Wydanie/Ausgabe 137/25.06.2025

Jak podaje „Rzeczpospolita” wydatki Polski na obsługę długu publicznego osiągnęły niespoty­kany dotąd poziom — wyniosły 80,2 mld zł w 2024 roku, co oznacza wzrost o 13% w porów­naniu z rokiem poprzednim i aż 2,5-krotny wzrost względem okre­su sprzed pandemii i wojny w Ukrainie. Według danych Eurostatu, Polska znajduje się w czołówce państw UE z najwyższymi kosz­tami obsługi długu w relacji do PKB—w 2024 roku wyniosły one 2,2%, co dało nam siódme miejs­ce w UE. Choć całkowite za­dłużenie nie przekracza 60% PKB, to i tak płacimy więcej niż kraje z wyższym długiem, jak Francja czy Włochy.

Eksperci wskazują, że przy­czyną tego stanu rzeczy jest szy­bki wzrost zadłużenia — tylko w ostatnim roku dług publiczny wzrósł o 320 mld zł, osiągając poziom ponad 2 bin zł. W ciągu pięciu lat wzrósł niemal o bilion złotych.

Zdaniem Piotra Bujaka z PKO BP, państwo ponosi coraz więk­sze koszty związane z obronnoś­cią, skutkami kryzysu energetycz­nego oraz realizacją obietnic wy­borczych. Trwała kampania poli­tyczna przekłada się na rosnące wydatki społeczne, takie jak pla­nowane „babciowe”,które ma ko­sztować budżet blisko 9 mld zł rocznie.

Kolejnym obciążeniem może być podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł według resortu finansów oznaczałoby to koszt niemal 56 mld zł rocznie. Choć rząd deklaruje, że zamierza dotrzymać tej obietnicy, ekonomi­ści alarmują, Se dalszy wzrost zobowiązań staje się niebezpie­czny.

Rafał Benecki z ING przyzna­je, że sytuacja jest jeszcze pod kontrolą, ale ostrzega, że brak publicznej debaty o stanie finan­sów państwa w obliczu wybórczych obietnic może mieć poważ­ne konsekwencje. Jak zaznacza 一 nie da się jednocześnie finan­sować kosztownych programów socjalnych i znaczących wydat­ków na armię bez zwiększania ryzyka dla budżetu.

it/interia.pl