Po wielu miesiącach trwania kampanii wyborczej, pan Prezydent w końcu zdecydował się na formalne ogłoszenie terminu wyborów. Główny oponent obozu rządzącego, Donald Tusk rzucił z tej okazji hasło: „Października piętnastego pogonimy Kaczyńskiego”. Jest za co, bo osiem lat po dojściu PiS-u do władzy polityka zagraniczna, sądownictwo, szkolnictwo, służba zdrowia, znajdują się w katastrofalnym stanie. Nikt wcześniej nie zawłaszczył w takim stopniu mediów, instytucji państwa, gospodarki, czy finansów publicznych.
Odsunięcie partii PiS od władzy nie będzie łatwe. PiS-owska nomenklatura, gorsza niż ta z czasów komuny, a szczególnie obecny właściciel Polski, nie mają szans na jakikolwiek odwrót. Za nimi jest ściana, gorsza od tej na granicy z Białorusią, bo za nią widmo utraty posad, synekur i związanych z tym apanaży oraz profitów. Nie sposób też wyobrazić sobie Kaczyńskiego bez władzy, bez setek policjantów, bez klakierów, bez bizantyjskiego otoczenia i teatralnych efektów. PiS nie może dobrowolnie oddać władzy, a tym samym dopuścić do wolnych i uczciwych wyborów. Przed nami więc największa bitwa w wojnie polsko – polskiej w III RP.
Porażające pytania
Na początek, aby zmanipulować wybory, bardziej zmobilizować swój elektorat i pozyskać dodatkowe środki na propagandę, Prezes postanowił, że wyborom będzie towarzyszyć tak zwane referendum. Zgodnie z Konstytucją, referendum ogólnokrajowe może dotyczyć spraw o najwyższym znaczeniu dla państwa, na przykład wprowadzenia euro. Partia przedstawiła nam cztery pytania dotyczące spraw już rozstrzygniętych, bez istotnego znaczenia dla państwa. Jest w nich zawarta podpowiedź, aby zagłosować 4 X Nie. Nie będziemy ich przytaczać, bo są porażające, niżej wszelkiej krytyki, a ich poziom jest taki, że każdy szanujący swoją godność obywatel będzie się wstydził wziąć udział w tym referendum. Przy ich redagowaniu, Prezes widocznie kierował się refleksją, że PiSowy lud jest jeszcze ciemniejszy niż sądził Jacek Kurski. Wrzutka w postaci referendum sprawiła jednak, że wszyscy o nim dyskutują. Nie ma wątpliwości, że referendum wzmocni skuteczność kampanii wyborczej obozu władzy, niezależnie od jego wyniku. Nie dyskutujemy o inflacji, olbrzymich wydatkach na zbrojenia, braku mieszkań, o konflikcie z UE i braku europejskich środków finansowych. W mediach nie analizuje się sytuacji finansowej państwa, przyjmuje się oficjalną propagandę o najlepszej gospodarce europejskiej prowadzonej w Polsce i najsilniejszej armii. Referendum staje się skuteczną przykrywką dla niewygodnych dla partii problemów. Partia kolejny raz podyktowała opozycji przebieg dyskusji wyborczej. Komisje wyborcze będą miały o wiele więcej pracy z ustaleniem wyników referendum niż z tradycyjnie ustalaniem wyników wyborów do Sejmu i Senatu. Możemy odmówić udziału w referendum, ale musimy się liczyć z tym, że ta odmowa będzie odnotowana w spisie wyborców, co naszym zdaniem narusza tajemnicę głosowania. Partia pozyska listę wrogów, którą w przyszłości może wykorzystać.
