Wydanie/Ausgabe 134/21.11.2024

Swój tekst poświęcam Ślązakom.

Odwiedzając łowkowicki cmentarz dostrzegłem przed grobem „Księcia Pszczół” zadumanego, lekko przygarbionego siwiuteńkiego staruszka, który wsparty na lasce bezgłośnie poruszał ustami jakby odmawiał modlitwę. Mimo starań, aby nie zakłócać spokoju, starzec dostrzegł mnie i uczyniwszy znak krzyża odwrócił się i zagadnął, czy przyjechałem na ten sam grób, co i on. Potwierdziłem.

- Robisz zdjęcia? Po co? – zagadnął.
- Może coś napiszę do „Pszczelarstwa”.
- Siednijmy sie i połosprawiujmy – zaproponował. Co chces napisać i co wiysz?
- Streściłem swoją wiedzę, o J. Dzierzonie.
- Znołs yno cańś z tego co je prawe – odparł. Znasz „Balladę o słoniu”?
- Tak.
- Toś jejst choby ślepiec. Znołsz yno ździebko z tego, co je richtig. U nołs w familii wszyscy łod yno miejli pscoły, a jołch urodziułch sie 4 lata po śmierci Dierzana. Kupa jescy pamiyntum. Mołs cas, to ci połosprawium:

John Godfrey Saxe w "Balladzie o słoniu" ukazuje sześciu ślepców, którzy zetknąwszy się z fragmentem słonia wygłaszają o nim opinię. Pierwszy uznaje słonia za twardą ścianę, po zderzeniu się z jego bokiem. Drugi natrafiwszy na słoniowy ostry kieł uważa, że słoń jest oszczepem. Ten, który natknął się na słoniową trąbę uznał, że słoń jest gatunkiem węża. Czwarty ślepiec obejmując słoniową nogę uważa, że jest on drzewem. Piąty zapoznawszy się z uchem słonia jest pewien, że słonie są wachlarzami. Za zwykłą linę, uznał słonia szósty ślepiec, który pochwycił go za ogon.

I żaden z ślepców tych aż do dziś
Nie chce się z innym ślepcem zgodzić,
Część prawdy tylko znając;
Każdy przy swojej trwa opinii,
Każdy ma rację swą jak inni,
Lecz wspólnie jej nie mają.

 

Dawniej niż dawno

 

Kiedyś, na obecny Śląsk Opolski zaczęli napływać ludzie i wcale nie przybywali z terenów Mazowsza, ale z Czech, Moraw i Niemiec. Wykształcona warstwa mówiła po niemiecku, a plebs wytworzył swój język zwany śląskim stanowiący zbitkę tych trzech języków wśród których spotyka się słowa francuskie, łacińskie, a nawet jidysz. Występują regionalne dialekty i sposoby wymowy. Zatem śląski nie jest niemieckim, polskim czy też czeskim. To język, Ślązaków. W tym języku mówił i kazania głosił Johann Dzierzon. Zarówno Niemcy, jak i Polacy w tym przypadku byli jednomyślni. Niemcy nie odróżniali polskiego od śląskiego i mowę śląską zaliczali do polskiej. Podobnie my nie odróżniamy niemiecko brzmiących dialektów od niemieckiego języka. Polska w powojennej rzeczywistości musiała być jednorodna narodowościowo i stąd jest twierdzenie, że Ślązacy w całej swojej masie byli Polakami. Argumenty, że dawne dokumenty urzędowe, sądowe czy notarialne były tłumaczone na coś podobnego do polskiego języka niczego nie dowodzi. Wynikało to z tej prostej przyczyny, że warstwa chłopska nie znała dobrze niemieckiego, a śląski w formie pisanej nie istnieje do dnia dzisiejszego i jest zapisywany fonetycznie. Zatem, w jakim języku miał być pisany dokument, aby był zrozumiany? Opacznie przyjmuje się, że musieli być Polakami petenci urzędów, bo”…tłumacz spisał po polsku z niemieckiego protokółu […] i głośno odczytał, …”.[1] Taka forma dokumentacji dowodzi nieznajomości niemieckiego i analfabetyzmu, skoro tłumacz musiał odczytywać. Z polskością tłumaczenia też było marnie, skoro kilka akapitów dalej można przeczytać: „…Tekst napisany jest prawie gwarą z domieszką kancelaryjnej niemczyzny. […] Dzierżon wyniósł z domu rodzinnego wyłącznie język polski, a właściwie jego odmianę gwarową śląską. …”.[2] Bezspornym pozostaje, że w tamtym czasie chłopi na Śląsku byli niepiśmienni, bez znajomości urzędowego języka niemieckiego, a dokumenty musiały był tłumaczone i odczytywane w zrozumiałym dla nich języku śląskim.

Zatem, jakim językiem mówiono w rodzinie Dzierzona?

 Narodowość i mowa Śląska

 W ostatnim spisie powszechnym narodowość śląską w województwie śląskim zadeklarowały 173 tysiące mieszkańców, (w kolejnym spisie w 2012 r. mimo zarzutów o dyskryminację Ślązaków doliczono się 809 tys.). W 2008 r. stowarzyszenie "Pro Loquela Silesiana", kultywujące i promujące śląską mowę, powołało komisję do ustalenia zasad pisowni w języku śląskim, bo dotychczas pisano fonetycznie. W języku śląskim brak jest polskich „ogonków” i pisanie „Dzierżoń” jest niepoprawne. Imię i nazwisko winno zachować brzmienie takie jak w akcie urodzenia. Prawidłowa wymowa tego nazwiska powinna brzmieć „Dzier-zon”.

 

 Fot. Nr 1. Oryginalna parafialna księga chrztów z wpisami odręcznym gotyckim pismem.

Der Tag, an welchen die Taufe verrichtet 16 Januar 1811 Loffkovitz in erster Rubrike.

