mostem nad Odra w Krapkowicach.
Gdy "Amerika" stała na bocznicy w Gogolinie, przed świtem 17 września do pociągu dotarła wiadomość, że Armia Czerwona lada chwila wkroczy do Polski. Hitler właśnie szykował się do snu, kiedy poinformowano go o depeszy ambasadora Rzeszy w Moskwie Friedricha Wernera von der Schulenburga w tej sprawie. W wagonie dowodzenia na Führera czekali już płk Schmundt oraz generałowie Keitel i Jodl.
Wojskowi, patrząc na mapy, obawiali się, że dla dowódców oddziałów Wehrmachtu operujących w głębi Polski pojawienie się Armii Czerwonej może być niemiłym zaskoczeniem. Nikt, bowiem nie uprzedził o takiej możliwości rozwoju sytuacji wojennej. Jak się zachowają? Nie wszyscy w pociągu "Amerika" wierzyli, że Armia Czerwona wystąpi zbrojnie przeciwko Polsce, wspomagając Wehrmacht. Byli tacy, którzy podejrzewali, że Stalin gra swą własną grę, i radzili czekać na rozwój wydarzeń.
Dopiero po kilku godzinach pojawienie się w Gogolinie promieniującego ministra Ribbentropa rozwiało wszystkie wątpliwości. To jest mój dyplomatyczny sukces - zdawał się mówić. Przy okazji niektórzy z niewtajemniczonych w szczegóły podpisanego na Kremlu 23 VIII 1939 r., w obecności Stalina, przez Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa niemiecko-radzieckiego układu o nieagresji dowiedzieli się o dołączonym doń tajnym protokole o podziale stref wpływów w tej części Europy.
- Uzgodniliśmy ze Stalinem - mówił Ribbentrop na naradzie w jednym z wagonów stojącego obok "Ameriki" pociągu ministerialnego - że linia demarkacyjna oddzielająca dwie strefy interesów, będzie przebiegała wzdłuż czterech rzek. I wykreślił ją na mapie, na której centralne miejsce zajmowała Wisła. Jednak przyszła granica niemiecko-radziecka została pod koniec września wytyczona nieco bardziej na wschód, na co podczas kolejnej wizyty Ribbentropa w Moskwie zgodził się Stalin. Hitler podarował mu za to Litwę, która pierwotnie miała znajdować się w niemieckiej strefie wpływów.
Leszek Moczulski w swojej książce „Wojna Polska 1939” pisze: „O czwartej rano majora Vermanna obudził telefon. Dzwonił adiutant Hitlera, pułkownik Schmudt: „Rosjanie uderzyli. Czy ma pan dokładniejsze meldunki?”
Nikt nie miał. Wiadomość, jaka nadeszła do pociągu specjalnego Hitlera, zaskoczyła wszystkich. W pokoju sztabowym zbierają się generałowie Keitel i Jodl oraz paru oficerów, przybywa Hitler, a na jego rozkaz z drugiego pociągu wzywają szefa Auswärtigesamtu: „No, Ribbentrop – zwraca się do niego kanclerz, – co pan właściwie uzgodnił w Moskwie w dziedzinie wojskowej?”
Okazuje się, że działania dyplomatyczne w Moskwie prowadzono w całkowitej tajemnicy przed wojskiem. Brauchitsch, Halder i zapewne Keitel byli informowani przez Hitlera, że istnieje możliwość uderzenia sowieckiego i trwają jakieś naciski na Moskwę, ale nie znali szczegółów. Teraz dowiadują sie, że został podpisany tajny protokół, w którym Polskę dzieli się w wzdłuż czterech rzek; Pisy, Narwi Wisły i Sanu. Ribbentrop usiłuje narysować to na mapie, ale myli rzeki z liniami kolejowymi. Wojskowi kłopoczą się czymś innym: jeśli dwie armie idą naprzeciw siebie, trzeba wszystko uzgodnić, bo o pomyłkę najłatwiej. Już teraz samoloty sowieckie i niemieckie mogą się wzajemnie atakować przypuszczając, że mają przed sobą wroga. Trzeba temu natychmiast zapobiec, ale początkowo nikt nie wie jak. Wojska niemieckie prawie na całej długości przekroczyły wyznaczoną linie demarkacyjną, czy mają się teraz wycofać, odrywając od Polaków. Zamieszanie uspokaja Jodl. Kreśląc na mapie linie, dokąd doszedł Wermacht, wyjaśnia sucho: wojska musza natychmiast zatrzymać się na tych pozycjach, jak najszybciej należy nawiązać kontakt z Sowietami, aby wszystko uzgodnić. Linia Jodla jest jednak przerywana i nie wiadomo, gdzie najłatwiej rozmawiać z Rosjanami.