Pustka bez Tuska
Najpierw jednak musi wygrać wybory, a to nie będzie łatwe. Samodzielne rządy PiS są wykluczone. W rachubę wchodzi jedynie utworzenie po wyborach rządu z Konfederacją. Polityka domaga się zaangażowania rozumu, więc pytamy – Czy rozumny wyborca wyobraża sobie rządy dwóch starców, naczelnika Kaczyńskiego z monarchą Korwinem – Mikke i plączącym się między nimi Prezydentem? I dalej – Czy ktoś wyobraża sobie jedną trzecią ministerstw w rękach Konfederacji? Każdy wyborca powinien w swojej podświadomości zakodować, że Konfederacja jest jedynie gorszym PiS-em i nie godzić się na to, aby w Polsce nieszczęścia chodziły parami. Prezes wyraźnie określił stawkę wyborów. Jest nią powstrzymanie Tuska przed powrotem do władzy. Powiedział iż będzie to ciężka batalia w której nasze wojsko musi być bitne, dzielne i odważne. Do tego wzywa swoją „armię” najbardziej bojaźliwy polityk w powojennej historii Polski. Nijak nie koresponduje z nim przedstawione nam hasło wyborcze – „Bezpieczna przyszłość Polski”. Może dlatego zamiast Prezesa, na pierwsze spotkanie w ramach objazdu PiS po Polsce oddelegowano bezczelnego i aroganckiego Premiera. Spotkanie miało miejsce w Gorlicach (Małopolska), które do tej pory było jednym z mateczników PiS. O tym, że otwarte spotkanie z Premierem odbędzie się na gorlickim rynku poinformowano mieszkańców tydzień wcześniej w miejscowych kościołach. W dniu spotkania, na rynku, wokół podium zgromadziło się niewielu sympatyków PiS-u. Po prostu wstydzili się jawnie okazać swoje oddanie i przywiązanie do tej partii. Nie chcieli w oczach sąsiadów uchodzić za zdziwaczałych cudaków, tym bardziej, że wokół rynku zgromadziły się setki bardzo głośnych przeciwników Morawieckiego. Z tego powodu, a nie deszczu, spotkanie przeniesiono do sali, gdzie Premier spotkał się jedynie ze swoimi przywiezionymi klakierami i pięknymi, przyozdobionymi wianuszkami paniami z KGW. Mieszkańców na spotkanie nie wpuszczono. Stali pod salą z transparentami i wołali – Wychodź z nory, chodź na rynek. Co do samego przemówienia, to gdyby je pozbawić złośliwości, antytuskowych i antyniemieckich akcentów, byłoby puste i bez treści.
Przeciwko sobie
Ciekawostką jest to, że Morawiecki pluje na Niemcy chociaż studiował i prowadził projekty badawcze na niemieckich Uniwersytetach oraz odbywał staż w Niemieckim Banku Federalnym. Podobnie Morawiecki traktuje Tuska, który powołał go za swoich rządów w skład Rady Gospodarczej przy Premierze. To w naszych oczach przesądza o jego psychice. W strategii wyborczej Prezesa, tacy ludzie jak Premier są potrzebni do przekonywania Polaków, że źródłem wszelkiego zła w Polsce jest niemiecka Bruksela, a najgorszym Volksdojczem z Wehrmachtu i niemieckim namiestnikiem na Polskę jest ryży Tusk. Brakuje tylko zmiany frazy w Rocie na „Nie będzie ryży pluł nam w twarz”. Źródło nienawiści Prezesa do Niemców ma związek z artykułem w Die Tageszeitung, gdzie w 2006 roku ukazał się satyryczny artykuł – „Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem”. Jego autor napisał, że Kaczyńscy należą do generacji, która nawet przed przyjściem na świat miała na pieńku z Niemcami. Są dla Polski zbawieniem, a ojczyzna to oni sami. Artykułem zajęła się polska Prokuratura, jednak do zerwania stosunków dyplomatycznych nie doszło. Od tego czasu Prezes ma jednak obsesję na punkcie Niemiec i wszystkiego co się z Niemcami kojarzy. Ślązacy nagle stali się ukrytą opcją niemiecką; podejrzany jest każdy, co je kartofle zamiast ziemniaków. Dorwano również nas (MN). Podobno jesteśmy bez kraju, bez narodowości, tacy niepotrzebni nikomu. Bez nas będzie ponoć w Polsce więcej świeżego powietrza. W takiej to atmosferze nasze babcie szykują się do głosowania na PiS, a nasze młode, niedokołysane zgrywusy na Konfederację. Nie wyobrażamy sobie głosowania na PiS, szczególnie kiedy na jej listach znajdzie się „ministerialny kartofel”, Opolszczyźniak - Janusz Kowalski. Byłoby to głosowanie przeciwko sobie. Ale cóż, głupota nie lubi pustki. Ta galicyjska się dawno skończyła, może po wyborach będzie się mówić o politycznej głupocie Ślązaków. Paskudna wizja.
Komentarze