Wesentliche Anmerkung bey vorkommenden Taufen aus §.2. des Reglements Der Pfarrer Ruske Loffkovitz d. 16 Januar 1811 Ist den Simon Dzierzon Bauer, von seiner Frau Maria geborene Jantoschin, ein Sohn gebohren Johan getauft worden; Zeugen waren, Simon Pielok, Hedvigis Plewnin Bäuerin, Anna Kaluzin Bäuerin II te Rubriqe. Anzahl der Getauften, nach ihrem Geschlecht und Umständen. Knabe Eheliche 1.

 W tłumaczeniu na polski:

Dzień, w którym chrzest odprawiony to był 16 styczeń 1811 – pierwsza rubryka.

Ważniejsze uwagi do odbytych chrztów z§.2. regulaminu Proboszcz Ruske Loffkovitz dnia 16go stycznia 1811 r. Urodził się chlopowi (gospodarzowi dzisiaj by się powiedziało albo rolnikowi) Simon Dzierzon, z jego żony Maria urodzona ( z domu) Jantoschin, syn Johan ochrzczony; świadkami byli Simon Pielok, Hedvigis Plewnin chłopka, Anna Kaluzin chłopka II ga rubryka Liczba ochrzczonych, według płci i okoliczności. Chłopak Ślubny 1.

 

Nim Dzierzonowie pojawili się w Loffkowitz, w śląskich i polskich dziejach przewinął się cały kalejdoskop władców, którzy więcej mieli niemieckiej i innej krwi niż słowiańskiej. Zaczynając od Mieszka, który był najprawdopodobniej Wikingiem. Pomijając pochodzenie Mieszka i chrzest Polski, należy pamiętać, że Śląsk za sprawą Cyryla i Metodego od dawna był chrześcijański, kiedy Śląsk przynależał do Wielkich Moraw. Poza wszelkimi sporami pozostają fakty, że śląskie chrześcijańskie korzenie są wcześniejsze od polskich, bo od dawna były związane z zachodnim kręgiem kulturowym. Śląskie chrześcijaństwo już istniało nim powstała Polska.

 

Na normańskie pochodzenie Mieszka wskazuje nie tylko dokument Dagome Iudex, gdzie jest wymieniony, jako Dagome (Dago), ale także jego rodzinne powiązania z Skandynawią, syn Mieszka, Bolesław, jest wspomniany w wikingowskich sagach, jako Burisleif. Nawet jego drugi syn Lambert ma normańsko-germańskie imię. Piastowie żenili się przeważnie z kobietami z rodów germańskich, czego drzewo genealogiczne Piastów jest tego najlepszym dowodem. Była to skuteczna metoda utrwalania zawieranych sojuszy.

 Jak daleko należy sięgać wstecz, aby określać narodowość?

 Ja sięgnę do Kazimierza Wielkiego. W końcu wielkim królem był. Tylko, czy do końca, bo przecież za jego władztwa Śląsk nie był polski, i to w sensie dosadniejszym, ważniejszym, bo politycznym.

- w roku 1335 Kazimierz Wielki wyrzekł się Śląska "po wsze czasy"[3] na rzecz Czech-Böhmen, które były wówczas w cesarstwie rzymskim narodu niemieckiego. Taka dawniejsza Unia Europejska. W polskich rękach Śląsk znalazł się pod koniec 992 r. jako militarna zdobycz Mieszka, który wydarł go Czechom. Z wielu przyczyn polityka, energia i ekspansja Rzeczpospolitej zwróciła się na wschód. W śląskich miastach i na dworach mówiono wówczas głównie po niemiecku. To był język literacki tej epoki, tak jak później francuski. Dominował nie tylko na dworach śląskich, ale także na czeskich czy węgierskich. Zaś to, że ludność wiejska mówiła po polsku (lub po czesku, bo wtedy różnice między oboma językami były jeszcze bardzo płynne), to zupełnie inna i też oczywista sprawa. Tylko od późniejszych badaczy zależy, do jakiego języka zaliczą język śląski. Trzeba wiedzieć, że na Śląsku powstawały, niezależnie od starych słowiańskich osad, także osady czysto niemieckie. Tego też nie można kwestionować.[4]

 Uważający się za polskich patriotów zapominają, że nasze teraźniejsze rozumienie i pojmowanie narodu, czy patriotyzmu ulegało zmianom. Nam, współczesnym, nie wolno narodowych schematów i pojęć stosować w odniesieniu do odległych epok.

- Nie wolno, bo pojęcie narodu, tak jak my je dzisiaj rozumiemy, narodziło się dopiero w wieku XIX. Wtedy też rozbudziły się nacjonalizmy w tym polski nacjonalizm![5]

 Odrodzenie Polski

 Polska z mapy świata była usuwana w latach 1772, 1793 i 1795 i do 11 listopada 1918, kiedy Rada Regencyjna przekazała władzę nad podległym jej wojskiem Józefowi Piłsudskiemu - Polski nie było.

Zatem pojawia się pytanie:, W jakim kraju urodził się Johann Dzierzon i jakie miał obywatelstwo?

 Mapa ukazująca miejsce urodzenia i duszpasterskiej posługi ks. J. Dzierzona w granicach Niemiec, a dopiero po 1945r. przyłączone do Polski. Kreuzburg, to nasz Kluczbork. Alt Poppelau dziś nazywa się Popielów.

Gdyby jego narodziny miały miejsce w Polsce w czasach nam aktualnych, byłby Polakiem w rozumieniu naszej Konstytucji: Art. 34. Obywatelstwo polskie nabywa się przez urodzenie z rodziców będących obywatelami polskimi. Inne przypadki nabycia obywatelstwa polskiego określa ustawa.

Prosta logika podpowiada, że Dzierzon był z urodzenia Ślązakiem, a z państwowej przynależności Niemcem. Polakiem być nie mógł. Nie tylko te argumenty przemawiają za niemiecką przynależnością państwową. Mówiąc o Polsce i rozbiorach nie możemy w to włączać Śląska. Śląsk nigdy nie podlegał rozbiorom z tej prostej przyczyny, że nie był w obszarze Polski. Wskazują na to niepodważalne historyczne fakty.

