Wrzesień 2024 roku na długie lata pozostanie nam w pamięci jako czas, kiedy oglądaliśmy wstrząsające obrazy szalejącej na Górnym i Dolnym Śląsku powodzi spowodowanej przez „niż genueński”. Obrazy koszmarnej siły wody i ludzi próbujących ratować swoje mienie, a niekiedy także swoje życie, głęboko wryły się w naszą pamięć. Mobilizacja ludzi, straży pożarnych, wojska i instytucji państwa w walce ze skutkami powodzi jest godna wielkiego szacunku i poważania.
Zauważyliśmy, że wody powodziowe miały przerażający, brunatny kolor wywołany przenoszonymi zanieczyszczeniami. Fala powodziowa wypłukała nie tylko osady z koryta Odry i jej bezpośrednich oraz pośrednich dopływów. W wielu miastach wypłukała także studzienki kanalizacyjne, a nawet całe oczyszczalnie ścieków. W wioskach, które fala powodziowa napotkała na swej drodze, zostały wypłukane szamba i gnojowniki. Domy tonęły czasem do pierwszego piętra w brunatnym szlamie. Skażone wody powodziowe stały się niebezpieczne dla zdrowia ludzi i zwierząt. Ustępująca powódź pozostawia ludziom grube warstwy śmierdzącego mułu i szlamu.
Wyścig z czasem
Olga Tokarczuk w 2009 roku w Plikach podróżnych (Polityka) przekazała nam taki oto literacki opis powodzi: „Nie można mieć pretensji do rzeki o to, że wylewa i niszczy wszystko na swej drodze. Trzeba pamiętać, że każda powódź nanosi muł i dobroczynny szlam, że użyźnia ziemię, na której można budować od nowa”. To prawda, że na rzekę, która wylewa można co najwyżej się uskarżać, ale szlam, który niesie na pewno dobroczynny nie jest. Jest obrzydliwy i opóźnia wszelką odbudowę. Media pokazują nam obrazy zrujnowanych miast i wsi oraz ludzi usiłujących mozolną pracą oczyścić swoje domy, mieszkania i ich otoczenie. Wszelkie przedmioty, odzież i sprzęty ADG, które się 8 6już wywiezione tworzą olbrzymie wysypiska, które staną się problemem ekologicznym. Ich utylizacja wymagać będzie żmudnej segregacji, a zatem wielkiej pracy ludzkiej. Na razie nie myśli się o tym, bo pilniejsze jest przygotowanie mieszkań i domów do zamieszkania przed nadchodzącą zimą. Trwające kilka tygodni skucie tynków, osuszenie ścian i wymiana stolarki, są niezbędną koniecznością. Trwa wyścig fachowych robotników, wojska, wolontariuszy, a przede wszystkim samych mieszkańców z czasem. Mamy świadomość. że wszelka pomoc zewnętrzna, również państwa jest niewystarczająca i niedostatecznie szybka w stosunku do potrzeb ludzi na zalanych terenach. Mamy nadzieję, że odbudowa terenów popowodziowych nie jest i nie będzie już po apelu pani Katarzyny ze Stronia Śląskiego w rękach amatorów. W rozmowie z reporterem TVN24, w dniu 18 września, usłyszeliśmy jej znamienne słowa skierowane do Premiera: „My potrzebujemy tutaj specjalistów, którzy umieją zarządzać kryzysem. Służby siedzą na chodniku i nie wiedzą co mają robić, bo nikt nimi nie zarządza”. Słowa uznania za operację Feniks należą się naszej Armii. Być może dzięki tej operacji – o ile ona nie jest pijarem - dotknięte powodzią miejsca zamieszkania i powiązana z nimi infrastruktura – drogi, mosty, energetyka, sieć wodociągowa i gazowa – powstaną niczym mityczny Feniks z popiołów. Tym razem ze szlamu.
