Wydanie/Ausgabe 133/16.09.2024

Co to jest „Heimat,, - wytłumaczył nam, smykom z klasy pan na­uczyciel Nowak bardzo prosto i raz na zawsze: - Musicie siąść sobie na wieży ratuszowej obok kurka i pozwolić, aby wiatr obracał was wraz z nim. Tak dale­ko jak wzrok sięga, aż tam, gdzie niebo łączy się z ziemią, tak daleko jest nasza „Heimat,,.

Następnie każdy z uczniów wbił ostrze swego cyrkla w leżącą przed nim mapę Śląska w miej scu, gdzie zaznaczone było Koźle - nasze miasto rodzinne, a ołówek przystawił do punktu, który był najdalej widoczny od nas przy ładnej pogodzie, tj. do Biskupiej Kopy i zakreślił okrąg przechodzący przez Opole, Gliwice, Ra­cibórz i z powrotem do Biskupiej Kopy. Odtąd każdy bąk z naszej klasy wiedział już, co to jest „Heimat”.

Pan nauczyciel Nowak opowiadał nam o nazwach ulic i o ludziach, którym były poświęcone. Obok naszego placu była ulica Sieblera, nazwana tak na cześć mistrza kominiarskiego i kapita­na straży pożarnej, który podczas oblę­żenia twierdzy Koźle przez woj ska Na­poleona skutecznie walczył z pożarami i obstrzałem wroga. Albo plac Kremsera - z pięknymi trawnikami i kwiatami, pośrodku których stała fontanna z ka­miennymi rzeźbami swawolnych dzie­ci, bawiących się spadającą lukiem wodą. Plac ten został utworzony na pamiątkę burmistrza, któremu zawdzię­cza się piękną promenadę biegnącą wokół miasta, a nazywaną przez nas Glassis.

To były nie tylko nazwy. To były miejsca naszych zabaw, gdzie popeł­nialiśmy wybryki młodości. W taki sposób splatały się w jedno: kraj, lu­dzie, historia i indywidualne przeży­cia, a każda nić miała tu swoje znacze­nie. Była to nierozerwalna całość, która musiałaby się rozpaść, gdyby amputo­wano którąkolwiek z jej części. Wów­czas czulibyśmy się tak, jak gdyby pozbawiono nas rzeczy najbardziej osobistych.

Niestety, nastąpił ten dopust Boży.

Co wobec tego pozostało z tej „Hei­mat”, gdy uznawana jest tylko jej okro­jona historia i gdy dla niektórych prze­bywanie tutaj niekoniecznie musi ozna­czać szczęście?

Dziś wydobywamy z ruin naszej du­chowej ojcowizny to, co jest jeszcze do uratowania. Próbujemy urządzić ją na naszą miarę nie tylko dla nas, lecz dla wszystkich współmieszkańców. Chce­my, aby uczucia związane ze stronami rodzinnymi wzbogacone zostały o nowe wątki przywiezione do nas przez in­nych ludzi, aby wszystkim pozwolić odczuwać, że są u siebie w domu.

Język polski wchłonął i przyswoił w ostatnim okresie wiele pojęć, zwła­szcza związanych z nauką i techniką. My chcemy przyswoić słowo ze sfery duchowej. Słowa „Heimat” nie da się jednak przetłumaczyć na język polski tak, aby oddawało ono to, co czuje stary Ślązak. Można je tylko określić opisowo. Dlatego chcemy właśnie opi­sywać „Heimat”, aby pojęcie to zosta­ło docenione i uszanowane na dzisiej­szym Górnym Śląsku.

Zeszyty Eichendorffa powinny po­móc nam w tym, ażebyśmy tu właśnie czuli się tak jak w swoim domu, wszy­scy, ja, Państwo i wielu innych.