Już pierwsza dekada lipca przyniosła wiele istotnych politycznych wydarzeń, jednak to co się działo później, przerosło nie tylko nasze wyobrażenia. Dwa weta Prezydenta do ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym zatrzymały 10. dniowy parlamentarny „Blitzkrieg” PiS-u. Tym samym chwilowo spełniło się życzenie dwukrotnie internowanego oraz dwukrotnie aresztowanego w stanie wojennym prof. Ludwika Turko, który powiedział, że życzy Prezydentowi, ażeby w swoich działaniach był bardziej skuteczny aniżeli swego czasu prezydent Hindenburg w Niemczech w którym pokładano nadzieję, że kto jak kto, ale on właśnie powstrzyma szaleństwa Hitlera. Profesor dodał, że od analogii do wzorców jest coraz bliżej i bliżej
Nienawistny język
Obserwowaliśmy wielodniowe potyczki w Sejmie, w Senacie i na komisjach. Bezmiar kłamstwa i chamstwa był porażający. Na ulicach polskich miast oraz za granicą zaczęły protestować dziesiątki tysięcy zwykłych Polaków, żądając od Prezydenta trzykrotnego weta. Kiedy Prezydent przerwał ten parlamentarno – uliczny spektakl nienawiści, odetchnęliśmy z ulgą, bo już robiło się zbyt gorąco i niebezpiecznie. Podczas ulicznych protestów łatwo mogło dojść do nieszczęścia, które można by wytłumaczyć psychozą tłumu, podgrzewaną przez media, nieodpowiedzialnych polityków czy zwykłych prowokatorów.
Prezes i jego bliscy partyjni towarzysze, by opisać swoje wizje związane z przeciwnikami politycznymi stworzyli zupełnie nowy, nieznany przynajmniej nam – Ślązakom, nienawistny język miłości bliźniego. Poseł Kaczyński w sejmowym wystąpieniu w trybie „bez trybu”, za to z użyciem klasycznego „won”, wykrzyczał w stronę totalnej(?) opozycji: „ Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego śp. brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami”. Kaczyński wszedł na mównicę tylko po to, aby bezkarnie rzucać obelgami pod adresem innych posłów, dając świadectwo swoich dyktatorskich zapędów.
Starając się nadążyć za swoim mentorem, jeszcze obrzydliwszym językiem wyrażał swoją opinię senator PiS – Waldemar Bonkowski, mówiąc: „Na demonstracje chodzą stare upiory bolszewickie, ubeckie wdowy, oczadzeni i pożyteczni idioci”. Jego usprawiedliwieniem może być jedynie mizerne wykształcenie – stolarz tapicer, co nakazuje zaliczyć go, obok posłów Suskiego czy nieprzewidującej zmiany władzy - Szczypinskiej, do drugiego szeregu pisowskiej inteligencji. Pierwszy szereg pisowskiej inteligencji też nie błyszczał. I tak Mariusz Błaszczak widział w protestujących spacerowiczów i turystów, a Antoni Duda (stryj prezydenta) widział w protestach happeningi, na które przychodzi mało ludzi.
Za to z prawdziwą przyjemnością wysłuchaliśmy bardzo dobrego wystąpienia opolskiego posła – Janusza Sanockiego, który apelował do Prezydenta o zawetowanie wszystkich trzech ustaw mających „zreformować” wymiar sprawiedliwości – ustaw o KRS, o SN i o ustroju sądów powszechnych. Sanocki zarzucił posłom skandaliczne ich procedowanie. Kolegom z PiS wytknął sponiewieranie zasad cywilizacji, szczególnie samoograniczenia władzy i dialogu społecznego. Apelował o odwołanie ministra Ziobry i jego ludzi, uzasadniając to tym, że stanowią oni większe zagrożenie niż milion uchodźców. Słuchaliśmy wystąpień autorów pisanych na kolanie Ustaw – Ziobry i jego zastępców – Jakiego, Wójcika i Warchoła, stąd podzielamy apel posła Sanockiego, bo nie sądzimy aby honorowo - (słynne zero) poddali się do dymisji.
Powtórne odrodzenie
Ustawy dotyczące zmian w sądownictwie zostały po partyzancku przyjęte przez senatorów PiS, pod osłoną nocy w dniu 22 lipca. Był to zły omen – zapowiedź przyszłych kłopotów PiS-u. 22 lipca 1944 roku, komuniści mniemając o sobie podobnie jak obecnie PiS, że są Suwerenem, ustanowili Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który rok później ustanowił ten dzień Narodowym Świętem Odrodzenia Polski. Do 1989 roku było to w PRL najważniejsze polskie święto państwowe. Popędzani przez Kaczyńskiego pisowscy parlamentarzyści wybrali więc na powtórne „odrodzenie” Polski dzień najgorszy z możliwych. PiS-owi nie chodzi o reformę sądownictwa, ale o wymianę sędziów na swoich – dyspozycyjnych. Takich, którzy się nie sprzeciwią niszczeniu opozycyjnych partii oraz samorządów, fałszowaniu wyborów i rozprawie z niezależnymi od władzy mediami. Poza krajowymi zwolennikami PiS, poczynania tej partii popiera jedynie ich bratanek – Victor Orban. Przeciwko dewastacji polskiego sądownictwa apelują środowiska prawnicze w kraju i za granicą. Chce ją zatrzymać Komisja Europejska. To jednak coraz bardziej frustruje i wzmaga agresję Kaczyńskiego i jego akolitów. Mając w ręku „koryto”, przy pomocy którego, wzorem bolszewików mogą kupować kolejne rzesze zwolenników, nie pozwolą go sobie łatwo odebrać. Będą też z pełną determinacją walczyć o poza konstytucyjne atrybuty, psim swędem zdobytej władzy.