W swoim artykule Teresa Kudyba „Prawda ks. Dzierżona wciąż w oczy kole” pisze: […] Dla samego Dzierzona jego narodowość była w ogóle nieistotna. Do dokumentów alumnatu wrocławskiego wpisał się, jako „Ślązak-utrakwista[6], posługujący się językami niemieckim i polskim”. Za życia powtarzał, „Nauka nie zna granic ani narodowości”. W roku swojej śmierci wypowiedział aktualne do dziś słowa, słowa, które i mnie zmotywowały do napisania tego tekstu, a brzmiały one tak: „Wahrheit, Wahrheit über alles”. (Prawda, prawda ponad wszystko). […] Te ostatnie słowa zostały zaczerpnięte z niemieckiego hymnu: „Deutschland, Deutschland über alles” co świadczy o jego kulturowym ukierunkowaniu.

 Będąc chłopskim synem Ślązaka, Johann Dzierzon mógł jak jego rodzice obrabiać ziemię. Będąc inteligentnym wiedział, że jedyną szansą dla chłopskiego syna jest „iść na księdza”. Kapłańskie święcenia są powiązane z nauką w seminarium, a której ciężarom w laickiej uczelni nie była w stanie podołać rodzina Dzierzonów. Mowa Polska na Śląsku Opolskim nie była powszechnie znana. Prosty lud posługiwał się „godką” śląską, która mało ma wspólnego z polską mową, której z kolei nie rozumieli ówcześni Ślązacy. Niemcy, śląskiej gadki nie odróżniali od mowy polskiej i kodyfikowali ją, jako mowę polską. Dzierzon będący księdzem z ludu, liturgię głosił po łacinie, ale już kazania w tym języku, w którym mówili parafianie. Kiedy w świątyni byli Niemcy, mówił po niemiecku, a kiedy przed ołtarzem kajał się lud śląski kazania były po Śląsku. Jeżeli ktoś uważa, że śląska gadka jest tożsama z mową polską, to niech przetłumaczy te zdania:

 „Karlus sztigluje se na zoulyty, bliko w rzdrzadło i pado tak: świdrujam i pukel mom, a dziołchy urgajom za mnom. Moja frela mi fest pszaje, eli wdycko to tak baje? grajfnoł do kabzy, miyszek połny! Pochytoł!”*

 W podobnym właśnie języku ks. J. Dzierzon zwracał się do parafian. Był to ich i jego język. Nie Polski i nie Niemiecki. Śląski język.

 Zaraz odezwą się głosy pełne oburzenia i świętego patriotyzmu. Ich właśnie niczym na ringu znokautuję słowami znanego dziejopisa Długosza:

"Ex almania ducens genus, cuius viri animosi et honorum cupidi; inter quos sub nostra etate Zauissius de Garbow, dictus niger, magis excellentia claruit.” Z Niemiec ród wywodząc, którego mężowie dzielni i zaszczytów żądni; między którymi w ostatnich latach Zawisza z Garbowa, nazywany Czarny, wielką świetnością błyszczał.[7].

 Tak, ten słynny i znany Zawisza, na którego słowie można było zawsze polegać był z pochodzenia Niemcem.

Był – i co z tego!?

Tak samo jak, Dzierzon, który był Ślązakiem, o którym przypomniano sobie dopiero w latach `60 XX wieku. Przecież Zawisza i Dzierzon nie zapisali się w historii dzięki swojej narodowości, ale dzięki temu, czego dokonali.

 Akt zgonu pisany gotykiem po niemiecku, tak samo jak akt chrztu też dowodzi narodowości.

 

 

 Fot. Nr 2. Oryginalna parafialna księga zgonów z wpisami odręcznym gotyckim pismem.

Rubr. I. Nummer der Begrabenen. 12. Lowkowitz. Rubr, II. Der Begräbnistag. 29 ten October 1906. Rubr. III. Der Verstorbenen Vor- und Zuname, Stand, Wohnung und Gewerbe, Eltern, wenn sie noch leben, gleichfalls nach Stand, Wohnung und Gewerbe, Tag des Todes, Alter des Verstorbenen nach Jahren, Monat und Tagen u., Ursche des Todes. 29 ten October 1906 wurde begraben der  e(h)m Pfarrer Dr. Johannes Dzierzon, welcher  am 26 (sechsundzwanzigsten) October  1906 vormittags ˝ 12 Uhr gestorben ist. Rubr, IV. Das Alter nach den Jahren. 95 ž  J.

akt zgonu po przetłumaczeniu:

I-sza rubryka Numer pochowanego (pochówku) 12. Lowkowitz. II-ga rubryka Dzień pochówku 29 ty październik 1906. III-cia rubryka Imię i nazwisko zmarłego, stan, zamieszkanie i profesja, rodzice, jeśli jeszcze żyją, również według stanu, zamieszkania i profesji, dzień śmierci, wiek zmarłego w latach, miesiącu i dniach i., przyczyna śmierci.  29-ty październik 1906 pochowany został były proboszcz Dr. Johannes Dzierzon, który zmarł 26 dwudziestego szóstego października przed południem o 11.30 godzinie. IV-ta rubryka. Wiek według lat 95 ž.

Ktoś może mi zarzucić, że w tym języku i gotyckim pismem pisano w parafialnych księgach, choć ludzie byli innej narodowości. Być może. Tylko w ostatniej drodze, kiedy prawda nie mogła już nikomu szkodzić używano szczerej prawdy. Skoro tak to, czemu na grobie „księcia pszczół” napis jest po niemiecku?

 

 

 Fot. Nr 3. Grób ks. Kałuży pomińmy, bo nie ma go na zdjęciu archiwalnym z 1929r. Został dostawiony w latach `80. Nas interesują tylko prawy i środkowy. Ten z prawej pisany po polsku, z pochówkiem w 1902r. i grób Dzierzona pisany po niemiecku z 1906r.

 Przecież polska rodzina polskiego księdza nie zamieściłaby niemieckiego napisu na jego grobie. Gdyby były urzędowe nakazy i zakazy, to na sąsiedniej mogile ks. Bernarda Pospiecha też byłby napis niemieckojęzyczny. Zatem gdzie jest prawda?

