Karolina pracuje w hotelu w Grecji.
— Mam wrażenie, że ludziom wydaje się, że dobry urlop polega przede wszystkim na wypiciu odpowiedniej ilości piwa czy wina. Piją bez umiaru i do oporu. Nieraz widziałam panie wymiotujące do torebek Louis Vuitton i panów wracających do pokoju hotelowego zamaszystym krokiem, gubiąc po drodze klapki z Balenciagi, a nawet dzieci, które się temu wszystkiemu przyglądają — mówi pracownica zagranicznego hotelu, w którym często goszczą Polacy.
"Kobieta twierdzi jednak, że choć Polacy na wakacjach zdecydowanie za dużo piją, to "zachowują się lepiej niż kilka lat temu"
— Mam wrażenie, że ludziom wydaje się, że dobry urlop polega przede wszystkim na wypiciu odpowiedniej ilości piwa czy wina. Piją bez umiaru i do oporu — mówi Karolina
Ania oprowadzała polskich turystów po Rzymie. Uważa, że niepotrzebnie dyskutują z zasadami zwiedzania zabytków
Karolina mówi, że pracuje w wymarzonych warunkach i z wymarzonym widokiem. Jest menadżerką w hotelu na jednej z greckiej wysp — takich, jakie można podziwiać w filmie "Mamma mia". Tylko prosi, by nie podawać jej nazwy, bo klienci bez trudu znajdą ją na Facebooku, poleje się hejt. A doświadczyła go ze strony polskich turystów nie raz, bo jak mówi "zawsze stara się traktować wszystkich równo, bez względu na narodowość". I to się niektórym nie podoba.
Kiedy tylko dowiadują się, że jest Polką, "pozwalają sobie" na więcej niż inni goście hotelu, rosną też ich oczekiwania w stosunku do obsługi. No i oczywiście od razu przechodzą na "ty" albo na "pani Karolinko". Zaczynają się pytania o to, od kiedy mieszka w Grecji, jak tam trafiła i czy jej mąż też jest Grekiem, czy Polakiem, bo "jednak Polak to chyba lepszy mąż".
— Tymczasem ja właśnie rozwiodłam się z Amerykaninem — śmieje się Karolina, podkreślając, że zaczepki rodaków na początku są miłe, a z czasem coraz bardziej… uciążliwie.
— "Pani Karolino, a może pani załatwi nam taniej tę wycieczkę, a może jakaś promocja w restauracji?" Niektórym wydaje się, że skoro urodziłam się w Gdańsku, to znam się z nimi od lat... A skoro się znamy, to na przykład, dlaczego nie miałabym sprawić, że zostaną obsłużeni poza kolejnością? Chyba właśnie te ciągłe załatwiana sobie czegoś po rzekomej znajomości denerwuje mnie najbardziej w naszych rodakach za granicą.
— Jest prawda w tym powiedzeniu, że Polaka łatwo poznać za granicą. — mówi Karolina. — Kiedyś się tego trochę wstydziłam, ale teraz tych negatywnych, denerwujących zachowań jest coraz mniej. A może to ja zwracam na nie mniej uwagę, mniej się identyfikuje z tymi ludźmi, którzy do nas przyjeżdżają? Dla mnie to po prostu klienci hotelu, ale oni od razu widzą we mnie dobrą znajomą.
Co takiego wyróżnia Polaków na zagranicznych wakacjach z tłumu turystów z całego świata?
Zdaniem Karoliny wciąż największym problemem jest brak umiaru w spożywaniu alkoholu. — Mam wrażenie, że ludziom wydaje się, że dobry urlop polega przede wszystkim na wypiciu odpowiedniej ilości piwa czy wina. Piją bez umiaru i do oporu. Nieraz widziałam panie wymiotujące do torebek Louis Vuitton i panów wracających do pokoju hotelowego zamaszystym krokiem, gubiąc po drodze klapki z Balenciagi, a nawet dzieci, które się temu wszystkiemu przyglądają.
Inna sprawa to brak życzliwości i roszczeniowość.
— Kiedyś klientka prosiła personel restauracji o wodę dla dziecka " w temperaturze pokojowej", a potem włożyła palec do szklanki i stwierdziła, że woda jest zbyt zimna. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, potem kobieta nakrzyczała na kelnerkę po polsku i zażądała widzenia ze mną. Sytuację udało się załagodzić, ale kelnerka się popłakała i do dziś boi się polskich mam — śmieje się Karolina.
34-latka zaznacza też, że wielu Polaków decyduje się rozmawiać za granicą jedynie w obcym języku, a nie ojczystym.
— Niektórzy wstydzą się, że przyjechali z Polski, inni nie chcą być nagabywani przez rodaków, którzy słysząc polskie słowa, od razu przełamują lody, zapraszają do stolika, do pokoju... Pamiętam jedną bardzo sfrustrowaną mamę, która swojemu 6-letniemu synkowi odpowiadała tylko po angielsku... Ostatecznie zdenerwowany zaczął krzyczeć na całą restaurację "mam cię dość i wracam do taty", a pani zebrała garść rad wychowawczych od rodaków z sąsiednich stolików. No i zyskała nowych znajomych, z którymi chcąc nie chcąc, musiała zamienić codziennie choć zdanie.
Za absurdalnych sytuacji, które zdarzyły się Karolinie, gdy obsługiwała polskich turystów, kobieta może jeszcze przytoczyć poszukiwania 30-latka, który postanowił udowodnić swojej narzeczonej, że "Polak potrafi" i wspiął się w kąpielówkach na wysokie drzewo, żeby zawiesić na nim flagę narodową skomponowaną z czerwonych szortów i białego T-shirta.
— Niestety, schodząc, rozerwał kąpielówki i skaleczył się w nogę. Ratowała go hotelowa ochrona, ale czy związek przetrwał, tego nie jestem pewna.
Ania przez 8 lat pracowała w jako przewodniczka i tłumaczka w Rzymie i mówi, że choć nie chciałaby generalizować, zdarzyło jej się kilka razy wstydzić się za rodaków, dodaje również, że jej zdaniem ostatnio Polacy "dostali prawdziwej obsesji" na punkcie relacji i zdjęć dokumentujących zwiedzanie. I to jest bardzo często punkt zapalny w rozmowie z turystami z Polski.
— Na przykład w kaplicy sykstyńskiej robienie zdjęć jest surowo zabronione. Jeśli choćby trzymasz w ręku telefon, włoscy ochroniarze natychmiast do ciebie podchodzą i zwracają ci uwagę, żeby go schować. Kilka razy zdarzyło mi się, że któryś z uczestników moich wycieczek wdawał się w kłótnię, próbując sfotografować "Stworzenie Adama" lub zrobić sobie z nim selfie... Polacy nie rozumieją, że czegoś im nie wolno.
— Mamy chyba w sobie jakiś gen przekory, bo dyskusje z zakazami zdarzają się nagminnie. Tak jak gen ryzyka. Jeden z moich turystów za punkt honoru postawił sobie kąpiel w przepięknej zabytkowej fontannie di Trevi, za co grozi spory mandat. Prawie mu się udało...
ONET