Wielka zaraza przypomniała nam o istnieniu państwa jako organizacji politycznej i przymusowej. Od niepamiętnych czasów podstawą dobrze zorganizowanych państw było dobre prawo i dobre wojsko. Dzisiaj to za mało. Pandemia koronawirusa, testując systemy ochrony zdrowia, poddaje próbie sprawność wielu krajów w zapewnieniu bezpieczeństwa zdrowotnego. Jeśli one zawiodą, zagrożone zostanie także ich bezpieczeństwo gospodarcze i finansowe. W tych trudnych czasach przyszło nam żyć w dziwnym państwie, które stało się przedmiotem wrogiego przejęcia przez jednego człowieka, szeregowego posła kontrolującego skutecznie wszystkie władze: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, a ponadto media publiczne.
PiS skutecznie osłabiło podstawowe fundamenty państwa, powierzając bezmiar stanowisk w administracji państwowej, w wymiarze sprawiedliwości, w wojsku i policji ludziom o giętkich kręgosłupach. Coraz powszechniejsza staje się opinia, że żyjemy w państwie tekturowym, w którym po upływie kadencji I Prezes Sądu Najwyższego, właściciel państwa zamknie ostatnią lukę w swoim systemie sprawowania władzy.
Państwo to ja Wielki kryzys gospodarczy, któremu towarzyszy pandemia, zagraża ustrojowi wielu demokratycznych państw. Lud, który się boi, gotów jest zrezygnować z wielu wolności na rzecz bezpieczeństwa, które obiecuje autorytarna władza. W Polsce przeżywamy historyczny proces upadku III Rzeczpospolitej. Powstaje państwo, które jest kiepską kopią starego królestwa, w którym zamiast króla mamy Prezesa koronnego. Jego kompetencje są znacznie większe niż kompetencje Królowej Brytyjskiej, władającej imperium, w którym kiedyś nigdy nie zachodziło słońce. Nasz Prezes jednocześnie czuje się nadprezydentem, nadpremierem, nadmarszałkiem i tylko Bóg wie, kim jeszcze.
Jest nieprzewidywalny, nie wzbudza zaufania i lubi tkwić w konfliktach. Żadne państwo nie ograniczy obecnych zagrożeń bez zaangażowania wszystkich swoich obywateli i dobrych decyzji władz publicznych. My zaś mamy Rząd, który nie do końca zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na nim spoczywa oraz bohaterski naród, posiadający ułańską fantazję.
Mamy też Prezesa, który zna się na wszystkim, za wyjątkiem gospodarki. Powstaje nowe państwo, które staje się własnością jednej partii, a nawet jednego człowieka. Prawo siły dominującej partii, przeważa nad siłą prawa. Zastanawiając się nad tym, jak to się stało, podejrzewamy, że Prezes wzoruje się na francuskim królu, Ludwiku XIV. W końcu, skoro nauczyliśmy Francuzów posługiwać się widelcem, to mamy prawo skorzystania z ich wzorców sprawowania władzy.
Ludwik XIV jest ponoć autorem słów – „Państwo to ja!”. Kierując te słowa do przewodniczącego parlamentu, miał 17 lat i to go usprawiedliwia. Przypominamy, że Prezes ma 71 lat i czyni postępy. Tezę, że Prezes wzoruje się na Ludwiku XIV, dodatkowo uwiarygodnia to, że król polecił w pierwszym zdaniu napisanego na jego polecenie podręcznika prawa publicznego napisać - „Naród mieści się w całości w osobie króla”. Więc chyba Prezesa także, chociaż mamy pewne wątpliwości.
Religia smoleńska cd. Żeby zrozumieć to, co się aktualnie dzieje w państwie Prezesa, trzeba sięgnąć do jego początków, do czasów kiedy powstała religia smoleńska. Przyczyną katastrofy smoleńskiej była skrajna nieodpowiedzialność pilota i znajdujących się na pokładzie samolotu decydentów kierujących się prymitywną zasadą, że jakoś to będzie. Wielomilionowa rzesza Polaków nie mogła się jednak pogodzić z tym, że Prezydenta i znaczącą część elity polskich polityków spotkała tragiczna śmierć, która dopełniła wymiar polskiej martyrologii.