 Fot. Nr 4. Trzy nagrobki tej samej rodziny. Lewy i prawy pisany w archaicznej polszczyźnie, a środkowy w czystym niemieckim.

To nic innego jak bezsporny dowód tego, kto, kim się czuł za życia.

Trzy mogiły tej samej śląskiej familii nie czują do siebie antypatii, że środkowa jest opatrzona niemieckojęzycznym napisem. Tak było wszędzie, gdzie mieszały się między sobą różne żywioły narodowościowe. Przecież Dzierzon swoje osiągnięcia naukowe nie uzależniał od narodowości. Gdyby był nawet Chińczykiem, to dokonałby tego samego.

 

W latach życia Dzierzona nie było jeszcze szowinizmu i nacjonalizmu. Ludzi oceniano po uczynkach. Wiele lat po śmierci Dzierzona zmieniono kryteria i zaczęto zaglądać w rozporek i metrykę. Nie ominęło to również familii Dzierzonów. Jego dwaj bratankowie - Alois i Joseph dopasowali się do ówczesnych standardów. Alois był w Loffkowitz " Bürgemeister und Amtsvorsteher” (Burmistrz i naczelnik urzędu), a Joseph pełnił w NSDAP funkcję „Ortsbauernführer(przewodniczący związku chłopów (wsi).

Dopóki żyją świadkowie

 Nie tak wiele czasu upłynęło od śmierci J. Dzierzona, więc powinni istnieć bliscy jego krewni i ich życiorysy, które pomogą nam jednoznacznie określić narodowość. Skoro tyle wiem o Joseph i Alois Dzierzon, to pójdę ich śladami. W końcu, najbliżsi krewni w jakiś sposób odzwierciedlają przodków.

 Joseph Dzierzon ożeniony z Martą zd. Schulz mieli czworo dzieci: Adelheid (ur. 21.12.1922r.), Georg (03.01.1925r.), Joseph (ur. 16.07.1927r.), i Gottfrid (ur. 13.01.1930r.). Jego dwaj synowie nie mieli wyboru i jako niemieccy obywatele musieli służyć w niemieckiej armii. Joseph w Wehrmachcie, zaś Georg w SS i walczył on na froncie wschodnim gdzie został ranny w prawą rękę. Tu zaczyna się problem, bo Polacy nie służyli w SS. W dodatku tam służyli wyłącznie ochotnicy i w przypadku niemieckiej jednostki od 01.10.1935 r. skrupulatnie sprawdzano Blutrein (czystość niemieckiej krwi). Aryjskie drzewo genealogiczne członków SS sprawdzano u oficerów i podchorążych do 1750r., pozostałe stopnie do 1800 r. Ów fakt nasuwa wątpliwość, co do polskości rodu Dzierzonów, skoro skrupulatni Niemcy nie dopatrzyli się przeciwwskazań do służby w tej formacji krewnego ks. J.

Dzierzona z powodu jego polskich korzeni. Kolejnym rodzynkiem jest skrywanie przed nami kosmetyki w nazwisku Dzierzon, jaka miała miejsce w okresie III Rzeszy Niemieckiej, kiedy familia Dzierzonow zbyt słowiańskie nazwisko zniemczyła tworząc dwuczłonowe nazwisko - Dierke-Dzierzon. Po II Wojnie Światowej sytuacja się odwróciła, bo tym razem ludowa władza nakazywała Ślązakom zmianę imion i nazwisk na polsko brzmiące.

 Z początkiem 1945 roku Joseph wraz z rodziną wolał przed wyzwoleniem uciekać do Niemiec uchodząc przed wyzwolicielską Armią Czerwoną.

Alois Dierke-Dzierzon mimo wysokiej funkcji lokalnego nazistowskiego urzędnika zachowywał się porządnie i nie widział powodów do emigracji i wkrótce po zakończeniu działań wojennych wrócił do rodzinnych Łowkowic. Ponad osiemdziesięciohektarowe gospodarstwo już było rozparcelowane, zaś Aloisowi z żoną Agnes i córką Irmgard przypadło około ¼ ich własności. Alois, był wykwalifikowanym rolnikiem potrafiącym nawet na niewielkim areale uzyskać wysokie plony z lnu. Jesienią 1948r. zamiast pieniędzy za len otrzymał kwity, a niebawem polecenie wyjazdu do Niemiec.

 Z polecenia wójta Łowkowic Szczepana Mnoga, Alois z żoną i córką zostali ograbieni z majątku i jako Niemcy wypędzeni ze swojego miejsca zamieszkania. Pod zbrojną milicyjną eskortą byli wywiezieni do obozu przejściowego w Kluczborku, a później do Niemiec.

 Wywoziłem Dzierzonów z Łowkowic

 Rozmawiam z Józefem Kulesa, który furmanką wywoził z Łowkowic Aloisa Dzierzona:

„To już było po tym, jak Ślązacy mogli zdjąć z rękawów białe opaski z literą „N” (Niemiec). Wypędzani mogli zabrać z sobą małe tobołki. Tyle ile uniosą. Wraz z Dzierzonami na furmance była jeszcze jedna rodzina, której nazwiska nie pamiętam. Był jeszcze uzbrojony milicjant, który przed wyjazdem demonstracyjnie załadował karabin ostrą amunicją. Opuszczając granice Łowkowic Alois powiedział, że ostatni raz widzi swoje pole. Nawet milicjant okazał się ludzki i zezwolił, aby mówili po niemiecku [Mówta se po niemiecku], bo po polsku nie potrafili dobrze mówić, a milicjant znał tylko polski. Po dojechaniu do kolejowej stacji w Kluczborku, Kulesa został na ulicy, a milicjant odprowadził więźniów do obozu. Kulesa widział tłum mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy byli pociągami wywożeni do Niemiec”.

 

Mimo usilnych starań nie odnalazłem krewnych Aloisa, ale poszczęściło mi się z żyjącymi dziećmi Josepha.