Polityczne bagno
Myśleliśmy, że przynajmniej na kilka tygodni przycichnie wojna polsko – polska, a Polacy wspólnie skupią się na pomocy powodzianom. Myliliśmy się; powódź użyźniła pole walki. Mimo, że nie jesteśmy bezpośrednio dotknięci skutkami powodzi, to jazgot walki politycznej jaki wybuchł w powodziowym szlamie wywołuje u nas poczucie dysonansu, a nawet zwykłego, fizycznego obrzydzenia. Bardzo trudno pogodzić ze sobą obrazy ludzi zmagających się z olbrzymim nieszczęściem z zachowaniem polityków, nie tylko opozycyjnych, którzy nie pobrudzili sobie rąk pomocą powodzianom, a nawet nie poczuli zapachu powodzi. Jeszcze trudniej pogodzić się z bezwzględnym i kłamliwym atakiem opozycji na Rząd, a szczególnie na premiera Donalda Tuska, który przez wiele dni przebywał we wszystkich zagrożonych miejscach, organizując skuteczne działania służb państwa. W tym samym czasie prezes Kaczyński, siedząc w Warszawie głosił, że obecność polityków na terenach powodziowych ma charakter propagandowy. Zgoda, jeżeli miałoby to dotyczyć jego, w dodatku w roli autorytetu i zbawcy. O braku zainteresowania Prezesa powodzią i przeciwdziałaniu jej skutkom, świadczy jego nieobecność na sali plenarnej sejmu podczas debaty w tej sprawie. Jego partyjni podwładni, taplając się w politycznym bagnie, skupili się głównie na obrzucaniu błotem Premiera i podległych mu instytucji. Padały absurdalne oskarżenia, że Donald Tusk dopuścił do zalania polskich terenów, aby powódź nie zalała niemieckiej Brandenburgii. Myśląc zdroworozsądkowo, oznacza to, że znienawidzony przez polską prawicę (pro)niemiecki Tusk, jest silniejszy od Matki natury i żadna katastrofa klimatyczna nie zmyje go ze sceny politycznej. Tej powodzi nie udało się uniknąć, podobnie jak w południowo – wschodniej części Stanów Zjednoczonych, huraganu Helene. Spowodował on szkody sięgające 26 miliardów dolarów i pozbawił życia 60-ciu ludzi, a jednak nikt nie obwinia o to prezydenta Bidena.
Zemsta demokracji
Co musi się jeszcze stać, aby w polskim państwie zapanowała elementarna jedność, chociażby wobec wielkiego nieszczęścia? Znowu zagraża nam Covid. Na Bliskim Wschodzie narasta napięcie między Hezbollahem a Izraelem. Zbliża się zima; widzimy postępującą ofensywę Rosji w Ukrainie i wzrost wydatków zbrojeniowych. Papież Franciszek mówi i należy się z nim zgodzić, że istnieje pilna potrzeba, aby ci którym powierzono władzę zaangażowali się w negocjacje w celu znalezienia honorowych kompromisów. Podobne stanowisko wyraża Trump. W tym trudnym czasie nasi prawicowi politycy ze swoim Prezesem na czele marzą tylko o tym, aby Tuska i Niemcy cosik zeżarło. Kto wyleje kubeł zimnej wody na łby świetnie ubranych i dobrze odżywionych szaleńców występujących w Sejmie, Kancelarii Prezydenta i mediach? Z przerażeniem i obrzydzeniem obserwujemy zemstę demokracji, która sprawia, że część niekompetentnych wyborców, wybiera do władzy równie niekompetentnych przedstawicieli, nawet zwykłych cwaniaków i złodziei, którym w przeciwieństwie do pospolitych szabrowników nic w Polsce nie grozi. Ubolewał nad tym już J.I. Sztaudynger, pisząc: „/Złodziej na złodzieju/ Złodziejem pogania/ Dosyć moja Polsko/ Tego rozkradania/”.
Kiedy patrzymy na działania niektórych posłów, to odnosimy wrażenie, że składana przez nich przysięga z dodaniem słów „Tak mi dopomóż Bóg”, jest zwykłą kpiną. Chyba, że mają na myśli Hermesa, boga handlarzy i złodziei. Powódź, kolejny raz obnażyła nędzę intelektualną sporej części polskich polityków, z zadowoleniem taplających się w brunatnym szlamie. Partyjne i osobiste interesy wielu z nich stanęły ponad dobrem narodu. Nie dotarło do nich i zapewne już nie dotrze, przesłanie z Ewangelii św. Mateusza, że każdy naród podzielony wewnętrznie pustoszeje i nie przetrwa. Ich patrzenie na polskie sprawy zatrzymuje się na korycie. Cóż, parafrazując Orlątko, należałoby powiedzieć – Tylko nam Polski żal.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika