Wydanie/Ausgabe 133/16.09.2024

Media zręcznie manipulują pokazując nam rzewne obrazy rzekomych „uchodźców”. Tymczasem ci „uchodźcy” obrzucają autobusy ekskrementami, demolują sklepy, wyrzucają na perony oferowaną im żywność i wodę (jak np. w Budapeszcie), toczą regularne walki z policją itd.

Sądzę, że my wszyscy daliśmy się zmanipulować i ogłupić. Zabrakło w tym wszystkim podstawowego rozróżnienia, a mianowicie ile wśród tej atakującej dziczy jest prawdziwych, zdesperowanych uchodźców a ilu imigrantów? A to jest zasadnicza różnica!

Uchodźca czy imigrant?

Zacznijmy więc – jak mawiał Sokrates – od definicji. Sięgnijmy do Wikipedii, aby nikt nie powiedział, że korzystam z jakichś źródeł katolickich. Otóż encyklopedia ta przez termin „uchodźca” rozumie:

UCHODŹCA (ang. refugee, niem. Flüchtling, ros. беженец) – (w rozumieniu potocznym) osoba, która musiała opuścić teren, na którym mieszkała ze względu na zagrożenie życia, zdrowia, bądź wolności. Zagrożenie to jest najczęściej związane z walkami zbrojnymi, klęskami żywiołowymi, prześladowaniami religijnymi bądź z powodu rasy lub przekonań politycznych.

W prawie międzynarodowym termin uchodźca definiowany jest przez Konwencję Dotyczącą Statusu Uchodźców z 1951 roku (znana też jako Konwencja Genewska z 1951) zmienioną następnie Protokołem Nowojorskim z 1967 roku. Dokumenty te definiują, iż uchodźcą jest osoba, która przebywa poza krajem swego pochodzenia i posiada uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w tym kraju ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej.

Podstawą ochrony uchodźczej jest instytucja statusu uchodźcy, stworzona przez Konwencję w 1951 roku. Najważniejszą zasadą tej ochrony jest zasada niezawracania, czyli tzw. zasada non-refoulement wyrażona w art. 33 Konwencji.

Aby uzyskać status nie trzeba zawsze udowadniać, iż było się prześladowanym przed opuszczeniem swojego kraju. Obawa może się dopiero pojawić podczas pobytu zagranicznego. Cudzoziemiec musi udowodnić, iż jego strach wiąże się z prawdopodobieństwem prześladowania, to znaczy, iż w kraju pochodzenia znajdzie się w położeniu, które wywoła prześladowanie.

Jeśli zaś chodzi o termin „imigrant” to Słownik Języka Polskiego podaje następującą definicję:

IMIGRANT osoba, która przybyła zza granicy do innego kraju w celu osiedlenia się.

Patrząc na te hordy atakujące policję w Budapeszcie, na granicy Austrii, w Grecji naprawdę trudno jest się tam dopatrzeć prawdziwych uchodźców. Ta dzicz nie ma nic wspólnego z uchodźcami, to są silni w pełni sprawni mężczyźni, którzy wykorzystując zaistniałą sytuację chcą się dostać na Zachód zwabieni tamtejszym socjalem. Jeżeli są to uchodźcy, to pytam się: GDZIE SĄ ICH RODZINY?! Przecież każdy człowiek-uchodźca, uciekający przed wojną, ratuje najpierw swoich bliskich. Uchodźcy to całe rodziny, a nie pojedyncze, rozbestwione i chamowate osiłki.

Stąd też należy powiedzieć jasno: TAK – dla uchodźców, ratujących życie swoje i swoich bliskich,  których w imię słów Ewangelii należy przyjąć w dom, odziać i nakarmić. Stanowcze NIE – dla imigrantów jakich widzimy w przekazach medialnych. Niech wracają skąd przyszli. W razie potrzeby należy ich deportować nawet siłą, tak jak to robi np. Australia. UE musi wypracować formy weryfikacji tych, których przyjmuje. Już bowiem pojawiają się głosy, a nawet zdjęcia, rozpoznanych wśród rzekomych „uchodźców” dżihadystów, bojowników z Państwa Islamskiego, którzy wykorzystując sytuację chcą przeniknąć do Europy i organizować zamachy terrorystyczne.

Zastanawiające jest to, że ci rzekomi „uchodźcy” protestują, gdy chce się sprawdzić ich tożsamość np. poprzez sprawdzenie ich odcisków palców. Czy tak postępuje prawdziwy uchodźca, który zrobi wszystko, zgodzi się na wszystko byleby ratować swoją rodzinę? Takie postępowanie raczej świadczy o tym, że taka osoba ma coś do ukrycia, że jej zamiary nie są szczere.