Telefon do Niemiec – rozmowa z Adelheid:

Mówi tylko po niemiecku. Polską mowę rozumie słabo. Na pytanie, kim ona i jej krewni się czują – Niemcami, czy Polakami, zdecydowanie odpowiada, że

- NIE! Oni byli i są Ślązakami.

- Kim mogli być ks. Johann Dzierzon i jego rodzice?

- To oczywiste, że Ślązakami.

- Czy mówili po polsku?

- Czy pradziadowie mówili, tego na pewno nie wie, ale dziadkowie i wszyscy jej znani krewni mówili po niemiecku i śląską gołdką. Na pewno nie mówili po polsku. W jej domu od zawsze mówiło się tylko po niemiecku i po śląsku.

 Miałem nieco trudności w odszukaniu Gottfrida, bo po wojnie doszło między braćmi Georgiem i Gottfriedem do ostrego sporu z wejściem na drogę sądową włącznie. Aby ostatecznie odciąć powiązania rodzinne, Gottfried pozostał tylko przy nazwisku Dierke usuwając drugi człon Dzierzon.

W telefonicznej rozmowie Gottfried jest bardziej powściągliwy. Nie czuje się Polakiem. Niemcem też nie. Jest Ślązakiem. W rodzinie mówiło się po niemiecku i śląską gołdką. Polska mowa była im obca.

 Chichocząca historia

 -Słyszysz synek ten śmiech

-Nie.

-Nie?, to chichocze historia.

- Połów synek, co ks. Dzierzon zrobił, aby łostać takim patrujotum i koguzto brunił. Sie za polskość był prześladowany tak jak inni polscy patrioci. Łobejsz,
synek, niemal wszystkie prace ło naszym śląskim ks. Dzierzonie udowołdniajunce jego polskość, lopirajum sie ło polskie miuno. Skoro tak, to może powinniśmy być grołfni z nołbarzej znanego komandosa II Wojny Światowej Otto Skorzenego. Jego ród wywodzi się z Wielkopolski i zapewne nazywali się Skórzany. Problem w tym, że Otto, choć był bohaterem, to miał pecha walczyć po niewłaściwej stronie.
Tu, synku nawet ludzie napływowi rozumiejum, że nie można ło miejscowych gołdać – NIEMCY. My sum ŚLUNZOŁCY. Nimiec ło nołs gołdoł „Wasserpolen”, skiś Polołcy – iś my sum „Nimce”. Łobajsz, łod kiedy zacynto gołdać ło naszym farołrzu Dzierzonie.

 Poszukiwania śladów obrońcy i bronionych

 

 Fot. Nr 5. Napis z nagrobnej płyty bezspornie określa życiorys zmarłego i to, że nie powinno być trudności w odnalezieniu śladów jego dokonań.

 Wziąłem sobie za cel pokazanie czynów J. Dzierzona i tych, których bronił i przed czym lub kim bronił. Nie może być tak, że dokonania mają zapis tylko na nagrobnej płycie.

 W Łowkowicach niczego nie odnalazłem, bo Dzierzon tu się urodził i spędził ostatnie lata życia. Zanim pojechałem do Karłowic gm. Popielów zacząłem od encyklopedii. Niczego nie znalazłem. Od czego mam Internet. Wpisałem hasło: „Obrońcy polskości 1800 – 1910”. Oto, co znalazłem:

 Upartym obrońcą języka polskiego był Jerzy Treska, chłop z Laskowic, który w 1826 r na przesłuchaniu oświadczył: "Moim ojczystym językiem jest język polski i chociaż znam język niemiecki jak większość tutejszych Polaków.

Józef Lompa, ur. 1797 roku w Oleśnie. Swoją działalnością Lompa budził w ludziach poczucie bliskości z polską kulturą i przeszłością, za co był często szykanowany.

Karol Miarka. Ur. w 1825 r w Pielgrzymowicach, w powiecie pszczyńskim. Pisał też opowiadania i artykuły, początkowo w języku niemieckim tak, bowiem wychowała go szkoła, z czasem w języku polskim.

Miarka to inicjator utworzenia i organizator wielu polskich organizacji społecznych i gospodarczych na Górnym Śląsku. Za przeciwstawianie się polityce kulturkampfu i germanizacji był prześladowany i kilkakrotnie więziony.

Wojciech Korfanty, ur. w 1873 r. Już w gimnazjum katowickim manifestował swą polskość, za co został z niego usunięty. Podczas studiów na Uniwersytecie Wrocławskim czynnie udzielał się w studenckich organizacjach, m.in. w Związku Młodzieży Polskiej (ZET). Od 1901 r został jednym z redaktorów pisma "Górnoślązak", w którym podkreślano jedność narodu polskiego, a także krytykowano panujące stosunki społeczne, wskazywano na wyzysk polskich robotników przez niemieckich kapitalistów.

Michał Drzymała ur. 13 09 1857 zm. 25 kwietnia 1937 polski chłop z Poznańskiego, w latach 19041909 prowadził spór z administracją Królestwa Prus o pozwolenie na budowę domu; wóz Drzymały stał się symbolem walki z germanizacją w zaborze pruskim.

Bez trudu można odnaleźć jednorazowy akt oporu, jakim niewątpliwie był strajk uczniów we Wrześni, w latach 19011902. Skierowany był przeciw germanizacji szkoły, głównie przeciw modlitwie i nauce religii w języku niemieckim. Obejmował również protest rodziców przeciw biciu dzieci przez pruskie władze szkolne.

 Nie natknąłem się na ślady patriotycznej działalności i prześladowania Dzierzona za polskość, ani też tych, których miał bronić. Jedyne, co można przyjąć za pomaganie miejscowej ludności, to w czasie Wiosny Ludów pomoc w sporach z władzą kościelną. Sądowy spór z Pruską władzą o niewłaściwe zagospodarowanie funduszy na szkoły parafialne zakończone wyrokiem z komorniczą egzekucją jałówki nie można nazwać aktem patriotyzmu. Może inne ślady znajdę w Karłowicach.

