To nie hasło wyjęte żywcem z PRL-owskiej propagandy, ale napis wymalowany czarnym sprayem na jednym z opolskich budynków. Mijam go każdym razem , gdy jadę z mojego Niemodlina do oddalonej o 30 km stolicy województwa. Do tej pory, jako pani mgr historii, a być może już niebawem pani doktor, uśmiechałam się z politowaniem na jego widok, ale ostatnio moje uczucia się zradykalizowały i dlatego chce dać im upust.
Nie wiem, czy reprezentujący w Sejmie mój region (co za wstyd) poseł Janusz Kowalski jest autorem tego manifestu, ale z pewności się z nim identyfikuje. Wespół z Przemysławem Czarnkiem największym destruktorem polskiego szkolnictwa, okazali się bardziej antyniemieccy niż ta Wanda, co za Hansa czy innego Niemca Jürgena wyjść nie chciała. Mniejszości niemieckiej w Polsce zredukowano liczbę godzin nauczania ojczystego języka w szkołach i obcięła fundusze.
Panu Kowalskiemu nie podoba się również że w naszym sejmie zasiada reprezentujący mniejszość niemiecka posłowie, zwalcza dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości itp., itd. Nie wiem, czy posłowi nie pomieszały się pewne fakty z powodu przeżytej niedawno traumy (wszak na jego życie czyhał, główny doradca premiera ds. pandemii COVID 19) czy tez przestraszył się słów prezesa o „IV Rzeszy”, ale zapomniał, a być może nigdy nie wiedział, o zasadniczej kwestii. Otóż mniejszość niemiecka jest u siebie.
Tu żyli jej dziadowie, pradziadowie, prapradziadowie i tak mogłabym wymienić do iluś tam „pra”. Ich ojcowizna została przyłączona do Polski po zakończeniu drugiej wojny światowej jako rekompensata za utracone przez RP ziemie na Wschodzie. To, co robi Janusz Kowalski, wypisz, wymaluj wpisuje się w mit o prapolskich „Ziemiach Odzyskanych”, które rząd Polski Ludowej przy bratniej pomocy Związku Radzieckiego odzyskał po wiekach i przywrócił do macierzy.
Oczywiście wiadomo, jaki cel przyświeca politykom Zjednoczonej Prawicy. – Polska ma być krajem homogenicznym, narodowym, katolickim, z jedyną słuszną wersją historii. Historii, w której nie ma miejsca na narracje o wielokulturowości, tolerancji i otwartości dawnej Rzeczypospolitej, na prezentowanie krajobrazów, w których cerkiew, synagoga i kościół katolicki stały w odległości kilkuset metrów od siebie, a polscy obywatele niezależni od pochodzenia etnicznego, wyznawanej religii i kultywowanych tradycji – wspólnie stawali do obrony ojczyzny w obliczu zagrożenia.
- Mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie jest w swoim domu i żaden opętany antyniemiecką fobią polityk nie ma prawa mówić jej, jak ma ten dom prowadzić. Narzucić jej to mogą tylko przepisy prawne, a działania chociażby Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim spełniają wszystkie wymogi, które reguluje ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym z dnia 6 stycznia 2006 r. Natomiast Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej w art. 35 rozdziale drugiego, stanowi że:
- Rzeczpospolita Polska zapewnia obywatelom polskim należącym do mniejszości narodowych i etnicznych wolność zachowania i rozwoju własnego języka, zachowania obyczajów i tradycji oraz rozwoju własnej kultury.
- Mniejszości narodowe i etniczne maja prawo do tworzenia wlanych instytucji edukacyjnych, kulturalnych i instytucji służących ochronie tożsamości religijnej oraz do uczestnictwa w rozstrzygających spraw dotyczących ich tożsamości kulturowej.
I kto bardziej jest „Polakiem” – mieszkający w Bogushütz Werner lub Heinrich Wieszalla, respektujący zobowiązujące prawo czy Janusz Kowalski lub Przemysław Czarnek mający za nic zapisy ustawy zasadniczej?
Komentarze
Oczywiście pamiętam słowa wygłoszone przez gen. de Gaulle'a na schodach Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu, ale on jednak był tej klasy politykiem, że mógł powiedzieć to - co chcieliśmy usłyszeć.
Z drugiej strony - przydało by się zawalczyć, żeby na zasadach wzajemności i w Bunestagu znalazło się miejsce dla posłów reprezentujących mniejszość polską w RFN.