Wielu tzw. „zatroskanych” uderza w przeciwników takiego dzikiego i niekontrolowanego przyjmowania powołując się na głos Kościoła w osobie Papieża Franciszka. Sięgają tym samym granic hipokryzji, gdyż czynią to osoby które na co dzień zaciekle walczą z Kościołem np. na naszym polskim podwórku niejaki Tomasz Lis.

O co tak naprawdę zaapelował Papież?

Papież mówił: W obliczu tragedii kilkudziesięciu tysięcy uchodźców, którzy uciekają przed śmiercią na wojnie czy z głodu, i kierują się ku nadziei życia, Ewangelia wzywa nas, abyśmy okazali bliskość najmniejszym i opuszczonym, abyśmy dali im konkretną nadzieję, byśmy nie mówili tylko: „odwagi, bądźcie cierpliwi!”

Oraz dalej:

Dlatego w perspektywie Jubileuszu Miłosierdzia apeluję do parafii, wspólnot zakonnych, klasztorów i sanktuariów w całej Europie, aby dały konkretne świadectwo Ewangelii i udzieliły gościny jednej rodzinie uchodźców. Będzie to konkretny gest w ramach przygotowań do Roku Świętego. (...) Zwracam się do moich braci biskupów w Europie, prawdziwych pasterzy, aby poparli ten mój apel w swoich diecezjach, pamiętając, że miłosierdzie jest drugim imieniem miłości.

EUREKA! Papież nie zachęca, nie apeluje o bezwarunkowe przyjęcie dzikich, rozszalałych, szukających dobrobytu i łatwego życia imigrantów, ale apeluje o przyjęcie UCHODŹCÓW. Nigdzie w papieskim apelu nie ma mowy o imigrantach, ale o UCHODŹCACH.

Każdy uchodźca, który – jak sama nazwa wskakuje – uchodzi z życiem przed wojną, prześladowaniami etc. musi być przyjęty, otrzymać minimum do przeżycia. Jeśli zaś chodzi o przyjmowanie imigrantów, to już nie ma tak ścisłego obowiązku. Jeśli jakiś kraj stać na to, to w imię powszechnego podziału dóbr i ludzkiej solidarności, powinien to uczynić. Mając jednak na uwadze (bez cienia egoizmu) – przede wszystkim – dobrobyt i spokój własnych obywateli, którzy mają do tego prawo i pierwszeństwo.

Z kolei imigrant, który zostaje przez dany kraj, społeczność przyjęty powinien okazać należytą wdzięczność, przyjąć to, co mu się ofiarowuje, bez postawy roszczeniowej.  Można tu przywołać stare polskie przysłowie: darowanemu koniu w zęby się nie zagląda. Powinien on pracować dla dobra kraju, społeczności, która gościnnie go przyjęła i pamiętać, że jest gościem czyli nie nadużywać gościnności.

Niestety w przypadku imigrantów muzułmańskich jest to fikcja i pobożne życzenia! Wykazują oni postawę roszczeniową. Za nic mają kulturę i tradycje narodów wśród których się osiedlili (społecznościom muzułmańskim np. we Francji, Belgii, Holandii itd. przeszkadzają krzyże, szopki bożonarodzeniowe, choinki w miejscach publicznych itp.). Siłą narzucają swoją kulturę i domagają się wprowadzenia prawa szariatu, które nakazuje im ich pseudo-religia. Wywołują rozruchy i dopuszczają się aktów terrorystycznych, gwałtów i grabieży. Przykładów w tej materii niemal codziennie dostarczają nam media.

Dla takich „imigrantów” nie ma miejsca wśród cywilizowanych narodów Europy, a tym bardziej w Polsce.

Powtórzę jeszcze raz słowa, które były moją odpowiedzią dla pewnej osoby, zacietrzewionej genderystki i zwolenniczki multikulti:

Polska w ciągu wieków przyjmowała różnych uchodźców. Polska gościnność stała się przysłowiowa i znana w świecie. Ale to my mamy prawo decydować kogo i w jakiej ilości przyjmiemy do naszego polskiego domu. Nie godzę się (i wielu mi podobnych) na narzucanie nam jakichś limitów. To jest nasz DOM i my decydujemy kogo do tego domu przyjmiemy i na jakich warunkach. Nie chcemy w tym naszym Domu takiej hołoty jak ogląda się na przekazach medialnych z Lesbos, Kos czy Budapesztu. Chcemy przyjąć prawdziwych uchodźców, którzy to, co im się ofiaruje przyjmą z wdzięcznością, a nie w postawie roszczeniowej.

A na koniec warto zobaczyć, jakie pobojowisko pozostawiają po sobie ci rzekomi „uchodźcy”, co robią z chlebem, żywnością którą im – w imię ewangelicznego „głodnego nakarmić” – ofiarowano. Pytam jeszcze raz: czy tak postępują uchodźcy czy raczej hołota, dzicz, która chce na siłę wedrzeć się w nasze życie i kulturę?