 Karłowice (do roku 1945 – Karlsmarkt)

 Miejscowi mają dość powierzchowną wiedzę o Dzierzonie. Wiedzą, że był na ich parafii, że był pszczelarzem i to, że jest powszechnie znany. Może więcej mi powie ich lokalna żywa chodząca encyklopedia – starszy pan Alojzy Pogrzeba mówiący piękną Śląską mową.

 Akurat wychodził z domu i nasza rozmowa była ilustrowana tym, co widzimy w terenie. Zobaczyłem nowy duży kościół na miejscu małego i drewnianego, w którym posługę spełniał J. Dzierzon. Drewniany został przeniesiony na cmentarz.

 - Co może pan powiedzieć o J. Dzierzonie?

Ks. Johann Dzierzon, mioł 23 lata, wtynczols jako plebónek psziszoł na grunty gminy Popilów zwane ALT POPELAU w czasie, kiedy farołrzym jednej wielkiej parafii był ks. Karol Equaet (1831-1851). Wtedy to miskoł na Prudlikowym w Siołkowicach, a po cańsci i w Popilowie na lokalii, kaj w roku 1835 mioł swoje pscoły, gdzie umieścił 12 binen schtok, które lotrzymoł jako geschenk łod swojego fatra, a na jejsyni tegoz roku mioł 37 rodzin pszczelich.

 

 

Fot. Nr 6. W Popielowie, w tym drewnianym kościółku pw. św Andrzeja i Jana Chrzciciela z 1658r. istniejącym do dnia dzisiejszego, odprawiał msze, jako plebanek (wikary) J. Dzierzon. Stara fotografia przedstawia pierwotne położenie kościoła, a nowa po przeniesieniu kościoła na cmentarz.

Choć powszechnie ks. Dzierzon jest kojarzony z Łowkowicami koło Kluczborka, gdzie się urodził, powrócił na okres emerytury i tam zmarł, to właśnie w Karłowicach "Kopernik ula" dokonał największych odkryć w dziejach światowego pszczelarstwa. Tutaj przeżył 49 lat, tu wymyślił i zastosował genialnie prosty wynalazek. Włożył do ula drewnianą deseczkę - snozę, do której przylepiał plaster i dzięki temu "uruchomił" ul. W Karłowicach zbudował słynny i rozpowszechniony potem na świecie ul "bliźniak", założył pasieki przy proboszczówce i w 12 okolicznych wsiach. Tu też obwieścił światu teorię partenogenezy pszczół (ogłosił w Karłowicach, ale zaobserwował i wyciągnął wnioski będąc jeszcze w Popielowie). Tu, pod jego dom, w XIX wieku podjeżdżały dyliżanse z pocztą z całego świata: z listami, gratulacjami, zaproszeniami na wszystkie światowe kongresy pszczelarskie. Stąd wysyłał na cały świat pszczoły, pochodzące od matek sprowadzanych do Karłowic spod Wenecji.

 Aczkolwiek wcześniej już Dzierzon objął sąsiednią parafię Karłowicką, to nadal intensywnie odwiedzał Popielów i Siołkowice, gdzie mieszkały jego pszczoły rozsiane w 14 „pszczelnikach”. Drogę z Karłowic do Popielowa pokonywał bryczką tzw. drogą landrata (Landratsweg), która widoczna fragmentarycznie jest do dziś. Prowadzi ona przez Kuźnice Katowską, lasy na zapleczu Lubieni i nowych Siołkowic przez most na Brynicy do centrum Siołkowic.

Niezależnie od tego czy Śląsk należał do Czech, Niemiec i Polski, to językiem urzędowym był j. niemiecki. Nigdy przed 1945r. na Śląsku Opolskim j. polski nie był językiem urzędowym, a językiem serca, językiem narodu Śląskiego była i jest mowa Śląska. Tą też mową posługiwał się ks. Dzierzon. Na przybyszu z zewnątrz śląski język robi ogromne wrażenie, jest wszechobecny, posługują się nim młodzi i starzy, w domu, sklepie i urzędzie. Na Śląsku się gołdo a nie mówi, na babcię woła się starka lub ołma, ksiądz to farołrz, plebania fara, trutnie tronty, plastry waby, miodarka to ślojdra, miodobranie to ślojdrowanie, nie można pomylić ze ślundranim chlapaniem. Śląskim dialektem na pewno posługiwał się ks. Dzierzon. Język niemiecki w jego czasach był językiem urzędowym i uczonym w szkołach. Gdy obejmował parafię Karłowicką większość ludności była wyznania ewangelickiego, a niewielka część katolików należała do ludu Śląskiego. Wykaz ludności przeprowadzony na terenie Popielowa przed I Wojną Światową ukazuje, że na 2321 osób, jako j. niemiecki ojczysty podało 266 osób, j. śląski ojczysty 2008 osób, trzech mieszkańców posługiwało się innym językiem, a 44 uznało za język ojczysty zarówno j. niemiecki i j. polski.

- Czy znane są mu jakieś przypadki propolskich, patriotycznych zachowań J. Dzierzona?

- Ależ skund. Wiycie, nasz Plebunek był Ślunzołkim, a ło polołkach w naszej parafii w tamtym casie nie słyszołech. Moze i byli, ale mnie nic nie wiadumo.

