Wybory nie zakończyły wojny polsko – polskiej lecz wprowadziły ją w nową fazę. Skończył się toporny Sejm pani Witek i pana Terleckiego, jednak obóz prezesa PiS, kontestuje wynik wyborów i wszędzie gdzie to możliwe, stawia czynny opór przy przekazywaniu władzy. Nie udało się jednak powstrzymać powstania demokratycznego rządu Donalda Tuska mimo, że specjalna komisja sejmowa orzekła, iż zagraża on bezpieczeństwu Polski. Decyzji Prezydenta o zaprzysiężeniu rządu premiera Tuska nie powstrzymało też publiczne oskarżenie go przez prezesa PiS-u, że jest niemieckim agentem. Prezesowi to oskarżenie uszło na sucho; widocznie Tusk uznał, że staremu człowiekowi wiele się wybacza.
Niepokojące jest jednak to, że prezydent Duda i przegrany prezes Kaczyński nadal uważają, że Polska jest ich partyjną własnością. Utrudnia to konieczną w nowej sytuacji politycznej kohabitację rządu Donalda Tuska z prezydentem Dudą i jego politycznym obozem.
Król Andrzej
Kohabitacja, czyli współmieszkanie lub współrządzenie jest zwykłym, oczywistym stanem w każdym dojrzałym społeczeństwie. Polakom kojarzy się ona negatywnie. Już polskie dzieci wiedzą z bajki Aleksandra Fredry, że Paweł i Gaweł nie potrafili normalnie żyć w jednym domu. Nie znamy nikogo, kto nie przeżywałby emocjonalnie „kohabitacji” Kargula i Pawlaka, która doczekała się klasycznego filmu Sylwestra Chęcińskiego – Sami swoi, dobrze ilustrującego mentalność części polskiego społeczeństwa i jego sposób pojmowania praworządności. Ciągle mamy przed oczyma scenę w której Leonia Pawlak, wręczając Kazimierzowi granaty mówi: Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Aktualnie, kohabitacja polega na kontynuowaniu starej wojny polsko – polskiej, w nowych warunkach, przy użyciu nowych metod.
Tocząca się batalia o media publiczne pokazuje, że nie chodzi o ich naprawę, lecz czyje one będą. Pan Prezes osobiście bierze udział w okupacji mediów publicznych. Spędza tam noce ze swoją kamarylą z segmentu wiekowego 70 Plus. Pojawiły się dziwne spekulacje związane z uznaniem ważności wyborów przez Sąd Najwyższy, jednak nieuznawana za sąd nadzwyczajna Izba SN, uznała je za ważne. Zauważamy, że mamy dwa SN i dwie Prokuratury. Czym jest brak praworządności, możemy obserwować na przykładzie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika skazanych prawomocnym wyrokiem, którego oni jednak nie uznają. Nie uznają również utraty mandatów poselskich, z czym zgadza się jedna z „nadzwyczajnych” Izb SN.
Ewenementem na skalę światową jest wspieranie przez pana Prezydenta osób prawomocnie skazanych, szczególnie poprzez potwierdzenie ważności „królewskiego” ułaskawienia sprzed wielu lat. Zdaniem jednego z posłów PiS, ułaskawienie na każdym etapie postępowania sądowego wynika historycznie z prawa monarchy. Prezydent kolejny raz pokazał, że jego prezydentura jest pomyłką. Służy Polsce bardziej długopisem niż rozumem. Kiedy nie wetuje ustaw, to go nie widać. Jest prezydentem i królem w jednej osobie.
Poniewierana państwowość
Z wdzięczności za postawę Prezydenta, Kamiński – były minister i poseł, w Sejmie RP, mającym być świątynią polskiej demokracji, pokazał dwa gesty. Najpierw gest zwycięstwa i natychmiast po nim, w sposób niezwykle wyrazisty „pokazał wała”. Pikanterii temu obscenicznemu gestowi dodaje to, że towarzyszył mu aplauz posłów PiS-u, oraz fakt, że został on wykonany w miejscu gdzie znajduje się godło, flagi państwowe oraz krzyż. Można uznać, że czołowy członek pisowej „elity” skierował ów gest także w stronę polskich obywateli i polskiej państwowości. Kaczyński mówi, że Niemcy dążą do likwidacji polskiej państwowości.
My widzimy, że to za sprawą Prezydenta i polityków PiS-u, kraj pogrąża się w anarchii, a prawo przegrywa z polityką. Nie potrafimy zrozumieć jak Prezydent mógł próbować ze swojej siedziby uczynić bezpieczne schronienie dla przestępców – Kamińskiego i Wąsika. Dobrze, że Sąd i Policja stanęły na wysokości zadania. Sąd postąpił tak, jak wyobrażał go sobie znany z legendy – młynarz z Sanssouci, zaś Policja wyciągnęła z Pałacu obu delikwentów i przemieściła tam, gdzie należało. Nie potrafią się z tym pogodzić politycy PiS, którzy nadal chcą być równiejsi wobec prawa.