Dwa weta Prezydenta przyjęliśmy z podziwem dla jego odwagi. Wiemy, że będą go bardzo dużo kosztować, jednak odczuwamy niedosyt powodowany podpisaniem trzeciej ustawy – o ustroju sądów powszechnych, z którymi każdy może mieć do czynienia, a tam Ziobro i jego niezwykle inteligentni i sprawiedliwi zastępcy już szykują się do rewolucyjnej wymiany kadr na lepsze, bo swoje.
Wydaje się nam – jako starym ludziom, że wszelkie opinie jakoby w Pałacu nastąpiła dobra zmiana i „reforma” sądownictwa została przez Prezydenta zatrzymana, są przesadzone i nieprawdziwe. Naszym zdaniem należało posłuchać krajowych i zagranicznych autorytetów, ale także ulicy i zawetować wszystkie trzy ustawy mające w założeniu reformować sądownictwo. Konstytucyjne przesłanki dla których należało tak uczynić, były już wielokrotnie przedstawiane – nie będziemy ich powtarzać. Za to spróbujemy potrójne weto uzasadnić tym, iż liczba trzy od zarania dziejów uważana jest za świętą. Pitagoras uważał ją za liczbę doskonałą. Znajdujemy ją w wielu aforyzmach i przysłowiach. Jedno z nich mówi: „Trzech rodzajów ludzi należy się wystrzegać: pieniacza, pochlebcy i pyszałka”. Odnajdujemy ich i to często w składach trzy osobowych w orszakach smoleńskich. Jest pieniacz, są pochlebcy, jest trzech górników w galowych strojach z białymi pióropuszami symbolizującymi dozór, jest trzech stoczniowców w białych hełmach, jest trzech obrońców krzyża od Giewontu do Bałtyku, trzech kapłanów itd. Itd. To trójkowe przedstawicielstwo nie zwiększa już siły smoleńskiego ludu, ani siły pieniacza i jego pochlebców. Zwolennicy PiS muszą zorganizować nowe, silniejsze demonstracje, bo nie może być tak, aby ulica światłami aspirowała do roli Suwerena. A poza tym weta były tylko dwa.
Do Canossy
Bycie Ślązakami wyłącza nas z uczestnictwa w wojnie polsko – polskiej. Dla nas podstawę normalnego i godnego życia stanowi Konstytucja jako fundament i dobre ustawy stanowione przez kompetentnych i uczciwych posłów. Nam bardzo zależy na Unii Europejskiej i na utrzymaniu porządku i sprawiedliwości opartej o solidne prawo. Jako obywatele współczujemy stojącemu na straży Konstytucji prezydentowi Dudzie, którego nienawistne i nienasycone władzą polityczne gnomy, chcą sobie podporządkować. Gorzej, upokarzają go za zawetowanie ostatnich ustaw. Gdyby mogli, nakazaliby mu pójście do Canossy - siedziby Prezesa na Nowogrodzkiej, najlepiej pieszo i we włosiennicy, aby tam mógł uznać swój błąd i wyrazić skruchę. Prezesowi byłoby miło, gdyby Prezydent w pokutną pielgrzymkę udał się także do o. Rydzyka. Jego toruńskie królestwo zdążył swoją obecnością zaszczycić, tytułowany tam premierem – prezes Kaczyński ze swoimi czołowymi akolitami – Błaszczakiem i Brudzińskim.
Nie na wiele zdał się list Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski – abp Stanisława Gądeckiego, skierowany do Prezydenta, w którym podziękował mu za postawę zajętą w sprawie zawetowanych ustaw, podkreślając, że była ona zgodna z nauką papieża Jana Pawła II. W toruńskich mediach – „Alleluja! I do przodu”, inaczej rozumieją nauczanie Papieża – Polaka. Tam w koszmarny sposób, wielce frasobliwy Prezes – Premier, tłumaczył polskim, katolickim rodzinom, że ich Prezydent popełnił błąd, ale On żywi nadzieję, że to był tylko incydent Zapewniał, że jego, Prezesa – Premiera działania prowadzą do skutecznego przywrócenia w Polsce porządku demokratycznego i moralnego oraz dekomunizacji sądownictwa i mediów. Niczym dyktator zapewnił, że załatwi to choć będzie opór.
Na zakończenie swojej wizyty, wpadając w megalomanię złożył o. Rydzykowi obietnicę – „Ojcze dyrektorze, obronimy Polskę”. Na razie lud ma wakacje i jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wojna polsko – polska będzie na pewno nadal toczona. Kolejne bitwy o sądy i media odbędą się jesienią. A potem – po zimie nastąpi ciąg dalszy. Na razie nie wiadomo jaki.