- Czy zna pan jakieś przypadki, by J. Dzierzon bronił Polaków lub polskości?
- Ni, takie fakty nie sum mi znane, całe te tereny w tym casie zajmowoł lud ślunski gałdajuncy po ślunsku i po mimiecku, w Karslmarkt tez tak było, toz jak koguś brunił to ślunzołków traktowanych za mimców jako polołcy a za polołków za mimców cyli inksy naród. U siołkowianów jejst nawet denkmal, ale Jakuba Kani ur. 11. 07. 1872 zm. 3. 12. 1957. Ślunskiego pisołrza ludowego,
działacza oświatowego i narodowego. Syn gbura, ucył sie w miymieckiej schule ludowej w Siołkowicach, następnie w Łopolu. Pracowoł, jako rolnik. Podcas I wojny światowej walczył na froncie francuskim a broł tezł udział w III powstaniu śląskim. Działacz Związku Polaków w Niemczech, Polsko-Katolickiego Towarzystwa „Oświata”. Gdyby nas plebunek cokolwiek takiego ucynił, to na pewno miejscowi był ło tym wiejdziejlibyi. Skoro nie zaginuła wiedza o maniej istotnych sprawach, to na pewno byłoby głośno o takich patriotycznych czynach. Widzicie (do dzisiaj zwraca się w osobie trzeciej – poważanie) my tu terazki gołdumy trocha inkszej jak za casów Dzierzona, mioła na to wpływ historyjoł, skuzaś nasoł gołdka jest nałważniejszoł dla Ślunzołków cy to było wtedy cy to jejst terołz. Z Punbuckim a przyjejdzcie zaś na goscinny ślunsk.

 Kto z Dzierzona zrobił pomnik?

 Kiedy powojenna Polska, wypędzała do Niemiec krewnych Dzierzona, to już w dwie dekady później prezes kluczborskiego koła pszczelarzy kpt. UB, później SB Wilhelm Kocowicz inspektor Wydziału IV zajmującego się kościołem, stał się oficjalnym inicjatorem ożywienia pamięci o Dzierzonie i tego wszystkiego, z czym się do dziś spotykamy. W tamtym czasie pojawiła się nagrobna płyta z napisem o „Polskim żarliwym patriocie broniącym polski lud na Śląsku”, bo taki napis był miły ludowej władzy, a wycieczki kłopotliwie konkludowały: „Polak, a napis po niemiecku, …?”

 Wcześniej w drugiej połowie lat `50 i w 60 w miesięczniku „Pszczelarstwo” sporadycznie pojawiły się teksty o J. Dzierzonie. Dopiero od 1966r. mamy prawdziwą dzierzonowską erupcję. Kulminacją były w 2006r. i Dni Pszczelarza w Kluczborku z okazji 100 rocznicy śmierci J. Dzierzona. Trzy lata później nastąpiła normalizacja. Dzierzon jakoś nie ma szczęścia do nazw i budynków. Jest oczywistym, że tak ceniony „polski” pszczelarz powinien być szanowany bardziej niż np. krzyżacy z ich warowniami. Życie pokazało, że albo Dzierzon nie jest dla nas tak cenny, albo inne względy wzięły górę, bo w ostatnim z domostw Dzierzonów długi czas mieściły się biura GS-u. Kiedy zabytkowe budynki uległy dewastacji, zostały rozebrane i na ich miejscu stanął dom kultury. Przecież nowy budynek nawet imienia J. Dzierzona, to nie to samo, co obiekt zabytkowy. Żadne napisy i obeliski tego nie zastąpią. Mogą jedynie niektórym przytłumić wyrzuty sumienia. Kiedy opadły emocje setnej rocznicy śmierci słynnego pszczelarza, to po raz kolejny dostał On nakaz eksmisji, Tym razem kluczborskie muzeum zabrało eksponaty z budynku, w którym nasz bohater spędzał swoje ostatnie dni życia. Jak zwykle poszło o finanse. Muzeum i konserwator zabytków nie doszli do porozumienia z komercyjną firmą, jaką jest pasieka zarodowa kto ma utrzymywać dworek. Pasieka nie była w stanie bez przerwy finansować obiekt muzealny.

 Czysto retoryczne pozostaje pytanie o Polski Związek Pszczelarzy, który chętnie podpina się pod Dzierzona, ale zapomina, że spływający na niego splendor Dzierzona wymaga finansowych nakładów.


 Fot. Nr 7. Już nie będziemy mogli zwiedzać miejsca, w którym żył Dzierzon. Muzeum zabrało swoje zabawki, a pasieka ma teraz w zabytkowych pokojach biura.

  

Fot. Nr 8. Istniejący obecnie Dom Kultury i napisy na tablicy oraz obelisku.


 Fot. Nr 9. Tam gdzie parkuje auto (strzałka), był mieszkalny budynek Dzierzonów. Na zdjęciu po prawej widzimy ocalały budynek gospodarczy. Oczywiście w stanie agonalnym. Z pozostałych budynków nie ma już nawet śladu.

 Wracając do domu zastanawiałem się, o co tak naprawdę chodzi tym wszystkim, którzy starają się udowodnić polskość Dzierzona, a jednocześnie niszczą po nim i jego rodzinie pamiątki. Lękają się śląskiej prawdy pochodzenia familii Dzierzonów, tak jakby tylko polskość dawała prawo do naukowych osiągnięć.

Może wraz z w „uniowstąpieniem” nadszedł czas zamazać białe plamy na mapie rodu Dzierzonów i przyznać, że był On Ślązakiem mającym niemieckie obywatelstwo. Dla nas pszczelarzy nie jest istotna narodowość. My potrafimy cenić człowieka za jego osiągnięcia, a nie za to, kim on jest.

 Z ostatniej chwili

 Kiedy „Hanysy” z Popielowa i mieszkańcy Karłowic (w Karłowicach nie mieszka już żaden Ślązak) dowiedzieli się, że ich „Plebanek” w Łowkowicach usłyszał – Weg! (precz). Postanowili, że ich spracowane „handy” stworzą śląskimi siłami izbę pamięci, a może i muzeum.

Prezes koła pszczelarzy z Popielowa Piotr Szafrański nie chciał dać wiary, że Łowkowice eksmitowały Dzierzona. Skoro taka jest prawda, to Ślązacy podejmą się trudu zachowania dla potomnych, Dzierzona, jako pszczelarza i Ślązaka.

Epilog

 Aby odnaleźć prawdę i nieznane, lub skrywane fragmenty życiorysu familii Dzierzonów ośmiokrotnie jechałem na Śląsk. Poszukiwałem świadków i śladów po wielkim pszczelarzu. Im dalej w las, tym więcej drzew, …. A, zaczęło się tak niewinnie, od nagrobnej płyty z niewiarygodnym napisem.