Trzeba znaleźć miejsce, do którego przybędą przedstawiciele obu stron. Ktoś proponuje Brześć nad Bugiem, który wczoraj zajął Guderian (tylko same miasto, cytadela jeszcze się broni, ale zebrani o tym nie wiedza). Hitler stanowczo protestuje. Ta nazwa źle mu się kojarzy. Zapomniał, że zawarty tam pokój umożliwił przerzucenie całości Wehrmachtu na front zachodni, ale pamięta, ile razy na wiecach ganił cesarskich generałów za konszachty z bolszewikami.
A więc pobliski Białystok albo Królewiec (Königsberg), który ma dobre połączenie z Moskwą. Vormann, którego Keitel zaproponował do przeprowadzenia rozmowy z Rosjanami, broniąc się (nie zna rosyjskiego), sugeruje zasięgnąć opinii generała Köstringa – attaché w Moskwie. Nim udaje się uzyskać połaczenie, wojskowi pospiesznie starają się ustalić swoje szczegółowe dezyderaty, dyplomaci swoje. Köstring jest zaskoczony: to należy do jego obowiązków, rozmowy powinny odbyć się w Moskwie. W pociągu Hitlera panuje jednak przekonanie, że jakiś punkt kontaktowy trzeba zorganizować w pobliżu frontu, w Polsce.
Hitler kilkakrotnie opuszczał swój pociąg z Opolskiego Śląska udając się ze swą świtą, w kombinowanych podróżach samolotami i samochodami, na różne odcinki frontu. Samoloty Junkers Ju 52 startowały z lotniska w Neudorf w pobliżu Oppeln, a więc niedaleko miejsc, gdzie wówczas stała "Amerika".
Za nim ciągnęło sześć podobnych mercedesów ze świtą i eskortą. A za nimi jeszcze 70 (sic!) aut z partyjnymi i ministerialnymi osobistościami. Wszystkie okoliczne hotele powinny byłyby być zarezerwowane i gotowe na przyjęcie gości.
Czas postoju "Ameriki" w podopolskim Gogolinie kończył się 18 września. Wieczorem pociąg Führera, w kłębach pary i dymu wyruszył w długą podróż przez Breslau, Frankfurt nad Odrą, Küstrin (Kostrzyn), Stargard (Stargard Szczeciński), Stolp (Słupsk) i Lauenburg (Lębork), aż do Goddentow-Lanz (Godętowa), małej stacyjki na wschodnich krańcach prowincji pomorskiej, tuż nad międzywojenną granicą z Polską. Stamtąd, w kolumnie samochodów Hitler przejechał do Zoppot (Sopotu), gdzie zamieszkał w tamtejszym hotelu "Cassino". Jeszcze tego samego dnia, we wtorek 19 września 1939 roku, Hitler triumfalnie wjedzie do Danzig (Gdańska).
Bibliografia: Focus Extra, Interia, TVP3 Opole, „Odkrywca”, Obserwator Międzynarodowy, Wprost, NTO, Fakty, Tygodnik Krapkowicki, Krzysztof Baranowski, Leszek Adamczewski, Konrad Kaczmarek, Jerzy Przyłuski, Anna Baron, Grzegorz Cebula.
Komentarze