Elektorat PiS mógłby zauważyć, że elity PiS, którym zaufali, nie były tego godne. Większość z nas widzi, że różnego rodzaju interwencje poselskie, protesty i marsze Wolnych Polaków w obronie mediów oraz przestępców - Kamińskiego i Wąsika są zwykłą manipulacją. Wpisuje się w nią również Prezydent, wszczynając kolejne postępowanie ułaskawieniowe. Smuci to, że nawet wydawałoby się mądrzy ludzie kupują, być może chwilowo, ale jednak, tę pasową błazenadę, koniecznie z Niemcami, rudą wroną i likwidacją Polski w tle. Za trzy miesiące mamy wybory samorządowe i kolejną walkę o władzę i posady. Uzyskamy także potwierdzenie, który obóz polityczny ma większe zaufanie wśród Polaków.
Kryzys przywództwa
Do czasu kwietniowych wyborów nie zniknie ostry podział polityczny wyborców, który kieruje ich zainteresowania w stronę partyjnych komitetów wyborczych, ze stratą dla organizacji lokalnych. Z oczywistych względów interesuje nas szczególnie sytuacja opolskiego komitetu wyborczego Mniejszości Niemieckiej. MN straciła ostatnio jedyny mandat poselski, jednak do tej pory nie potrafi przekonywująco powiedzieć, dlaczego się tak stało. Nie będziemy jej wyręczać, a zajmiemy się tym, co przed nami. Dotąd pięciu radnych MN wystarczało do współrządzenia w Sejmiku.
To współrządzenie nie prowadziło jednak do skutecznego rozwiązywania problemów Niemców i Ślązaków. Dotyczy to również udziału w regionalnych mediach publicznych – radiu i TV. Toczy się dyskusja o ich naprawie, oczywiście bez udziału MN i Ślązaków. Oznacza to, że nadal będą kresowe. Przewodniczący TSKN, Rafał Bartek ogłosił rezygnację z tradycyjnej nazwy komitetu wyborczego – Mniejszość Niemiecka, widząc w tej nazwie brak sukcesów wyborczych. Sukcesy wyborcze ma zapewnić nowa nazwa – Śląscy Samorządowcy. Nazwa kojarzy się nam ze związkiem zawodowym burmistrzów, wójtów, przewodniczących rad, po sołtysów i rady sołeckie. Na pewno nie zapowiada reprezentowania interesów MN.
Niczego nie gwarantuje również opolskim Ślązakom, którzy o tej inicjatywie dowiedzieli się jako ostatni. Niemożliwa jest w obecnym czasie zrównoważona i trwała kohabitacja śląskich Helmutów i polskich Januszów, co marzy się leśnickim samorządowcom. Wybory pod nowym szyldem zostaną przez MN przegrane. Zniknięcie nazwy MN sprawi jej przeciwnikom wielką, niespodziewaną radość. Widzimy, że w MN nastąpił kryzys przywództwa, jednak szukanie tak dziwnej drogi wyjścia jest politycznym błędem. Nie potrafimy zrozumieć Rafała Bartka, który rości sobie prawo do formalnego zamknięcia działalności politycznej MN w naszym regionie. Bez formalnej reprezentacji, MN na szczeblu samorządowym zostanie sprowadzona do poziomu Kół Gospodyń Wiejskich. Szkoda, że część Ślązaków to, interesuje nas szczególnie sytuacja opolskiego komitetu wyborczego Mniejszości Niemieckiej. MN straciła ostatnio jedyny mandat poselski, jednak do tej pory nie potrafi przekonywująco powiedzieć, dlaczego się tak stało. Nie będziemy jej wyręczać, a zajmiemy się tym, co przed nami. Dotąd pięciu radnych MN wystarczało do współrządzenia w Sejmiku.
To współrządzenie nie prowadziło jednak do skutecznego rozwiązywania problemów Niemców i Ślązaków. Dotyczy to również udziału w regionalnych mediach publicznych – radiu i TV. Toczy się dyskusja o ich naprawie, oczywiście bez udziału MN i Ślązaków. Oznacza to, że nadal będą kresowe. Przewodniczący TSKN, Rafał Bartek ogłosił rezygnację z tradycyjnej nazwy komitetu wyborczego – Mniejszość Niemiecka, widząc w tej nazwie brak sukcesów wyborczych. Sukcesy wyborcze ma zapewnić nowa nazwa – Śląscy Samorządowcy. Nazwa kojarzy się nam ze związkiem zawodowym burmistrzów, wójtów, przewodniczących rad, po sołtysów i rady sołeckie. Na pewno nie zapowiada reprezentowania interesów MN. Niczego nie gwarantuje również opolskim Ślązakom, którzy o tej inicjatywie dowiedzieli się jako ostatni.
Niemożliwa jest w obecnym czasie zrównoważona i trwała kohabitacja śląskich Helmutów i polskich Januszów, co marzy się leśnickim samorządowcom. Wybory pod nowym szyldem zostaną przez MN przegrane. Zniknięcie nazwy MN sprawi jej przeciwnikom wielką, niespodziewaną radość. Widzimy, że w MN nastąpił kryzys przywództwa, jednak szukanie tak dziwnej drogi wyjścia jest politycznym błędem. Nie potrafimy zrozumieć Rafała Bartka, który rości sobie prawo do formalnego zamknięcia działalności politycznej MN w naszym regionie. Bez formalnej reprezentacji, MN na szczeblu samorządowym zostanie sprowadzona do poziomu Kół Gospodyń Wiejskich. Szkoda, że część Ślązaków utraci swoją reprezentację polityczną, a szyld Mniejszość Niemiecka po 35-ciu latach trafi na śmietnik historii.