Poszukiwania w polskich dokumentach okresu międzywojennego nie doprowadziły do odnalezienia propolskich, pszczelarskich lub patriotycznych dokonań, tego wielkiego pszczelarza i jak chcą niektórzy „gorącego polskiego patrioty”. Szczególnej pikanterii dodaje profesja osoby, która w latach `60 wydobyła J. Dzierzona z niepamięci. Przecież po wojnie „UB-ecy”, władza i resort, dla których pracował W. Kocowicz, prześladowała krewnych Dzierzona i innych Ślązaków.

Setki przeprowadzonych rozmów, ukazało Dzierzona jako człowieka niepokornego, bardziej pszczelarza niż księdza i Ślązaka, a nie żadnego Niemca, czy Polaka. Gdyby było inaczej i po wojnie Ślązacy byliby uznani przez władze za Polaków, to nie umieszczano by ich w powojennych obozach powstałych na terenie całej Polski dla „Niemców”. Było tych obozów 1.255 i do tego 227 więzień, z czego na terenie przedwojennych niemieckich ziem (Śląsk, Pomorze, Mazury) 681 obozów i 119 więzień. Prawie 1/5 obozów była zlokalizowana na Śląsku Opolskim. Badania historyczne E. S. Pollok przypominają tragiczny remanent zbrodniczego księgowego, w którym po stronie „MA” widnieje 212 obozów, a „winnym” byli niewinni ludzie, którzy tam cierpieli, tracili zdrowie i życie, a tylko nieliczni z nich mogli wyjechać, lub pozostać na swojej ojczystej ziemi. Nie wolno także zapomnieć, że powojenna Polska więziła Ślązaków i Niemców tylko dlatego, że chciano ich z kraju przymusowo wypędzić. Mieli wybór, albo zaakceptują wypędzenie, albo będą osadzeni do takich obozów jak Oświęcim, Potulice, k. Bydgoszczy, Majdanek, Łambinowice, Sikawa k. Łodzi czy Trzebinia k. Krakowa. Po wojnie wypędzono z Polski 15 milionów ludzi uznanych za Niemców!

Należało wówczas mieć, choć trochę taktu by po wyzwoleniu nie lokować ludzi w jeszcze ciepłe prycze nazistowskich obozów koncentracyjnych.[8] Nie wypadało by po wojnie nad obozowymi bramami tkwiły niemieckie napisy dające złudzenie wolności poprzez pracę. W ich miejsce pojawił się slogan, że: „Praca uszlachetnia człowieka”.

Krewni Dzierzona mieli więcej szczęścia, bo zamiast zesłania do obozu, zostali tylko wypędzeni.

Gdyby od początku, Dzierzona i jego krewnych uznano za Polaków, to zapewne do dziś mieszkaliby w Łowkowicach i nie trzeba by tego udowadniać 60 lat po śmierci wykuwając napis na nagrobnej płycie. Dzierzon zza grobu nie mógł się nieprawdziwej treści sprzeciwić. Jak również przytłaczającej go płycie złożonej w okresie Polski Ludowej z inicjatywy ludzi, wśród których byli także ci, którzy po wojnie prześladowali Ślązaków, w tym krewnych Dzierzona.

Spotkałem się też z niezrozumiałym szowinizmem, by nie powiedzieć nacjonalizmem niektórych moich rozmówców, którzy uważają Ślązaków za gorszy gatunek ludzi, których trzeba nienawidzić, a polski patriotyzm jest ponad wszystko. Nie docierało do nich, że wpierw jesteśmy ludźmi, a potem narodami. Twierdziłem, że skoro można było domagać się prawdy i pomnika dla Katynia, to czemu nie wolno pisać prawdy o Śląsku i Ślązakach? Dla zamordowanych w katyńskim lesie jest obojętne, czy napis na pomniku Rosjan określa, jako oprawców. Podobnie dla Dzierzona jest obojętne, jaki będzie napis na jego grobie. Przypomnę tylko tekst widniejący u podstawy pomnika: „Wahrheit, Wahrheit über alles”. (Prawda, prawda ponad wszystko). Wychodzi na to, że wcześniej, czy później prawda wyjdzie na jaw.

Czy mój tekst cokolwiek zmieni? Na pewno nie. Dostrzeżemy bardziej prawdziwą historię i naukę, że nie należy prawdy skrywać, bo wyjdzie niczym Jedwabno, czy Pawłokoma, a dokonania wielkiego Ślązaka pozostaną nienaruszone niczym prawda.

Jacek Jaroń

Tłumaczenia i współpraca – Sylwia Gaida

****************

Tekst został napisany dzięki aktywnej pomocy Ślązaków, książek: Marka Zybury „Niemcy w Polsce”, Marii Podlasek „Wypędzenia Niemców z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej – relacje świadków”, „Historia Narodu Śląskiego” Dariusz Jerczyński, „Śląskie Tragedie” Ewalda Stefana Pollok, Internetu: http://historycy.org, http://tezlav-von-roya i inne.

*Kawaler przygotowuje się na randkę, spogląda w lustro i mówi: jedno oko zezuje, garba mam, a dziewczyny uganiają się za mną. Moja dziewczyna mnie mocno kocha, czy tak zawsze będzie? Sięgnął do kieszeni, portfel pełen! Zrozumiał!



[1] H. Borek, S. Mazak „Polskie pamiątki rodu Dzierżoniów” str. 18

[2] H. Borek, S. Mazak „Polskie pamiątki rodu Dzierżoniów” str. 19

[3] Układ trenczyński z 24 sierpnia 1335 roku Kazimierz Wielki zrzekł się Śląska po wsze czasy.

[4] Marek Zybura „Niemcy w Polsce”.

[5] (p.m. T.v.R.).

[6] utrakwista «członek ruchu religijno-społecznego w Czechach w XV w.»

[7] Jan Długosz, Insignia ..., s. 70 Tłumaczenie Danuta Szopa

[8] Maria Podlasek „Wypędzenia Niemców z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej – relacje świadków”