Smoleńsk stał się symbolem dramatycznego podziału wśród Polaków i narzędziem brutalnego dążenia PiS do władzy totalnej i dokonania zemsty na jej wyimaginowanych sprawcach. PiS-owi potrzebni byli wykonawcy: sekta i kapłan religii smoleńskiej. Nikt o zdrowych zmysłach nie przystępuje jednak do sekty, dlatego jej kłamliwa doktryna musi być podana przez jej kapłana wiarygodnie. Tego mógł skutecznie dokonać jedynie Antoni Macierewicz, uważany przez znających go polityków za nawiedzonego.
Antek, awansowany przez partię na szefa podkomisji smoleńskiej, przez ostatnich osiem lat, wraz z podobnymi sobie ekspertami, za grube miliony, zdążył ogłosić kilkanaście fantastycznych hipotez katastrofy smoleńskiej.
Ostatnia, przedświąteczna głosi, że prezydencki samolot zniszczyły dwa wybuchy. Nie wierzymy w żadną z hipotez Macierewicza. Nie sądzimy też, że w te opowieści wierzy Prezes. Wydaje się nam, że Prezes odgrywa przed swoim smoleńskim ludem postać Hamleta z tragedii Szekspira, któremu Duch w osobie Antka, przez ostatnie lata nieustannie objawia, że jego brat-bliźniak został zamordowany przez złych ludzi, takich jak Tusk i Putin.
Prezes nie ma na to jednak bezwzględnego dowodu, więc nie może dokonać zemsty, co czyni go postacią tragiczną i nieobliczalną. To powoduje, że źle się dzieje w państwie polskim.
Zostań w domu Słowa polityków rządzącej partii, że państwo działa sprawnie i radzi sobie w obecnej, trudnej sytuacji, nijak mają się do twardej rzeczywistości czasów zarazy. Nie ma przywódcy, który by myślał o nas. Kiedy wszyscy walczymy z pandemią, oni dodatkowo walczą o dalsze życie polityczne.
W tej walce cel uświęca środki. W Wielki Piątek, pisowska władza - za nic mając własne rozporządzenia – zorganizowała sobie na Placu Piłsudskiego i na zamkniętym Cmentarzu Powązkowskim partyjne obchody 10 rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Ten dzień pokazał, że mamy władzę i Prezesa niepotrzebnie obnoszących się ze swoim majestatem. Władzę ludzi cynicznych i nieodpowiedzialnych. Mające miejsce trzy dni później obchody 80. Rocznicy Zbrodni Katyńskiej przełożono, tak jakby były mniej ważne. Zresztą to nie dziwi, skoro marszałek sejmu, Elżbieta Witek – mgr historii, powiedziała, że uczyła się o Katyniu z przedwojennych książek.
Pandemia przyśpiesza bieg wydarzeń w państwie Prezesa. Nie zważając na dramatyczne okoliczności, Prezes podjął decyzję o majowych wyborach prezydenta. Nikt, łącznie z nim, nie wie jak mają przebiegać, ale muszą się odbyć. Putin przełożył termin referendum konstytucyjnego mówiąc, że życie ludzi jest dla niego priorytetem. Trump nie chce wyborów korespondencyjnych, w których wiele złych rzeczy może się stać.
Przed tymi wyborami przestrzega nas także Polska Akademia Nauk. Słyszymy pytania - czy jesteśmy normalnym narodem, a także sugestie, aby przestać jak barany słuchać oszołomów, którzy nie przejmują się tym, że wybory majowe mogą dla tysięcy listonoszy, członków komisji i wyborców skończyć się tragicznie. Jako 80-cio latkowie mamy prawo głosić, że za sprawą politycznych oszołomów może niepostrzeżenie powrócić darwinizm społeczny (naturalna selekcja) i faszystowskie idee eugeniki. W wielu krajach jest przyzwolenie społeczne, aby się nie przejmować osobami starszymi, schorowanymi i nieproduktywnymi, bo i tak kiedyś muszą umrzeć. Zyskają wtedy ubezpieczyciele wypłacający renty i emerytury, zwolnią się powierzchnie mieszkaniowe, nastąpi transfer dóbr przez spadki, narodzą się nowe biznesy.
Przy życiu pozostanie zdrowa, produktywna część narodu. Czy nasze pokolenie, któremu przyszło żyć i pracować w ciężkich powojennych latach ma się zgodzić, aby taki scenariusz sprawdził się w Polsce? Zróbmy wszystko, aby zdać swój prywatny egzamin z człowieczeństwa. Przed własną rodziną, sąsiadami i przyjaciółmi. Zastanówmy się co jest ważniejsze – zdrowie i życie, czy wola Prezesa.